|
„Blair Witch Project” + „Noc żywych trupów” –
brzmi dziwnie? Ale działa!
Nie ma co, hiszpańskie kino grozy przeżywa
ostatnimi czasy prawdziwy renesans. Po „Labiryncie Fauna” i „Sierocińcu”
otrzymujemy kolejny świetny horror pochodzący z ojczyzny corridy i flamenco.
Główna bohaterka, Angela Vidal, to młoda dziennikarka, która postanowiła
nakręcić reportaż o pracy strażaków. Początkowo, wraz z towarzyszącym jej
kamerzystą, dosłownie „umierają z nudów”, przyglądając się monotonnej
codzienności „panów w czerwonych kaskach”. Sytuacja zmienia się
diametralnie, gdy strażacy otrzymują zgłoszenie od zaniepokojonych sąsiadów,
słyszących krzyki mieszkającej nad nimi staruszki. Wspomniana starsza pani
okazuje się żądnym krwi zombiakiem i jak przystało na żądnego krwi zombiaka,
postanawia skonsumować nowoprzybyłych. W międzyczasie do zabawy dołącza się
wojsko, odcinając od świata całą kamienicę. Zaczyna się walka o przetrwanie.

Film, podobnie jak „Blair Witch Project”,
stylizowany jest na „kręcony z ręki” dokument. Nadaje to poszczególnym
scenom niezwykłej dynamiki oraz „podskórnej” wiarygodności, pozwalając
widzowi jeszcze skuteczniej zatracić się w oglądanym obrazie.
Pomimo powierzchownej wtórności fabuły (oni –
przerażeni ludzie, one – wygłodniałe zombie oraz znikąd pomocy), twórcy
rewelacyjnie żonglują stereotypami i utartymi wzorcami, przeinaczając je i
tworząc zupełnie nową jakość. Cieszy zwłaszcza zupełnie nieszablonowe
podejście do występujących postaci. Dzięki Bogu, w przeciwieństwie do 90%
hollywoodzkich produkcji, oszczędzono nam czarnoskórego dowcipnisia,
ciamajdowatego kujona oraz cycatej cheerleaderki, ginących obowiązkowo w
podanej kolejności. Zamiast tego otrzymujemy ludzi z krwi i kości, z którymi
– pomimo iberyjskich realiów – łatwiej się utożsamiać. Osobiście zdobyłem
się nawet na pewną nutkę współczucia, gdy ich tak bez litości chwytano,
wybebeszano i konsumowano. Naprawdę...

Wbrew ostatnim zdaniom, dawka brutalności i
przemocy nie przekracza wcale granicy dobrego smaku, co niechybnie
zmieniłoby film w kiepską parodię. Brak, co prawda, finezji porównywalnej z
niektórymi częściami „Piły”, ale nikt jej wcale nie oczekiwał. W ramach
rekompensaty otrzymujemy niepowtarzalny, wbijający w fotel klimat.
Jedyny mankament, jakiego się dopatrzyłem, to
fakt, iż w przeciwieństwie do wspomnianych już amerykańskich „slasherów”,
główna bohaterka pozostaje przez cały czas ubrana od stóp do głów.
Przyjrzawszy się natomiast (z recenzenckiego obowiązku, oczywiście) jej
jędrnym kształtom, stwierdzam, że usunięcie kilku zbędnych fatałaszków
mogłoby znacznie zwiększyć walory artystyczne filmu. Cóż, być może w
kolejnych produkcjach wspomniane niedopatrzenie zostanie wyeliminowane.
Czego sobie i wam życzę.

|
::PLUSY::
+ innowacyjna fabuła
+ świetne aktorstwo
+ rewelacyjny klimat
::MINUSY::
- brak
::OCENA FILMU::
10/10 |

|
|
|
AUTOR:
JAN CZARNY |
|
|