W
ostatnich latach możemy zaobserwować w europejskim kinie znaczny wzrost
produkcji horrorów. Niektóre, np. francuski „Blady Strach”, zachwyciły nas
swoim kunsztem, a inne np. niemiecki „Basen”, wywołały uśmiech politowania.
W 2005 r. Brian Yuzna nakręcił film produkcji hiszpańskiej, o tajemnicy
pewnego jeziora…

Pewnego dnia, dwójka chłopców odwiedza miasteczko skazane na zatopienie, z
powodu budowanej tamy i przez przypadek uwolnienia przywódcy potężnej sekty
okultystycznej. Czterdzieści lat później, przy okazji lokalnego festynu
upamiętniającego powstanie nowego miasta w odmętach jeziora, które
pochłonęło miasteczko, rodzi się potężne zło, które unicestwić może tylko
pewna księga…

„Pod
powierzchnią wody” - bo tak brzmi jego polskie tłumaczenie - wziąłem za
monster movie z przerażającymi syrenami w roli głównej - potwór ten występuję
w liczbie pojedynczej i to w jednej tylko scenie. Przedstawiona historia
może więc zmylić do około połowy filmu, gdzie dopiero wychodzi okultystyczna
natura obrazu. Trzeba przyznać, że fabuła nawiedzonego jeziora trzyma
poziom, gdyż mało takich historii w obecnej kinematografii grozy. Drażniącą
kwestią jest irytujący akcent hiszpańskich aktorów. Słuchając ich ma się
wrażenie oglądania bajki dla dzieci w języku angielskim. Scenariusz nie
trzyma się
kupy
w żadnym calu, a kilka momentów drażni, irytuje i śmieszy
równocześnie. Przykład: czarny charakter zabija sprzymierzeńca dwóch
głównych bohaterów, a oni siedzą w samochodzie obok i gapią się jak zaklęci,
zamiast pomóc. Portrety psychologiczne i emocjonalność bohaterów w filmie
to pojęcia nieznane. Kiedy ginie matka pewnej dziewczynki i chłopca, oni
stoją bez cienia emocji i obserwują jakby za karę jej śmierć. Trzeba
przyznać, że wielkim plusem obrazu są podwodne zdjęcia, ukazujące zatopione
mroczne miasteczko, te sceny to moje ulubione momenty „Beneath Still Waters”,
z kilku powodów: po pierwsze nie ma dialogów, a co za tym idzie nie drażni
wyżej wspomniany akcent. Po drugie podczas seansu wkrada się napięcie i
poczucie, że w wodach upiornego jeziora na bohaterów czyha jakaś potworna
siła, która pragnie zatrzymać ich w swoich odmętach. Myślę, że jako plus
można też zaliczyć niezbyt logiczne, aczkolwiek zaskakujące
zakończenie, które mnie najpierw zamurowało, a następnie doprowadziło do
śmiechu.

Koniec końców, hiszpańska produkcja „Pod Powierzchnią Wody”, to doskonały
przykład na przerost treści nad formą. Z jednej strony można odszukać w nim
ciekawą historię i dobre zdjęcia, a z drugiej, wszystko rujnuje scenariusz i
aktorzy. Myślę jednak, że czas poświęcony na tą pozycję nie będzie dla
wszystkich czasem straconym.