|
Mary Shelley w 1818 napisała książkę, która na trwałe zawitała w kanonie
literatury grozy stając się przy tym nieśmiertelną inspiracją dla wielu
reżyserów. Postać potwora Frankensteina uosabiała pierwotne zło, które
za sprawą szalonego geniuszu jego stwórcy zostało przywołane do życia.
Takie opinie zazwyczaj wygłaszają laicy nie zapoznawszy się z
pierwowzorem literackim. Od ponad wieku na naszych ekranach gości
również sylwetka w różnych odsłonach strasząca pokolenia. Nie byłoby w
tym nic dziwnego, tak klasyczna postać zasługuje na uznanie, jednak
literacka nowela posłużyła również do stworzenia Melowi Brooksowi
czarnej komedii z udziałem omawianej kreatury. Współtwórcą scenariusza
oraz aktorem pierwszoplanowym jest Gene Wilder, aktor niezwykle
utalentowany, chodź zaszufladkowany jako postać komediowa. Wspólnie
stworzyli czarnobiałą, współczesną wersję dalszych losów Frankensteina,
no może nieco odbiegającą od pierwowzoru…
Frankestin to wnuk doktora Frankensteina, zmienił nazwisko, ponieważ
podobnie jak dziadek, którego nienawidzi, został geniuszem biotechnologii,
jednak jego główną ideą jest ratowanie a nie przywracanie zmarłych do życia.
Na jeden z jego wykładów przychodzi tajemniczy zwierzchnik, który przekazuje
Henremu ostatnią wole dziadka, czyli spuściznę w postaci zamczyska w
Transylwanii oraz wszelkiego dorobku. Nieustraszony naukowiec rozstaje się z
Ameryką oraz swoją egocentryczną narzeczoną by uporządkować sprawy rodzinne.
Na miejscu na niego czeka urocza asystentka Inga oraz nieco zgarbiony lokaj
Agor, wspólnie wyruszają w stronę zamczyska po bezdrożach, które kryją w
sobie wiele niebezpieczeństw. Na miejscu wita ich służba, która prowadzi
gości do ich pokojów. Podczas nocnego odpoczynku zza ścian rozlega się
dźwięk skrzypiec, który budzi domowników, Henry wspólnie z Ingą odnajdują
ukryte za regałem tajemne przejście, które prowadzi do dawnego laboratorium
jego dziadka. Wspólnie odkrywają tajemnicze zapiski profesora, które pomogą
wkrótce w wskrzeszeniu geniusza niedawno zmarłego, którego mózg jest
przechowywany w specjalnej kostnicy. Wspólnie uknują plan, który zawiedzie a
jego konsekwencje zaskoczą każdego…
Mel
Brooks zasłynął jako reżyser czarnych komedii oraz parodii, do których pisze
scenariusze, jest producentem a niekiedy również występuje jako jedna z
postaci drugoplanowych. Niestety humor angielski, jaki jego twórczość
zawiera zupełnie nie sprawdza się w sekwencjach, gdzie dodatkiem parodii ma
być groza. Po mimo wielu prób nawiązywania do twórczości kultowej już trupy
MontyPaytona moim zdaniem dokonuje profanacji światowej sławy tematyki
literatury, przekształcając ją w kicz. Niestety w danym przypadku również
owa produkcja jest niskich lotów, jednakże nawiązuje do klasycznych sylwetek
grozy, które w tej pozycji są przedstawione jako nieudolne imitacje
pierwowzoru. Rozumiem i szanuję założenie reżysera, który w swoim
scenariuszu zniekształcił rzeczywistość grozy na potrzeby gatunku, niestety
sposób, w jaki to zrobił nie bawi, nie śmieszy i nie spełnia wymagań widza.
Film stylizowany jest na wczesne lata trzydzieste, gdzie nastąpił rozkwit
wciąż powielanej postaci, przez co zapisany jest w kolorze czarnobiałym,
jednak reszta prosi się o pomstę… Przyznaję, że niektóre sceny śmieszą a
aktorstwo stanowi podstawowy walor produkcji, jednak sposób wykonania,
włączając to efekty specjalne pozostawia wiele do życzenia. W filmie
zastosowano muzykę ilustracyjną w znikomych ilościach, atmosferę grozy
zastąpiono standardowymi gagami z pogranicza komizmu i dobrego smaku, nawet
sceneria, w jakiej poruszają się bohaterzy jest sztuczna. Całość prezentuje
minimalny poziom estetyczny oraz artystyczny, co po kilku chwilach trwania
seansu skutecznie zniechęca widza do dalszej części. Pamiętając jednakże
konwencje oraz zamysł reżysera nie spodziewajmy się tu grozy, wygórowanego
humoru oraz ciekawych efektów specjalnych, bowiem nawet charakteryzacja jest
nieumiejętnie dopasowana. Chwalmy, zatem pomysł, który nie doczekał się
kontynuacji oraz poziom gry aktorskiej, bowiem będziemy mieli okazję
podziwiać prawdziwe sławy, resztę przemilczę… Jak dla mnie to była strata
czasu, może już jestem za stary na płytki humor pseudointelektualny
uwłaczający przeciętnemu widzowi… No cóż, niech tak będzie, ale tej pozycji
nie polecam widzom, którzy uwielbiają grozę w każdym wydaniu…
ZOBACZ RÓWNIEŻ

DVD |

CIEKAWOSTKI |

KSIĄŻKI |

SYLWETKI |

MUZYKA |

DOWNLOAD |
AUTOR:
REQUIEM |
|