|
W roku 1968 George A. Romero
nakręcił obraz pod tytułem „Night of the Living Dead”. Początkowo krytyka
nie dostrzegła filmu, jeśli zdarzały się jakieś pojedyncze recenzje, to
zazwyczaj mało przychylne. Zarzucano reżyserowi tandetę, niski budżet,
niesmaczne zdjęcia i nieciekawą fabułę, opowiadającą historię trupów
wstających z grobu. Publiczność była czujna i nie przeoczyła prawdziwego
geniuszu Romero. Jednogłośnie okrzyknęła film mianem pierwszego w historii
zombie – movie. Oczywiście kręcono wcześniej produkcje z nieboszczykami w
roli głównej, jednak nigdy nie były to istoty ukazane w taki sposób, które
na trwałe wpisałyby się do kanonu światowej literatury, sztuki i filmu. Od
tamtego czasu powstała niezliczona liczba tytułów mniej lub bardziej
nawiązujących do „Night of the Living Dead”. Może dziwić również fakt, że
przez ponad czterdzieści lat od wyprodukowania pierwowzoru, zrobiono tylko
dwa remake-y słynnego dzieła. Jeden z nich w 1990 roku nakręcił Tom Savini.
W 2006 roku Jeff Broadstreet wyprodukował i wyreżyserował kolejną wersję
„Nocy żywych trupów” tym razem w wersji 3D.
Fabuła filmu w luźny sposób
nawiązuje do oryginału. Barbara wraz z bratem jedzie na pogrzeb ciotki. Na
cmentarzu zostają napadnięci przez martwych... Dziewczyna znajduje
schronienie w domu, w którym zamieszkuje podejrzana rodzinka, utrzymująca
się z hodowli i sprzedaży marihuany. Próbuje przekonać właściciela posesji,
że zaatakowały ją powstałe z grobu trupy. Nikt oczywiście nie daje wiary w
opowieści Barbary. Dopiero pojawienie się potworów uświadamia wszystkim, że
kobieta mówiła prawdę.
Film reklamowany jest hasłem –
„Słynne dzieło zyskało nowy wymiar”. Widać jednak, że producent i reżyser
Jeff Broadstreet wyprodukował obraz w technologii 3D i próbując odcinać
kupony od kultowej pozycji Romero nastawił się głównie na zysk.
Przez pierwsze sekundy
odbiorca ogląda początek starego, dobrego „Night of the Living Dead” z 1968
roku, by po chwili zostać przeniesionym w trzeci wymiar. Owszem wrażenie
jest ciekawe, co i rusz reżyser puszcza do nas oko, pozwalając zachwycać się
trójwymiarowymi efektami w postaci papierosowego dymu wylatującego za ekran
telewizora, czy ciekawie skadrowanymi pomieszczeniami. Całość wizualnie robi
pozytywne wrażenie i wnosi pewną świeżość do świata zombie. Pytanie tylko,
czy trzeci wymiar potrafi zrekompensować słabą fabułę, nieciekawe aktorstwo
i brak reżyserskich umiejętności?
„Night of
the Living Dead 3D” to 80 minut kiepsko nakręconego horroru.
Aktorzy
grający w filmie zupełnie nie byli w stanie udźwignąć tej produkcji. Może z
wyjątkiem Sida Haiga, który postacią właściciela kostnicy próbuje ratować
film. Na próżno. Historia o rodzince uprawiającej marihuanę, zamieszkującej
dom na odludziu jest mocno naciągana. Najgorsze jest to, że twórcy, co
chwilę serwują widzowi bzdury, w które po prostu nie sposób uwierzyć.
Charakteryzacja żywych trupów
jest na znośnym poziomie, choć do klasyki Romero czy Fulciego umarlakom
daleko. Na szczęście zombie są jak w oryginale powolne i działają
instynktownie, co ratuje ujęcia z nieżywymi w roli głównej. Tylko ze względu
na te sceny można dotrwać do napisów końcowych. Muzyka w zasadzie nie
istnieje, może poza pojedynczymi wstawkami przygrywającymi podczas bardzie
dynamicznych ujęć. Wspomnieć należy o ciekawej
szacie graficznej polskiego wydania DVD. Dzięki niej potencjalny widz jest
w stanie złapać haczyk i wydać ciężko zarobione pieniądze na „Night of the
Living Dead 3D”. Zapewne na to liczyli dystrybutor, oraz twórca filmu pan
Broadstreet. Łatwy zarobek na odcinaniu kuponów od kultowego dzieła. Nie
tędy droga panowie. Gore prezentuje się
przeciętnie, w zasadzie na palcach jednej ręki można policzyć sceny
zapadające w pamięć. Zombie bez nóg ciągnący za sobą kręgosłup czy scena
wbijania łopaty w głowę nieżywego to w zasadzie najlepsze ujęcia w całym
filmie. Natomiast wiele efektów specjalnych zrobione jest wręcz amatorsko.
Być może producent wydał cały budżet na zdjęcia kamerą 3D i niestety nie
pozostało już pieniędzy na resztę.
„Night of the Living Dead
3D”nastawiony jest na zbicie łatwych pieniędzy, żerując na sukcesie
doskonałego i kultowego dzieła George A. Romero. Atutem realizacji miały być
zdjęcia 3D, jednak ciężko jest nie posiadając pomysłu na film zaskoczyć
wymagającego widza. Produkcja w zasadzie przeszła bez większego echa i nie
przyniosła twórcom sukcesu kasowego. Trudno się dziwić. Biorąc się za
klasykę, trzeba dużo więcej, niż kilku efektownych ujęć. Należy w tym
miejscu przestrzec przed filmem, każdego wielbiciela żywych trupów. Łatwo
jest początkowo złapać haczyk. Niestety później jest już tylko płacz i
zgrzytanie zębów.

|
::PLUSY::
+
Trójwymiarowe zdjęcia.
+ Dwie sceny
z umarlakami w roli głównej.
::MINUSY::
- Mierne
aktorstwo
- Bezsensowna
fabuła
- Próba
zbicia pieniędzy na kultowym dziele
- Naiwność
scenariusza
- Kiepska
muzyka
::OCENA FILMU::
2/10 |

|
|
|
AUTOR:
WOJCIECH
KULAWSKI |
|
|