|
Zombie-horror przeżywa ostatnimi laty wielki
renesans. Rokrocznie widz ma okazję obejrzeć kilka tytułów z tego
podgatunku. Całkiem nowe tytuły i remake’i, naprawdę jest w czym wybierać.
Fani „chodzącej śmierci” nie mają powodów do narzekań. Romero i Fulci mają
obecnie wielu mniej lub bardziej wybitnych naśladowców. Wielu z nich czerpie
garściami z dobrodziejstw techniki komputerowej, co niestety często wychodzi
na minus. Zatracany jest klimat autentyczności, który w filmach wymienionych
mistrzów był wszechobecny. Fakt faktem, nowe produkcje cieszą oko, ale
czegoś tu brakuje. Jestem pewien, że każdy fan horroru dostrzega te różnice.
Prawdą jest, iż nie trzeba wielomilionowych budżetów aby stworzyć
przerażający obraz. Udowodnil to Markus Heiskanen, tworząc krótkometrażowy
film amatorski, zrobiony niewielkimi nakładami finansowymi w zaledwie 16
dni. Co z tego wyszło? Zapraszam do lektury.
Film przedstawia historię Toniego. Opowiada
on o wielkiej wojnie i o skutkach, które przyniosła. W wyniku bombardowania,
ludzie zaczęli zmieniać się w krwiożercze istoty. Przetrwały jedynie odporne
na promieniowanie jednostki. Toni wraz ze swym przyjacielem Risto muszą sami
o siebie zadbać w świecie zdominowanym przez wygłodniałe zombie. Ich żywot
wygląda rutynowo: wyprawy po żywność do opustoszałego marketu, relaks i
dyskusje przy wysokoprocentowym, domowej roboty trunku oraz eksterminacja
żądnych ludzkiego mięsa istot. Pewnego dnia, podczas jednej z wypraw, Toni
zauważa leżącą w śniegu kobietę. Marika, bo tak ma na imię, w jakiś sposób
uniknęła śmierci. Nasz bohater postanawia jej pomóc…
Film ten wzbudził we mnie wielki szacunek dla
twórców. Mimo niewielkiego budżetu, czasu wykonania i amatorskiej ekipy,
obraz ten robi naprawdę pozytywne wrażenie. Widać, że twórcy dobrze bawili
się na planie i przede wszystkim kochają ten gatunek kina. Większość
aspektów, które wypada mi oceniać, trzymają dobry poziom. Mówię tu o
aktorach, realizacji, niektórych efektach i muzyce. Czasem naprawdę zapomina
się, iż jest to film „od fanów dla fanów”. Pomimo dość płytkiej fabuły i
pewnych niedociągnięć, produkcję należy ocenić pozytywnie. Ciekawie
przedstawiają się również opustoszałe, zasypane śniegiem fińskie zakątki.
Zombie i zimowa sceneria to dość ciekawe wizualnie rozwiązanie.
Reasumując, „Winter of the Dead”, to ciekawa
pozycja dla fanów horroru. Mamy tutaj sporą liczbę nieumarłych, walkę o
przetrwanie, efekty gore, ciekawe ujęcia i klimatyczną muzykę. Zaryzykuję
nawet stwierdzenie, że obraz Heiskanena w pewnych momentach dorównuje
niektórym wysokobudżetowym, zrealizowanym przez profesjonalne ekipy,
produkcjom. Widoczne są co prawda pewne niedociągnięcia, ale nie zapominajmy
jednak, że jest to obraz amatorski, twór zrodzony z fascynacji horrorem.
Pamiętajmy, nie sztuką jest zrobić film dysponując milionami i techniką
komputerową, sztuką jest zrobić coś z niczego. I to się twórcom „Kuolleiden
Talvi” udało.
 |
::PLUSY::
- jeden z najlepszych
horrorów amatorskich;
- zimowe scenerie;
- ścieżka dźwiękowa;
- zabawne dialogi;
- aktorstwo z drobnymi zgrzytami;
- jak na amatorską produkcję wygląd zombie prezentuje się dość
przyzwoicie ( z pewnymi wyjątkami);
- możliwość ściągnięcia z oficjalnej strony filmu
::MINUSY::
- trwa tylko 35 minut;
- czasem widać drobne niedociągnięcia;
- płytka fabuła
::OCENA FILMU::
7/10
|
 |
|
|
AUTOR:
PABLO |
|
|