|
Przyznam się od razu, że jestem maniakiem horrorów. Oglądam prawie
wszystko tzn. nie oglądam tylko tych filmów, na które ewidentnie brakuje
czasu. Dzięki temu omijam różne nieudane produkcje... Skuszony
zapowiedzią oraz ciekawym streszczeniem zasiadłem do filmu pt.
"Deaths of Ian Stone". Co z tego wynikło?
"Death of Ian Stone" to historia człowieka, który wpadł w przedziwną
pułapkę. Musi stawić czoła śmierci, która czyha na niego dosłownie wszędzie.
Co więcej, gdy go dopadnie (śmierć), on od razu rozpoczyna nowe życie. Z
poprzednim łączy go tylko to samo nazwisko, strzępy wspomnień i tajemnicza
kobieta. Więcej o fabule nie będę pisał bo zepsułbym zabawę tym, którzy
ośmielą się sięgnąć po ten film. Ale czy warto?

Pomysł z umieraniem/odradzaniem wydał mi się bardzo ciekawy choć po 30
minutach seansu miałem nieodparte skojarzenie z takim choćby "Dniem
Świstaka". I wszystko nawet było ok gdyby...
Film jest zrobiony poprawnie. Zdjęcia dostateczne w lokalizacjach raczej
mało klimatycznych ale generalnie pasujących do filmu.
Muzyka w porządku, w niektórych momentach nawet całkiem, całkiem.
Gra aktorów...hhmmm...aktor grający Ian'a wyglądał jak Ryan Philippe i to
niestety nie było jego zaletą. Inni aktorzy raczej nie trzymali poziomu
chyba, że za taki uważamy paskudnie wyeksponowany brytyjski akcent :) ale i
to można było znieść.
Co więc zadecydowało, że "Deaths of Ian Stone" zaliczę jednak do porażek?
Lista jest długa:
- fabuła (takich głupot to nie widziałem od czasów "Boogeymana". Mniej
więcej w połowie robi nam się istny bełkot złożony z durnych dialogów,
niekonsekwencji fabularnych i, jakby to powiedziała pewna znana osoba,
"oczywistych oczywistości" :))
- dialogi (beznadzieją jest, jeśli całą tajemnicę fabuły streszcza jeden z
drugoplanowych bohaterów i to po 40 minutach seansu...a do tego generalnie
film jest przegadany przedszkolnymi tekstami)
- efekty (z jednej strony mamy fajne monstra, szczególnie na początku filmu,
gdzie jeszcze mało widać :) a z drugiej tzw. "ciosy pod pachę" albo
"widoczny komputer")
- zakończenie (to, że sztampa, to normalne; ale to, że film właściwie kończy
się po 60 minutach to już katastrofa. Od tego momentu wiadomo absolutnie
wszystko, łącznie z dialogami :))

To
tyle. Pomysł był fajny, realizacja zapowiadała się nieźle, a tu taki gniot.
Niestety, tak to bywa jak robi się film, który z jednej strony miał być
tajemniczy i zakręcony a z drugiej miał przyciągnąć jakieś nastolatki do kin
(albo przed tv).
Jak zwykle nie wyszło. Za dużo bredzenia i tłumaczenia widzowi o co chodzi a
za mało klimatu-wyłączając początek.
Z kronikarskiego obowiązku dodam, że reżyserem tego "dzieła" jest Dario
Piana a w roli Ian'a zobaczymy Mike'a Vogel'a.
Wyczytałem, że film ten jest adaptacją powieści Brendana Hooda pt. "Deaths".
Stawiam funta, że książka będzie lepsza niż film. To całkiem normalne w
dzisiejszych czasach, niestety.
 |
::PLUSY::
+
Początek filmu,
+ Niektóre efekty specjalne
::MINUSY::
-
Fabuła,
- Zakończenie,
- Aktorzy.
::OCENA FILMU::
3/10
|
 |
|
|
AUTOR:
SZEWSKI |
|
|