|
Pierwsza "Teksańska masakra piła
mechaniczną" to absolutna klasyka horroru, wręcz kamień milowy w
historii kina grozy. Kiedy debiutancki film Tobe Hoopera wchodził do kin
w 1974 roku na zawsze zmienił oblicze gatunku. Nagle zamiast różnorakich
potworów, do znudzenia eksploatowanych wampirów, czy modnych w latach
sześćdziesiątych przybyszów z kosmosu, pokazano, że ZŁO czyha tuż obok
ciebie. Ucieleśnieniem zła okazała się rodzina, oczywiście z odrobiną
patologicznej przemocy oraz obłędu, ale wciąż to rodzina - jak dotąd
rzecz święta i nietykalna w amerykańskich filmach. Zrobiony za
niewielkie pieniądze (około 140 tysięcy dolarów) film okazał się
ogromnym przebojem i doczekał trzech kolejnych części. Lecz tylko dwójkę
zrealizował jeszcze Tobe Hooper w 1986 roku (tym razem w konwencji
czarnej komedii gore, rodzinka kanibali zajmuje się produkcją chili.
Jednak dla wielu to właśnie pierwsza część serii jak jedyna posiadał ten
właściwy a zarazem niepowtarzalny klimat, charakteryzujący się surowymi,
często niedbałymi ujęciami, oszczędną muzyka oraz niedoświadczoną
obsadą, która sprostała wszelkim wymaganiom widowni, kreując obecnie
znane na całym świecie postacie. Juz od pierwszych ujęć popadamy w
skrajność a wszystko za sprawą podpowiedzi fabularnych, zwiastujących
tragedię. Niekorzystny układ planet, makabryczne wiadomości usłyszane w
radiu, budzące strach majaczenia pijaczka czy wreszcie napotkany
autostopowicz, którego piątka młodych ludzi, podróżujących vanem, na
swoje nieszczęście zabiera. Dowiadujemy się także o makabrycznym
odkryciu policji na miejscowym cmentarzu. Zwłoki wielu denatów zostały
zbezczeszczone i skradzione. To rodzina Sawyerów lubiła ozdabiać swój
dom różnymi gadżetami robionymi z kości. Co ciekawe ten pomysł na
koszmarny wystrój zaczerpnięto ze sprawy Eda Geina (podobnie jak
zamiłowanie Leatherface'a do przywdziewania maski z ludzkiej skóry). Ed
Gein został złapany w 1957 roku w stanie Wisconsin. Sąsiedzi powiedzieli
potem, że był miłym, acz skrytym człowiekiem. W jego domu policja
znalazła rozkładające się zwłoki, abażury i fotele z ludzkiej skóry,
liczne naczynia zrobione z kości. Później niektórzy ludzie w miasteczku
Plainfield z przerażeniem przypomnieli sobie, że czasami kupowali od
niego mięso. A oskarżony podczas przesłuchania stwierdził z rozbrajającą
szczerością, że nigdy nie był na polowaniu... Ta prawdziwa historia
zainspirowała również Roberta Blocha (który mieszkał w tym samym stanie
co Gein) do napisania "Psychozy". Od ponad trzech dziesięcioleci legenda
Teksańskiej masakry piłą mechaniczną była jedną z najbardziej
przerażających i zapadających w pamięć opowieści przeniesionych na duży
ekran. Od czasu, gdy pierwotny film zadebiutował w 1974 roku, fani
debatowali nad genezą tej opowieści – jednak teraz New Line Cinema, we
współpracy z Michaelem Bayem, pokazuje, jak do tego wszystkiego doszło,
w obrazie Teksańska masakra piłą mechaniczną: Początek.

Jest rok 1969. Wybuchła wojna w Wietnamie.
Zbiera ona katastrofalne żniwo po stronie amerykańskiej, straty są
niezliczone, a trwający pobór do wojska ma wykarmić machinę wojenną.
Przychodzi w końcu czas na 18 - letniego Deana Hilla. Jednak zanim Dean
zgłosi się do miejscowego ośrodka mobilizacyjnego, jego brat, Eric, który
niedawno wrócił ze służby w Wietnamie, zamierza sprawić Deanowi
niespodziankę. Mimo obaw oddanej mu narzeczonej, Chrissie, Eric planuje
ponownie zaciągnąć się wraz z Deanem do ukochanej piechoty morskiej w
nadziei, że będzie mógł przypilnować swojego błądzącego w życiu brata.
