|
Mike Myers to z pozoru normalny, dziesięcioletni chłopiec, niestety prawda
jest inna. Wychowuje się w patologicznej rodzinie, ojczym pijak, matka
striptizerka, puszczalska siostra, a jedyną normalną osobą jest mająca
zaledwie kilka miesięcy siostra. Mike chcąc odreagować stresy, wyżywał się
torturując i bestialsko zabijając zwierzęta. Kiedy sytuacja w domu i w
szkole sięgnęła zenitu, chłopiec sięgnął po nóż, przywdział maskę clowna i
zabił osoby przez które cierpiał. Zatrzymany przez policję trafił do zakładu
psychiatrycznego, gdzie spędził kilkanaście lat, przebywając w zamknięciu,
zamknął się w sobie, przestał mówić, zdziczał. Pewnego dnia bezlitosny
morderca ucieka z budynku. Wyzwolony i przepełniony rządzą krwi rusza do
rodzinnego miasteczka Haddonfield. Próbuje odnaleźć swą siostrę, która
przeżyła masakrę sprzed kilkunastu lat. Już nastoletnia Laurie (nowa rodzina
nadała jej nowe imię) przygotowuje się do święta Halloween, podczas którego
opiekować będzie się chłopcem. Nikt nie wie, że tegoroczne święto zmarłych
będzie wyjątkowo krwawe…

Nadszedł dzień, kiedy światło dzienne ujrzał remake klasycznego „Halloween”,
w reżyserii Johna Carpentera. Za reżyserię nowej wersji zabrał się nie kto
inny, jak Rob Zombie, twórca takich filmów jak „Dom 1000 trupów” i „Bękarty
diabła”. Zombie przedstawił historię Myersa w zupełnie innym świetle, jak
obiecywał jest to całkiem inny film, nie jest to kalka pierwowzoru. „Halloween”
można podzielić na dwie części, pierwsza to swego rodzaju prequel,
przedstawia losy młodego mordercy, pokazuje to, czego oszczędził nam
Carpenter. Widzimy jak Michael dorasta w piekielnej rodzinie, gdzie jedynym
jego wsparciem jest matka, która co prawda święta nie jest, gdyż pracuje w
klubie ze striptizem. Łatwo zauważyć, iż Zombie ma skłonność do pokazywania
w swych filmach rodzin w złym świetle, gdzie dominuje bród, przemoc i seks.
Rob przekazał nam wszystkie ważne informacje o rodzinie i młodzieńczych
losach mordercy, inaczej było w przypadku wersji z roku 1978, gdzie
musieliśmy się zadowolić domysłami na temat Myersa, co sprawdziło się bardzo
dobrze. Michael w filmie Roba Zombie, oprócz antypatii, budzi o dziwo
współczucie, zastanawiamy się co doprowadziło go do takiego stanu, czemu
nikt nie zauważył jego morderczych skłonności. Z kolei w filmie Carpentera
morderca był indywiduum, był tajemniczy i nie budził żadnych innych uczuć w
widzach, oprócz odrazy i nienawiści. Druga połowa filmu przedstawia nam to z
czym mieliśmy do czynienia w pierwowzorze, czyli od momentu ucieczki
Michaela z zakładu zaczyna się rzeź i pościg za siostrą. I właśnie druga
połowa filmu nie jest już artystyczną wizją reżysera. Zombie odtwarza to co
widzieliśmy u Carpentera, ale w innej formie. Niektóre sceny są pozmieniane,
jest więcej przemocy i morderstw. Akcja pędzi jak szalona i zakończenie jest
całkowicie zmienione.

W filmie pojawia się znany z wcześniejszych części motyw muzyczny, lekko
unowocześniony. I należy to uznać za największy plus. Reżyser nie próbował
na siłę wymyślać nowego main theme, postanowił pozostać przy tym, co
sprawdzone. Ważnym elementem, o którym muszę wspomnieć to sceny zabójstw,
jest ich niezliczona ilość. Co chwilę ktoś ginie. Momentami czułem, że
reżyser przesadził z tak wieloma scenami morderstw. Bohaterowie zabijani
przez mordercę próbują się jeszcze ratować, czołgają się do drzwi czy
telefonu, gdy w ostatnim momencie nadchodzi oprawca i zadaje ostateczny
cios. Umierają bardzo wolno i makabrycznie. Wstrząsają najbardziej sceny
gdzie zabija młody Myers, jest to takie trochę dziwne, oglądać dziecko
uśmiercające dorosłych ludzi, tak bez powodu. Choć motyw dzieci morderców
pojawiał się często (np."Dzieci kukurydzy") to nigdzie nie pokazano tego aż
tak przekonująco. Zombie wszystko pokazał dokładnie, nie spotkamy tu mordów
poza ekranem, widzimy krew i przerażenie ofiar, a uszy aż pękają od ich
krzyków i błagań o litość… Film jest zdecydowanie jednym z
najbrutalniejszych filmów roku 2007 (nie licząc „Piły IV”). Myers bardzo
często używa tu swojego, wielkiego kuchennego noża, wykręca karki, uderza
metalowym kijem. Dużym plusem jest to, że nowe „Halloween” nie nudzi, przez
109 minut nie ma czasu na odetchnięcie, akcja pędzi jak szalona.

