H.
P. Lovecraft, pisarz niedoceniony za życia, w
dzisiejszych czasach stał się jedną z najbardziej
rozpoznawalnych ikon horroru, ale nie tylko. To
nazwisko oznacza również źródło niegasnącej
inspiracji dla twórców grozy, skarbnicę motywów oraz
maszynkę do robienia pieniędzy. Szczególnie
skuteczne w osuszaniu kieszeni z zasobów są
kolekcjonerskie gry karciane. Wykorzystując tę
prawidłowość firma Fantasy Flight Games zaadaptowała
dzieła Lovecrafta na karciankę pod wiele mówiącym
tytułem Call of Cthulhu.
Ta mroczna gra
karciana funkcjonuje na podobnej zasadzie jak sławny
Magic the Gathering, zarówno jeśli chodzi o
politykę wydawniczą, jak i zasady rozgrywki. Karty
ukazują się w zestawach po 40 czy 60 sztuk oraz jako
uzupełniające boostery. Zestaw podstawowy zawiera
ponadto planszę, żetony i znaczniki, bez których
rozrywka też jest możliwa. Gracze mają do dyspozycji
kilka frakcji, np. te dowodzone przez Wielkich
Przedwiecznych (m. in. Cthulhu, Shub-Niggurath,
Hastura i Yog-Sothota) czy zupełnie ludzkie – Agency,
Miskatonic University i inne. Pradawni mają do swej
dyspozycji kultystów i plugawe stwory z prozy
Lovecrafta, ludzie natomiast dysponują ekwipunkiem
mniej lub bardziej typowym dla swego rodzaju.
Konstruując talię, której efektywność zależy
wyłącznie od inteligencji gracza, można dowolnie
łączyć frakcje. Niezależnie od wyboru każdy ma
dyspozycji te same typy kart, takie jak postać (character),
zdarzenie (event), wsparcie (support) itp.
Celem gry jest
wygranie trzech historii. Gracze są przeciwnikami,
ich tury następują naprzemiennie. Po zagarnięciu
jednej historii, co przeciętnie trwa dwie lub trzy
tury, można wykorzystać przypisany do niej efekt. Ma
on wpływ na wszystkich graczy, choć nie dla każdego
rezultat będzie jednakowo pozytywny lub tak samo
negatywny. Wybór historii, o którą będziemy walczyć,
powinien być zatem przemyślany.
Każda rozgrywka ma
inny przebieg, co jest wielką zaletą tej karcianki.
Twórcy uniknęli monotonii, ponieważ już na początku
gry, a następnie z możliwością raz na turę, część
kart z ręki przeznacza się na resource, coś w
rodzaju waluty, którą opłacamy wystawienie
pozostałych. Inna zaleta to nastrojowa oprawa
graficzna. Choć obrazki na kartach siłą rzeczy są
niewielkie, jest na co popatrzeć, żaden fan horroru
nie poczuje się zawiedziony. Niektóre z grafik
zostały wykorzystane także w grze planszowej
Arkham Horror tego samego wydawnictwa. Czasami
będziemy mieć do czynienia z innym fragmentem
obrazka znanego z planszówki lub na odwrót, co
dobrze wpływa na stworzenie klimatu. Trzeba
przyznać, że choć okrutna dla kieszeni, karcianka
kolekcjonerska Call of Cthulhu jest bardzo
miodna. Nierzadko po rozgrywce ma się ochotę
ponownie zasiąść do Widma nad Innsmouth czy
Szepczącego w ciemności. Zaprawdę powiadam
wam: to przede wszystkim Lovecraft powinien mieć na
swoim grobie wyryte NON OMNIS MORIAR.
AUTOR:
KAROLINA GÓRSKA |