To miał być kolejny film Lucia Fulciego, jednak podczas kręcenia "Zombie
Flesh Eaters 2" zachorował, reżyserię przejął Bruno Mattei. Druga część
nieco odbiega od typowych filmów o zombie. Fulci stara się, żeby jego każda ekranizacja była od
siebie niezależna. Nie zobaczymy filmu o podobnej treści, wszelkie produkcje
Mattei,
różnią się w wielu elementach. Po raz pierwszy, możemy zobaczyć walczących zombie, udających wojowników, karateków,
itp. W porównaniu do innych
filmów,
tutaj
zombie sobie nieźle poczynają.
Z bazy wojskowej, grupka zamachowców wykrada bardzo niebezpieczny wirus.
Podczas ucieczki, jeden z terrorystów zostaje postrzelony, wypada mu kufer
w którym znajduje się broń biologiczna. Substancja wycieka do gleby, oparzając mężczyznę.
Resztkami sił, mężczyzna ucieka do hotelu, gdzie umiera. Podczas spalenia
jego zwłok, wydziela się dziwny gaz, który uśmierca większość żywych
istot. Po pewnym czasie zwłoki ożywają. Ludzie muszą jak najszybciej
rozwiązać problem, by uratować pozostałych przy życiu...
Efekty specjalne na dobrym poziomie (np.
latająca
głowa zombie, wychodzący z łona matki, mały, żywy trup). Film jest
przepełniony sekwencjami gore, które da się przewidzieć, to jest
najgorsze. Po co oglądać dalej, wiedząc co się wydarzy. Muzyka jest
odpowiednio dobrana, jednak jest jej stanowczo za mało. Gra aktorów stoi na
niskim poziomie.
Przez większość trwania
filmu, widzimy postać Dj-a, który nadaje komunikaty, co dzieje się w mieście
oraz poza jego granicami. Jednym z plusów jest charakteryzacja zombie, choć
kolor zielony przypomina mi bardziej pleśń, niż żywego trupa. W filmie można
zobaczyć wiele nieprzyjemnych i krwawych scen, typu zdzieranie z człowieka
twarzy, zgniatanie głowy. Na pochwałę zasługuje "Zombie Flesh Eaters
2", ponieważ w tej ekranizacji widzimy dużą ilość zombie.
Polecam go wszystkim miłośnikom żywych trupów. Będzie to rarytas, ponieważ
film warty obejrzenia.