SPIS WEDŁUG TYTUŁÓW ORYGINALNYCH

0-99A  B  C  D  E  F  G  H  I  J  K  L  Ł  M  N  O  P  Q  R  S   U  V  W  X  Y  Z  Ż  Ź


 



 

DEVIL'S CHAIR, THE



 

 

::TYTUŁ POLSKI::
Krzesło Diabła

::REŻYSERIA::
Adam Mason

::SCENARIUSZ::
Adam Mason,
Simon Boyes

::MUZYKA::
Zoë Keating, Mortiis

::OBSADA::
Andrew Howard, Polly Brown, Olivia Hil...

::KRAJ::
Wielka Brytania

::ROK::
2006

::CZAS TRWANIA::
90 min.


 
 

Reżyser Adam Mason uwielbia krew. Tłumaczy tę swoją słabość w sposób następujący: „Kiedy miałem sześć lat obejrzałem ‘Szczęki’ i dostałem całkowitej obsesji na ich punkcie – do tego stopnia, że po pewnym czasie byłem w stanie wyrecytować z pamięci każdy dialog z filmu. W podstawówce jakaś dziewczyna kopnęła mnie pewnego razu w zęby za to, że próbowałem zajrzeć jej pod spódnicę i pamiętam, że wyłożyłem się wtedy na ziemi plując krwią, tak że zalewała mi całą twarz, ale czułem się cholernym ważniakiem bo wyobrażałem sobie, że wyglądam jak Robert Shaw w końcówce ‘Szczęk’”. Jednak nawet nie wiedząc o uwielbieniu Masona dla filmu Stevena Spielberga, ani nie znając krwawego epizodu z jego dzieciństwa, łatwo można się zorientować, że to rzeczywiście reżyser przepadający za widokiem krwi – wystarczy w tym celu obejrzeć „Krzesło diabła”, jak dotąd jego najbardziej znane dzieło.

„Krzesło diabła” to film nakręcony za stosunkowo niewielkie pieniądze, a za sprawą pokazywanej na ekranie brutalności kojarzący się z kinem niezależnym, ale tak naprawdę jest to pierwsze w pełni profesjonalne dokonanie Masona (przynajmniej jeśli chodzi o kino pełnometrażowe – reżyser od wielu lat zajmuje się też kręceniem jak najbardziej profesjonalnych teledysków). Powstało ono na zlecenie liczącej się wytwórni, ekipa filmowa musiała ostro uwijać się z produkcją aby zakończyć prace w konkretnym terminie, a jeśli chodzi o stronę techniczną – a przede wszystkim o zdjęcia, montaż czy ścieżkę dźwiękową – „Krzesło diabła” mogłoby zawstydzić niejednego zarabiającego ciężkie miliony dolarów hollywoodzkiego wyjadacza (oczywiście pod warunkiem, że znalazłby się jakiś hollywoodzki wyjadacz z poczuciem wstydu).

Wcześniej Mason musiał sobie radzić w sposób znacznie bardziej partyzancki, niejednokrotnie finansując tworzone filmy z własnej kieszeni, kręcąc je na swoim podwórku i za pomocą pożyczonego sprzętu. Nie zawsze przynosiło to rewelacyjne efekty. Reżyser sam zresztą przestrzega widzów przed zabieraniem się za oglądanie jego dwóch pierwszych pełnometrażowych filmów: „The 13th Sign” i „Dust”. Były to co prawda tylko skromne amatorskie wprawki, powstałe świeżo po tym, jak Mason zakończył naukę w szkole filmowej, ale oba zostały sprzedane do wielu krajów na całym świecie i, jak na tego typu kino, zyskały całkiem niezłą dystrybucję, przynosząc zyski wszystkim tylko nie ich twórcom. Można jednak podejrzewać, że nawet gdyby reżyser zarobił dzięki nim fortunę i tak nie byłby z nich szczególnie dumny. „Te filmy są dla mnie jak dwójka dzieci z nieprawego łoża”, przyznał swego czasu Mason w jednym z wywiadów. „Myślę o nich i marzę żeby po prostu znikły”.