Aktorstwo w "Halloween" jest świetne. Zadziwia Sheri
Moon w roli matki Mike Myersa, jest tak przekonywująca, że każdy jej płacz
wstrząsa, autentycznie przeżywamy jej tragedię. Wiedziałem, że Moon jest
dobrą aktorką, ale nie spodziewałem się po niej tak świetnego odegrania
roli, wczucia się w głębię postaci. Mogę śmiało stwierdzić, iż w tym filmie
to Moon wiedzie prym i jest jego gwiazdą. Zombie zgromadził w swym filmie
gwiazdy poprzednich swoich dzieł, oprócz Sheri, pojawił się Sid Haig,
Leslie
Easterbrook i Bill Moseley. Słabo
przy tych gwiazdach wypada odtwórczyni roli Laurie Strode -
Scout
Taylor-Compton, która w swym dorobku
aktorskim nie ma żadnych imponujących produkcji, ponadto jej gra nie była
przekonywująca. Zdecydowanie nie można jej porównywać z Jemie Lee Curtis
(odtwórczyni tej roli we wcześniejszych częściach). Jedynie w końcówce Scout
zaczyna imponować, jej krzyki, ucieczki i walka o przetrwanie poruszają, ale
nie tak jakbyśmy tego chcieli. Jako Dr Loomis wystąpił Malcom McDowell,
imponująco odegrał swą rolę. Świetnie ukazał swoją więź emocjonalną z
Myersem, jego oddanie, a zarazem wytrwałość i zaciętość w poszukiwaniu
zbiegłego mordercy. W filmie pojawiają się też dwa smaczki, pierwszy to
pojawienie się Danielle Harris, wcielającej się w rolę córki szeryfa i
przyjaciółki Laurie. Aktorka ta grała wcześniej w "Halloween 4" i "Halloween
5", jest to jedyna osoba, która wcześniej miała związek z serią. Drugi
smaczek to występ Brada Dourifa, weterana filmów z pod znaku horroru (np.
"Laleczka Chucky"), wcielił się w rolę szeryfa, lekko niedowierzającego w
to, że jego miasteczku zagraża wielkie niebezpieczeństwo.

Film
Roba Zombie został zmiażdżony przez krytykę. Pisano, że odtwarza on klatka
po klatce sceny z pierwowzoru, że jest skierowany tylko dla fanów gore i
jest bardzo schematyczny. Można się zgodzić tylko z tym, że co prawda jest
bardzo krwawy i w drugiej połowie ulega schematom horrorów spod znaku
slasher. Film Carpentera był i będzie arcydziełem, zaś "Halloween" Zombie
miał być inny i jest, ale niestety tylko do połowy, potem to już zwykły
remake, odtwarzanie genialnego Carpentera. Gdzieniegdzie wprowadza zmiany
(lekko odmieniona scena z prześcieradłem), zaś bardzo odmienił zakończenie,
które znacząco różni się od tego z 1978 roku. Nie pozostaje mi nic innego
jak tylko polecić wam ten film. Warto zapoznać się z wizją Roba Zombie,
który swoje chore fantazje przeniósł do nowej wersji "Halloween". Zagorzali
fani pierwowzoru na pewno będą zawiedzeni, gdyż nie dostaną tu bardzo
klimatycznego filmu nie epatującego zbytnio przemocą, zobaczą zaś obraz
charyzmatyczny, ciekawy i bardzo brutalny.
 |
::PLUSY::
+ aktorstwo (Sheri Moon),
+ brutalność,
+ pierwsza połowa filmu,
+ zakończenie,
+ main theme,
+ nie nudzi.
::MINUSY::
- lekka wtórność drugiej połowy filmu,
- Scout
Taylor-Compton.
::OCENA FILMU::
8/10 |
 |
|
|
AUTOR:
DEJW |
|
|