Niestety, plany Deana nie licują z zamierzeniami Erica. Prosta strategia
Deana zakłada uchylenie się od poboru i wyjazd na południe, do Meksyku, przy
poparciu ze strony jego zdeterminowanej dziewczyny, Bailey. Zanim jednak
któraś z par zda sobie sprawę z prawdziwej walki, jaką będą musiały stoczyć,
chłopcy i ich dziewczyny jadą przez Teksas, chcąc po raz ostatni dobrze się
zabawić. Niepewni swojej przyszłości stają się jednymi z pierwszych ofiar
najsłynniejszej rodziny, która na potrzeby własnych uciech stworzyła
prawdziwe piekło na ziemi... Zapewne znasz już dalsze losy ofiar, ale czy
znasz swoich sąsiadów? Pamiętaj początki są najkrwawsze, najokrutniejsze,
najbardziej... To się może wydarzyć wszędzie...
Igranie z oczekiwaniami widza filmowego
reżyser rozpoczął już na poziomie tytułu. Tytuł "Teksańska masakra piła
łańcuchową" każe nam oczekiwać filmu bardzo krwawego, mało ambitnego,
nastawionego na eksploatację makabry i okrucieństwa. Widz, który spodziewa
się tego rodzaju spektaklu przemocy może poczuć się rozczarowany.
Progresywna formuła horroru, jaką realizuje "Teksańska masakra piłą
łańcuchową", stawia przed widzem nowe wyzwania, zwłaszcza pod kątem
percepcji filmowego obrazu i transponowanej przez niego ideologii. Tego
rodzaju kino igra z odbiorczymi przyzwyczajeniami, motywami i oczekiwaniami.
Aktywizuje "pamięć kinematograficzną", traktując widza jako równoprawnego
twórcę znaczeń oglądanego filmu. Moim zdaniem „The Texas Chainsaw Massacre
The Beginning” stanowi brakujące ogniwo po między
pierwowzorem a kolejnymi częściami, które kolejno zmieniają formułę oraz
znaczenie, po części ewoluują, lecz w żadnej z nich nie zostało
dopowiedziane właściwe pochodzenie oraz motywacja postaci kultowych, ich
szaleństwo oraz sens istnienia. Ta część nie tylko dopełnia wątek fabularny
pierwowzoru, lecz również stanowi znaczącą wskazówkę do pełniejszego
zagłębienia się w świat fascynacji przemocą, przez co możemy zaliczyć ją do
jednej z najlepszych części kontynuacji, jakie powstały do tej pory.

Zazwyczaj na tym etapie wypowiedzi staram się
odnieść do poszczególnych części twórczych produkcji, miedzy innymi do
reżyserii, obsady, bądź rozwoju fabuły pod kątem realizacji. Nie mniej
jednak chciałbym tą część nieco przekształcić w formę wypowiedzi naukowej w
oparciu o wszelkiego rodzaju czynniki. Dla osób nie zainteresowanych
kwintesencją przemocy emanującą z tej pozycji radzę przejść do części
podsumowującej, dla ciekawskich bądź nieświadomych zaprezentuje spektrum
przemocy, zatem zaczynamy... Agresja ma charakter cielesny. Filmowe
okrucieństwo przypomina nam o biologicznej istocie człowieczeństwa, o jego
cielesności i fizjologii. Poczucie estetyki i współczesna medycyna nakazują
nam dbać o własną fizyczność, doskonalić ją, dążyć do ustalonych odgórnie
kanonów piękna. Film natomiast, czy to wojenny, czy sensacyjny, czy też
grozy, ukazuje ciało jako bezradne, podatne na ciosy, ranione, deformowane,
zdekonstruowane. Wizualizacja filmowej przemocy podkreśla nasz lęk o