Po tym podwójnym rozczarowaniu Mason nakręcił dwa krótkie filmy, z których do dziś jest zadowolony: „Ruby” oraz „Prey”. Nieustannie próbował też zdobyć pieniądze na swój pierwszy prawdziwy film pełnometrażowy, ale okazało się to dużo trudniejsze niż przewidywał. Ostatecznie stwierdził, że trzeba skończyć z kłanianiem się kolejnym producentom, którzy nie są w stanie zrozumieć żadnego z jego filmowych konceptów – a także nie życzą sobie nadmiaru krwi na ekranie – i bardzo skromnymi środkami nakręcił kameralny, pełen okrucieństwa dreszczowiec „W mroku zła”. Był to jednocześnie pierwszy film, dzięki któremu twórczość Masona poznali polscy widzowie (ukazał się na DVD w serii Kino Grozy Extra).

Choć „W mroku zła” w znacznym stopniu zdobyło sławę – czy też niesławę – dzięki trudnej do zniesienia brutalności niektórych scen, reżyser powtarzał niejednokrotnie, że jego zamiarem nie było ściganie się na ilość wykorzystanej sztucznej krwi z takimi horrorami jak „Piła” czy „Hostel”. Początkowo nakręcił zresztą znacznie łagodniejszą wersję filmu, ale po zakończeniu zdjęć uznał, że dołożenie ostrzejszego wstępu i finału doda jego dziełu charakteru. I niewątpliwie tak właśnie się stało.

Jak twierdzi sam Mason, „W mroku zła” – a także „Krzesło diabła” i jego późniejsze filmy – na pewno nie są wolne od inspiracji klasyką filmu i literatury grozy. W przypadku tego pierwszego tytułu reżyser wymienia jako źródła natchnienia m.in. powieść Johna Fowlesa pt. „Kolekcjoner” oraz takie filmy, jak „Teksańska masakra piłą mechaniczną” Tobe’ego Hoopera, „Ostatni dom po lewej” Wesa Cravena czy znacznie nowszy „Wolf Creek” Grega McLeana (który Mason obejrzał już w trakcie prac nad swoim filmem, ale zdążył jeszcze pod jego wpływem dokręcić nieplanowaną wcześniej scenę). Niektóre z tych inspiracji można by też pewnie odnieść do „Krzesła diabła”, ale w przypadku tego filmu Mason w szczególnie wyraźny sposób inspirował się ultrabrutalnym i pokręconym fabularnie horrorem Alexandre’a Aji „Blady strach”. I trzeba przyznać, że jego wizja piekła na ziemi robi podobne wrażenie jak ta w wykonaniu Aji: na pewno nie jest to coś, co się łatwo zapomina.

Przez cały czas trwania seansu towarzyszy nam narracja głównego bohatera, żądnego wrażeń młodziana o imieniu Nick (w tej roli świetny Andrew Howard), który zaciąga swoją dziewczynę (Polly Brown) do opuszczonego zakładu psychiatrycznego. Wkrótce potem Nick obserwuje śmierć swojej towarzyszki na tajemniczym, wysysającym krew krześle. Oczywiście nikt później nie wierzy w opowieść chłopaka o krześle-mordercy i z braku innych podejrzanych to właśnie Nick zostaje oskarżony o zamordowanie dziewczyny, a że wypadek poważnie odbił się na jego psychice – zostaje zamknięty na oddziale psychiatrycznym. Po czteroletniej terapii Nick sam już zaczyna wierzyć, że jest mordercą, ale że leczenie uznano za skuteczne, a pacjentem chce się zaopiekować znany profesor (David Gant), chłopak wychodzi na wolność. Jest tylko jeden warunek: musi zgodzić się na ponowną wizytę w miejscu, gdzie doszło do tragedii, aby jego opiekun mógł mu udowodnić, że tak naprawdę zabójcze krzesła nie istnieją. Kiedy jednak główny bohater ponownie trafia do przeklętego szpitala w towarzystwie profesora i trójki jego pomocników, wszyscy, z widzami włącznie, bardzo szybko przekonują się, że Nick nie przesadzał ostrzegając kompanów przed spędzaniem nocy w murach tego ponurego budynku.

