|
Ostatnio naprawdę mam pecha. Tyle potencjalnie ciekawych oryginałów, a
ja zaliczam remake’i. Było „One missed call”, teraz czas na „Shutter” -
remake tajlandzkiego horroru z 2004. Do seansu przystępowałem nie
naznaczony pamięcią o oryginale (nie oglądałem), więc mogłem ocenić
amerykańską wersję „Shutter”, jako samodzielny i twórczy obraz. Na jaką
ocenę zasłużył? Czytajcie dalej.
„Shutter – Widmo” opowiada historię fotografa Bena i jego świeżo poślubionej
żony Jane, którzy to zaraz po ślubie lecą do Tokio, gdzie Ben ma zająć się
zdjęciami mody. W drodze do Tokio, w nocy, na leśnej drodze ma miejsce
dziwny wypadek. Jane potrąca młodą kobietę, ale ani policja, ani młoda para,
nie potrafią odnaleźć ani wskazać ciała. Po przybyciu do Tokio, Ben
podejmuje pracę, a Jane zaczyna miewać dziwne wizje. Okazuje się, że duch
potrąconej dziewczyny zaczyna prześladować Bena i Jane.
Dlaczego? Na te pytania odpowiecie sobie sami oglądając film. Czy jednak
warto tracić czas na kolejny amerykański przeszczep azjatyckiego kina grozy?
Niekoniecznie, ale po kolei. Fabuła „Widma” jest sztampowa do bólu. Średnio
obeznany z filmami grozy fan (wystarczy, że obejrzał „Ring” albo „Klątwę”)
od razu załapie o co chodzi. Przyznam szczerze, że po 20 minutach rozłożyłem
całą fabułę na czynniki pierwsze i mimo tego, że reżyser do samego końca
próbował wodzić mnie za nos, nic nie potrafiło mnie zaskoczyć. Historia jest
zdecydowanie za prosta. Zero zaskoczeń i zwrotów akcji, ale przyjmijmy, że
tak miało być. Scenarzysta tak napisał a reżyser (Masayuki Ochiai – „Infection”)
tak chciał... Nic dodać nic ująć.
Gra
aktorska nie porywa. Joshua Jackson gra tak jak zwykle, czyli jednostajnie i
nieprzekonywująco (kto lubił „Jezioro marzeń” ten wie o co chodzi). Rachael
Jackson próbuje i zdecydowanie więcej gra, ale przez cały seans wydawało mi
się, że zbytnio zapatrzyła się w Naomi Watts z „Kręgu”. Zdecydowanie lepiej
wypadają aktorzy drugoplanowi: Dawid Denman i John Hensley, ale ich role są
za krótkie by zapaść w pamięć widza.
W
warstwie technicznej „Shutter” to po prostu zwykła, rzemieślnicza robota.
Zdjęcia wystarczające, muzyka nie przeszkadza w odbiorze filmu (ale też nie
straszy czy podtrzymuje w napięciu). Efekty specjalne to chyba najsłabsza
strona „Widma”. Odniosłem wrażenie, że albo w zamyśle reżysera było wykonać
oszczędny w efekty film albo budżet nie pozwolił twórcom rozwinąć skrzydeł.
Nawet tytułowe widmo jest niczym innym jak banalnie ucharakteryzowaną
aktorką i daleko mu choćby do Sadako z „Kręgu”.
Reasumując, nie oczekiwałem zbyt wiele i właśnie to dostałem. Prosty,
schematyczny film. Lepszy niż recenzowany niedawno „One missed call”, ale do
najsłynniejszych remake’ów ostatnich lat brakuje mu bardzo wiele. Oto taka
historyjka dla niewymagających fanów, kobiet głośno chrupiących popcorn i
wszystkich pożeraczy powtórek i kopii z kopii. A tak poważnie, to znowu nie
warto.
 |
::PLUSY::
+ Lepszy niż „One
missed call”
+ Aktorzy drugoplanowi
+ Prostota i skromność (niektórzy to lubią)
::MINUSY::
- Scenariusz i fabuła
- Schematyczność
- Brak jakiegokolwiek zaskoczenia
- Joshua Jackson
::OCENA FILMU::
4/10
|
 |
|
|
AUTOR:
SZEWSKI |
|
|