cielesność, o zaburzenie jego integralności, o naruszenie jego tabu. Lata
sześćdziesiąte, a zwłaszcza siedemdziesiąte nauczyły widza odbierać przemoc
w kategoriach fizjologicznych odbierając wiarę w moc ciała. Ten czynnik
doskonale prezentuje się w obrazie Jonathana Liebesmana, w pewnych momentach
nabiera wzniosłego znaczenia, po części zostaje gloryfikowany jako główny
składnik fabuły. W klasycznym westernie czy filmie gangsterskim prezentowane
akty okrucieństwa nie budziły w widzu ani moralnego, ani estetycznego
sprzeciwu, gdyż widz pozostawał wobec nich zdystansowany. Za pomocą montażu,
muzyki, reżyserii akcentującej obecność autora, czy świadomości istnienia
efektów specjalnych, odbiorca przyjmował rolę świadka wydarzeń
ekscytujących, czasem straszliwych, ale tylko fikcyjnych. Ten efekt działa
na widza również w tej pozycji, przez co powstaje kolejna teza analizy
sukcesywności tej produkcji a mianowicie... Odarte z estetycznego sztafażu i
wygrywanych rytuałów typowych dla konwencjonalnego ujęcia filmowej przemocy,
okrucieństwo gore, szokuje, ale także fascynuje. Czy to niezastanawiające,
że człowiek może być zafascynowany wartościami jednoznacznie negatywnymi?
Starając się odpowiedzieć na pytanie o przyczyny fascynacji filmową makabrą
nie sposób pominąć skutków jej oddziaływania. W tej kwestii istnieje pewien
wciąż utrwalany od nowa stereotyp, że sztuki medialne, a więc film także,
propagują okrucieństwo, gloryfikują przemoc i zobojętniają na cierpienie
innych. Jednak w tym przypadku mamy do czynienie nie tylko z fikcyjną
percepcją przemocy, lecz również z ciekawym aczkolwiek wciąż retrospektywnym
planem działania, którego zakończenie poznajemy w pierwowzorze.

Fenomen fascynującej przemocy współczesna
psychologia stara się wyjaśnić posługując się tzw. zasadą hedonicznej
asymetrii. Wedle niej przeżycia straszliwe lub obrzydliwe budzą większe
zainteresowanie, łatwiej skupiają uwagę odbiorcy. Przekazy pozytywne i
przyjemne traktowane są z obojętnością jako zwyczajne niewymagające
wytężonej uwagi. Negatywne informacje skłaniają, bowiem do większej
czujności, są swoistym ostrzeżeniem o konieczności podjęcia ucieczki albo
obrony. Niosą ze sobą konsekwencje, których zlekceważenie może okazać się
fatalnym, a nawet śmiertelnym błędem. Ten aspekt pierwotnego zachowania
reżyser wykorzystuje dosłownie, jednak właściwym elementem obrazującym w
danym przykładzie nośnik przemocy stają się postacie odgrywane przez aktorów
w zróżnicowanych kategoriach wiekowych, co przekłada się na warsztat
aktorski oraz doświadczenie. Ich ekspresja twórcza staje się jednym z
głównych elementów trawestacji przemocy w formie interferencji pomiędzy
oprawcą a ofiarą, zatem ich zdolności aktorskie w danym przypadku muszą być
na najwyższym poziomie, by oddać autentyzm zajść. Ów wywód doskonale odnosi
się do obsady, której naturalne zachowanie w nieobliczalnych sytuacjach oraz
w sposobie odgrywania poszczególnych scen całkowicie przekonuje widza, co do
autentyczności prezentowanych zajść.