Dwa najbardziej kontrowersyjne elementy „Krzesła diabła” to narracja Nicka, która co jakiś czas każe nam odrywać się od śledzenia przedstawianej na ekranie historii oraz gwałtowny finał rozegrany w zupełnie innej konwencji niż wcześniejsza część filmu. Dla jednych widzów będą to wady, a dla innych – największe zalety dzieła Masona. Jedno jest pewne: gdyby nie one, „Krzesło diabła” byłoby kolejnym niezłym, ale nieszczególnie oryginalnym horrorem. Kto natomiast przekona się i do narracji (cynicznej, przesyconej czarnym humorem i sprawiającej wrażenie wyrwanej z filmu Guya Ritchie’ego, co jednak wcale nie odbiera jej uroku), a także do nietypowej końcówki (która nie jest może do końca logiczna, ale za to stanowi wyraz umiejętnej zabawy schematami gatunku), ten może film Masona szczerze pokochać. I o to właśnie reżyserowi chodziło – nieraz bowiem powtarzał, że nie interesuje go kręcenie filmów, które widzowie uznają za „niezłe”; mają je uznawać albo za ohydne, albo za rewelacyjne. Dzięki tak bezkompromisowemu podejściu głównego twórcy filmu, „Krzesło diabła” zdobyło już uznanie wielbicieli kina grozy na całym świecie, w tym także w naszym kraju – w 2007 roku film był wyświetlany na Horror Festiwalu i przyznano mu wówczas główną nagrodę, Złotą Czaszkę.

Na wejście do szerokiej dystrybucji czeka obecnie długo oczekiwane kolejne dzieło Masona, zatytułowane „Krwawa rzeka”, które zdążyło już zdobyć nagrody na dwóch festiwalach – w tym dla znanego z „Krzesła diabła” Andrew Howarda, którego reżyser ponownie zatrudnił do jednej z głównych ról. „Krwawa rzeka” – opowiadająca o dwójce młodych ludzi i tajemniczym autostopowiczu – ma być, jak chcą pierwsi recenzenci, filmem „bardzo, bardzo mrocznym”, ale już nie tak opętańczo brutalnym jak „W mroku zła” czy „Krzesło diabła”. Trwają też końcowe prace nad szóstym pełnometrażowym filmem Masona: przewrotnym thrillerem pt. „Luster”, który jest zapowiadany jako zaskakująca wariacja na tematy znane z opowieści o doktorze Jekyllu i panu Hyde. I w tym filmie mamy zresztą zobaczyć kreację zaufanego Andrew Howarda, tym niecierpliwiej należy więc oczekiwać na jego premierę. Ma to być dla twórcy „Krzesła diabła” pierwszy krok w zupełnie nowym kierunku, ale można się chyba spodziewać, że i tym razem będzie bezkompromisowo i nieprzewidywalnie.

Co zaś najbardziej niesamowite, po stworzeniu kilku szokująco okrutnych horrorów, Mason zaczyna mówić o planach rozpoczęcia romansu z kinem komercyjnym! Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym przypadkiem kariery w stylu Sama Raimiego albo Petera Jacksona, którzy zaczynając od tanich produkcji niezależnych stali się jednymi z najlepiej zarabiających reżyserów w Hollywood? Całkiem możliwe – w końcu talentu brytyjskiemu twórcy na pewno nie brak. Szkoda by tylko było gdyby zamiast wywrotowych dzieł w rodzaju „Krzesła diabła” czy „W mroku zła” Mason zaczął od teraz tworzyć wyłącznie ugrzecznione adaptacje komiksów albo wysokobudżetowe, podrasowane komputerowymi efektami przeróbki klasycznych dzieł filmowych – z całym szacunkiem dla „Spider-Manów” Raimiego i „King Konga” Jacksona.



 



 

   

AUTOR: BARTŁOMIEJ PASZYLK
(AUTOR "LEKSYKONU FILMOWEGO HORRORU" ORAZ THE PLEASURE AND THE PAIN OF CULT HORROR FILMS)