Na autostradzie,
którą jedzie Chris, zdarza się wypadek, przez co tworzy się spory
korek. Chris wybiera drogę przez las, którą chce objechać zator i
skrócić sobie drogę. Jednak nieopatrznie uderza w innych samochód,
należący do grupy młodych ludzi. Oba pojazdy są niezdatne do jazdy,
więc podróżni muszą iść pieszo, by poszukać pomocy. Trafiają na
dziwny dom, obok którego znajduje się cmentarzysko wraków aut.
Budynek wygląda na opustoszały. Jednak gdy wchodzą, stają się
świadkami koszmaru. Od tej pory muszą uciekać, aby przeżyć...
"Wrong Turn"
powstał dość nie dawno (2003 rok), lecz przypomina dużo wcześniejsze
ekranizacje, takie jak np. "Texas Chainsaw Massacre", czy "The Hills
Have Eyes". Filmy te mają ze sobą wiele wspólnego: chociażby
kanibali. Za reżyserię zabrał się Rob Schmidt. Obraz ma już nam
znaną fabułę zaczerpniętą z wcześniejszych ekranizacji (młodzi
ludzie, chcący się zabawić, wjeżdżają do lasu, a tam rozpoczyna się
ich prywatne piekło, z którego niewielu ujdzie z życiem). Nie wiem
dlaczego do realizacji nowych horrorów reżyserowie potrzebują
młodych ludzi jako odtwórców głównych ról? Być może po to, żeby film
był lepszy i w tym przypadku jest tak samo. Oprawa dźwiękowa bardzo
mnie zaskoczyła, już dawno nie słyszałem tak dobrej. Sam dźwięk jest
tak czysty, że nie raz może zwalić z nóg. Dość dziwnie przedstawiono
natomiast kanibali: specyficzna charakteryzacja, zbyt szybcy,
wydający nie sprecyzowane dźwięki. Możemy też odgadnąć, co w filmie
się za chwilę wydarzy, a to już jest katastrofa.
"Wrong Turn" jest dobrze zrealizowanym filmem, lecz wszystko to już
znamy z innych ekranizacji. Za dużo w nim akcji, a przecież to
horror. Szkoda, że akcja jest przewidywalna i nie wnosi nic nowego.