Są
takie filmy...
Są takie filmy, które pozostają w pamięci. Są takie filmy, które nie dają w
nocy zasnąć świdrując wyobraźnie i wypełniając nam pamięć. Są takie filmy,
do których chcemy wracać wieczorami, przy których zaciągamy zasłony i gasimy
światło dla lepszego efektu.
Jest
też „Deadgirl”.
Na
ten nieznany film trafiłem zupełnie przypadkiem, przeglądając zapowiedzi
festiwalowe na jednym z amerykańskich portali. Zabierałem się do niego kilka
razy aż wreszcie nadszedł ten wieczór... co przeżyłem? Zapraszam do lektury.
„Deadgirl”
to prosta historia dwóch szkolnych kumpli, którzy podczas kolejnych wagarów
postanawiają zwiedzić stary i opuszczony psychiatryk znajdujący się na
obrzeżach miasta. Brzmi sztampowo? A jak dodam, że w podziemiach szpitala
znajdują martwą kobietę, w dodatku nagą i przywiązaną do łóżka? I, że
postanawiają się zabawić? I, ze okazuje się, że dziewczyna nie jest zupełnie
martwa? Tyle historii. Nie mam zamiaru napisać nic więcej ale od razu dodam,
że warto wytrwać te 90 minut.
Co ja
gadam?!?!?! O jakim wytrwaniu tu mówię? „Deadgirl” zdecydowanie wbija w
fotel i tyle. Film urzeka klimatem i duszną atmosferą. Para reżyserska
Marcel Sarmiento i Gadi Harel sprawnie kreuje kolejne wydarzenia prowadząc
nas coraz dalej i dalej aż do finału. I to nic, ze koniec jest aż nazbyt
oczywisty. Mnie to w ogóle nie przeszkadzało. Czułem, że tak musi być i
koniec. Tak jak nie przeszkadzała mi oszczędność środków i nadmierne
operowanie światłem i cieniami. Przypuszczam, że wynikało to bardziej z
ograniczonego budżetu ale nawet jeśli, to co z tego? Obraz funkcjonuje
idealnie. Praca kamery jest bez zarzutu. Często mamy okazję wytężać wzrok
podglądając dalszy plan i nerwowo obgryzając paznokcie. Całość wygląda na
przemyślane i skończone dzieło.
Jedyny zarzut jaki mógłbym skierować do twórców „Deadgirl” to przeholowanie
z postacią J.T. Jego postawa jest całkowicie nieprzekonywująca i trochę
psuję odbiór całości ale to tylko szczegół. Reszta postaci nakreślona jest
solidnie ale bez fajerwerków - mnie to wystarcza.
Reasumując „Daedgirl” to mała perełka w zalewie tandety typu slash/gore/teen/torture/idiotyzm/etc
etc. Mimo kilku niedociągnięć film prezentuje się świeżo i interesująco.
Może szkoda tylko, że scenarzysta wybrał inne zakończenie niż ja ale to
tylko drobnostka. Najważniejsze, że są jeszcze takie filmy.

|
::PLUSY::
+ Pomysł
+ „Martwa” dziewczyna
+ Klimat
+ Aktorzy
::MINUSY::
- Nieprzekonywująca i
przerysowana postać J.T.
- Mimo wszystko ostatnie minuty są stracone w morzu sztampy
::OCENA FILMU::
7/10 |
 |
|
|
AUTOR:
SZEWSKI |
|