Nie ma tez, co ukrywać, że przemoc jest po
prostu atrakcyjna. Wprowadza element odmienności i niezwykłości do realnej
egzystencji widza. Pozwala doświadczać odczuć i reakcji niedostępnych w
rzeczywistości: śmiertelnego strachu, dominacji nad druga osobą, świadomości
cielesnej słabości, bezsilności w obliczu śmierci. Atrakcyjność tej pozycji
uwzniośla muzyka ilustracyjna, której elementy skutecznie wkraczają w
pryzmat przeżyć, starają się pełnić funkcję narracyjną w momentach
kulminacyjnych oraz rozładowywać napięcia w formie aspektu dopełnia scen. Te
dwa graniczne przykłady pozwalają lepiej zrozumieć, na czym polega przemoc
wobec widza. Autorzy filmowej makabry stosują, bowiem z upodobaniem
strategię ofiary. Widz, (który zdecydował się wytrwać do końca seansu)
zmuszany jest do identyfikacji z upokarzaną, bitą, torturowaną lub
uśmiercaną w okrutnie wyrafinowany sposób ofiarą. Najbrutalniejsza metoda
gwałtu dokonywana na wrażliwości estetycznej odbiorcy wynika z istoty
filmowego medium. To, co bowiem prezentowane jest na ekranie stanowi wycinek
rzeczywistości zamkniętej polem widzenia kamery. Twórcy gore skupiają z
sadystyczną rozkoszą uwagę widza na odrażających obrazach sponiewieranego
ciała. Wydłubywane oczy, wypruwane wnętrzności, wyrywane kończony, fontanny
krwi, wypełniają wielkie zbliżenia, w których oko widza nie znajduje żadnego
bezpiecznego i neutralnego punktu. Odbiorca postawiony zostaje twarzą w
twarz z fizjologią okrucieństwa. Przemoc obrazów gore godzi jednak głębiej
niż tylko w estetyczne i percepcyjne przyzwyczajenia widza. Stanowi także
gwałtowny atak wymierzony w etyczne wartości wyznawane przez większość
ludzi. Dobro ma się wyjątkowo źle w krwawej odmianie kina grozy; albo nie ma
go wcale, albo jest słabe i żałosne. Dane zagadnienie odnosi się
bezpośrednio do twórców efektów wizualnych, których zadaniem jest jak
najdokładniejsze odwzorowanie zajść, po przez zastosowanie szeregu
elementów, miedzy innymi sztucznej krwi, lateksu, bądź urządzeń
elektronicznych imitujących pierwowzór cielesności człowieka. W tym
przypadku mamy do czynienia z szeregiem scen, w których widz zostaje
przekonany do wizualnych zdarzeń, które przypominam są tylko fikcją, bowiem
ich jakość przekonuje nas do ich autentyczności.

Koniec wieku, a w szczególności rok 1999
zapowiadał ponowny bujny rozkwit gatunku, który z uniesioną głową spoglądał
w nowy wiek. Film grozy miał dwa wyjścia: pójść za ciosem i nadal tworzyć
małe dzieła sztuki, albo zapaść się w mroczne odmęty przeciętności, ogranych
schematów, ciągłego powtarzania znanych sytuacji fabularnych, nieciekawych
scenariuszy, czyli groźnej stereotypowości. Prawdziwy fan horroru to jednak
niepoprawny optymista, który ciągle wierzy, że jego ukochany gatunek wyda na
świat kolejne dziełka pokroju „Texas Chainsaw Massacre”.
Zatem wielu popada ze skrajności w skrajność poszukując kolejnych doznań,
lecz czasami zamiast bezpośrednio krytykować odtwórczość kolejnych produkcji
należałoby najpierw zrozumieć sens ich powstawania. Mam nadzieję, że
czytelnicy, którzy wytrwali do końca mojej wypowiedzi nie mają mi za złe
zawiłość formy, bowiem oprócz naukowych informacji pragnąłem przybliżyć
również niezastąpioną formę, przez wielu nazywaną komercyjną, która
przyćmiewa prawdziwą istotę kinematografii gatunku zwanego potocznie horror.
Czyżbym był optymistą, bowiem otrzymałem to, czego się spodziewałem, pozycję
godną polecenia moim znajomym jak i wam...
 |
::PLUSY::
+ przedstawienie pełnej
historii Thomas’a Hewitta,
+ liczne sceny gore,
+ utrzymanie klimatu w mrocznej i przerażającej konwencji,
+ posoka przelewana litrami,
+ znakomita gra aktorów,
+ efekty specjalne na wysokim poziomie,
+ niezła ścieżka dźwiękowa,
+ przekroczenie granic dobrego smaku w ukazywaniu scen mordów,
+ czasem wydaje się zbyt krwawy.
::MINUSY::
- Nie znalazłem
::OCENA FILMU::
9/10
|
 |
|
|
AUTOR:
REQUIEM |
|
|