Kinematografia
francuska chwiejna jest niczym waga szalkowa. To fakt
niezaprzeczalny. To, co obecnie trafia na polski rynek z kraju
Napoleona, nie grzeszy oryginalnością i ambicją. Nie mówię, że w
samej Francji nie kręci się wartościowych obrazów, byłbym wierutnym
kłamcą. Nie zapominam o takich reżyserach jak chociażby Andre
Techine czy Erick Zonca. Chcę tylko zaznaczyć, iż w dużej mierze
filmy te pozostają w obrębie kraju, w którym zostały wyprodukowane,
tudzież ich kariera kończy się na kilku festiwalach. A to, co trafia
do kin zagranicznych, no cóż, pozostawia wiele do życzenia.
Karmienie widza produkcjami typu "Taxi", "Yamakasi" czy "13
Dzielnica" staje się już rutyną. Widowisko i szybka akcja, z tym do
czynienia mamy coraz częściej. Zapomina się jednak o polocie i
odrobinie inwencji. Taka odgrzewana komercyjka dla wielbicieli
współczesnych Bruce’ów Lee i szybkich samochodów. Nie zaprzeczam, że
do naszych kin trafiały ostatnimi laty różne filmy francuskie,
reprezentujące różne gatunki, to jednak rzadko, który okazywał się
szczególnym dziełem. Jeśli chodzi o nasz ulubiony gatunek, to
najlepiej byłoby przemilczeć tę kwestię. Bardzo rzadko zobaczyć
można stricte horrory z francuskim rodowodem. Widocznie Francuzi
pozostawili tę sferę innym krajom. W 2001 roku próbę pokazania
czegoś ciekawego na tym gruncie podjął Christophe Gans z filmem
"Braterstwo Wilków".
Akcja filmu
dzieje się w osiemnastowiecznej Francji. Od jakiegoś czasu, ludność
pewnej prowincji ma niemały kłopot. Po okolicy grasuje ogromna
bestia przypominająca przerośniętego wilka. Giną kolejni niewinni
ludzie, głównie kobiety i dzieci. Nie pomagają nawet nagonki
urządzane przez żołnierzy. Na polecenie króla, do okolicy przybywa
dwójka mężczyzn, mająca zbadać i przy odrobinie szczęścia, zakończyć
cały ten koszmar. Gregoire de Fronsac oraz jego przyjaciel Mani
rozpoczynają "śledztwo" mające na celu wyjaśnić jakim stworzeniem
jest nieuchwytna dotychczas bestia. Z biegiem czasu dociekliwy
Gregoire odkrywa kilka faktów związanych z dziwną istotą, a w
międzyczasie flirtuje z piękną i szlachetnie urodzoną Marianne, choć
nie omija też domu publicznego w którym poznaje tajemniczą Sylvię.
Mani natomiast daje się poznać jako milczący, ale z pewnością nie
bezbronny osobnik. Okazuje się, iż jest on Irokezem ze szczepu
Mohawk, a Gregoire traktuje go jak brata. Mijają dni, a bestia w
dalszym ciągu pozostaje nieuchwytna. Król zaczyna się niecierpliwić
i nakazuje zakończyć poszukiwania. Gregoire zmuszony zostaje do
spreparowania zwykłego wilka aby wyglądał jak groźna bestia. Po tym
fakcie sprawa pozornie ucichła, jednak nasz bohater nie daje za
wygraną, prawda zdaje się być blisko. Na własną rękę próbuje
rozwikłać zagadkę tajemniczej istoty terroryzującej okolicę.
Rozwiązanie pokaże o wiele więcej niż mogłoby się wydawać.
Nie jest to z
pewnością zwykła historia o bestii zabijającej niewinnych ludzi.
Fabuła do najgorszych nie należy. A co do reszty, to z tym jest już
różnie, gdyż film Gansa zawiera wady jak i zalety. Zacznę może od
tych drugich. Nie da się ukryć, iż cała akcja rozgrywa się w
niezwykle pięknych okolicach. Co jakiś czas podziwiamy urokliwe
zakątki, zielone doliny czy też okryte śniegiem lasy, a i same
wnętrza zamku czy innych budowli prezentują się nieźle. Podobnych
wrażeń doznajemy zmysłem słuchu. Dźwięk i muzyka tworzą z obrazem
udaną harmonię, nie da się zaprzeczyć. Aktorstwo również należy
ocenić pozytywnie. Widać, że aktorzy w większości wczuli się w swoje
role, to się chwali. Jeśli chodzi o kostiumy to też pięknie to
wygląda (bo "Braterstwo Wilków" to bezapelacyjnie również film
kostiumowy) Efekty specjalne też cieszą oko, choć wiele ich nie
uświadczymy. A teraz przejdźmy może do wad filmu. Mnie osobiście
irytuje wprawdzie widowiskowych scen walk. Nie chodzi mi o same
walki, bo te prezentują się naprawdę przyzwoicie. Problem w tym, iż
nie bardzo pasuje to do czasów i realiów przedstawionych w filmie.
Coś się chyba twórcom pomyliło. Ale jak usłyszałem, że jedną z ról
gra Mark Dacascos, to już wiedziałem, że będzie bitka jak ta lala:)
Ale ostrzegam, Gregoire (Samuel Le Bihan) pod koniec filmu wymiata
nie gorzej niż Mani:)) Chociaż z drugiej strony, bez scen walk z
udziałem naszych bohaterów film byłby strasznie nudny (a może raczej
o wiele bardziej nudny) I tutaj docieram do największej wady tego
filmu. Ukryć się nie da, iż produkcja Gansa jest jedną wielka nudą.
Mimo tych wszystkich zalet, które wymieniłem, film nie broni się
niestety przed wieloma nużącymi momentami. Obraz w dużej mierze jest
przegadany, a sceny walk i te z udziałem bestii okazują się być miłą
odskocznią od reszty filmu. Tak niestety jest. Dodatkowym minusem
jest zbyt długi czas trwania seansu, bo ponad dwie godziny.
Reasumując, "Braterstwo Wilków" to film efektowny ale niestety nuda
niweczy wszystko, co twórcy sobie założyli. Myślę jednak, że można
go obejrzeć, ale nie jest to z pewnością produkcja do której się
wraca. Wypijcie przed startem mocną kawę i do boju:)