Pewnie zastanawiacie się, co na portalu
poświęconemu filmów z kręgu horroru, robi recenzja filmu, o którym wiele
rzeczy można powiedzieć, ale na pewno nie można nazwać go horrorem. Otóż
znalazła się tutaj po pierwsze ze względu na tematykę, w jakiej poruszają
się twórcy filmu, a po drugie ze względu na niszę w kinie zachodnim, którą z
powodzeniem wypełnia. „Zimny pocałunek” jest bowiem filmem poświęconym
zjawisku nekrofilii.
Niektórym z was już zapewne przyszły na myśl
filmy w rodzaju osławionego „Nekromantika”, szokującego „Aftermath” czy
przerysowanej w swym naturalizmie serii „August Underground”. Niektórych
rozczaruję, innych być może pocieszę stwierdzeniem, że film Stopkewich nie
ma z powyższymi absolutnie nic wspólnego. To historia o kobiecie
zafascynowanej śmiercią, która w śmierci szuka tego, co w życiu jej nie
pociąga. To historia miłości i spełnienia w sposób, jaki większości z nas
wydałby się nieludzki, nienormalny, obrzydliwy.
Pomimo, że film ten można by zaklasyfikować
jako dramat psychologiczny, czy może nawet romans, z horrorem łączy go
również fakt, że nie jest przeznaczony dla widzów wrażliwych. Posiada
najwyższą kategorię wiekową – R, pomimo że nie ma w nim ani jednej sceny
mordu, tortur czy śmierci, że o gore już nie wspomnę. Być może swoją
kategorię zawdzięcza kilku scenom nagości, ale ja sądzę, że komisja nie
mogła dać niższej właśnie ze względu na tematykę.
„Kissed” to kino artystyczne, niszowe, nie
przeznaczone dla szerokiej publiczności mimo wielu nagród, jakie zebrało.
Ten film nie wpisuje się w popkulturę tak jak „Nekromantik”, który stał się
symbolem kina nekro albo „Cannibal Holocaust” – ikona filmu gore. „Kissed”
jest filmem głęboko symbolicznym, filozoficznym w swej wymowie, dającym do
myślenia. Typowy dla kina kanadyjskiego chłód doskonale współgra tu z
klimatem filmu, a wyczucie, z jakim reżyserka podeszła do tematyki nadały
filmowi wymiaru transcendentnego, pozwoliły przeniknąć się życiu i śmierci w
niezwykły, rytualny niemal sposób. Wspaniała kreacja Molly Parker tchnęła
wrażliwość w postać nekrofilki i nadała jej postaci i jej skłonnościom
pewnego artyzmu. To, w jaki sposób mówi o sobie i swoich potrzebach burzy
stereotypowy obraz nekrofilia, jaki przyjęliśmy uznawać.
„Kissed” jest także, a może przede wszystkim
– historią o miłości. O miłości dwojga ludzi, którzy pochodzą z dwóch
różnych światów. Sandra jest nekrofilką, stroni od ludzi a jej świat
zaczyna się i kończy w zakładzie pogrzebowym, gdzie pracuje jako balsamistka.
Matt jest ciekawym świata studentem medycyny, który za wszelką cenę próbuje
przekonać Sandrę, że jej skłonności można „wyleczyć”, angażując ją w
„zdrowy” związek. Zazdrosny o martwych kochanków Sandry próbuje wymusić na
niej, aby porzuciła swoje dziwne potrzeby i pozwoliła się pokochać. W
obliczu swojej klęski pozostaje mu już tylko jeden sposób, by wreszcie
zdobyć dziewczynę tylko dla siebie.
Polecam „Kissed” gorąco miłośnikom kina z
wyższej półki z gorącym przekonaniem, że niektóre filmy każdy miłośnik
horroru po prostu powinien znać.