Ostatnio
przeżywamy pewnego rodzaju zmartwychwstanie znanych
i bardzo dobrych survivalowych serii. Co jakiś czas
dochodzą nas wieści, że czy to „Resident Evil” czy „Silent
Hill” niedługo będzie miało swoją kontynuację.
Niektórzy narzekają - po co ciągnąć w nieskończoność
niektóre historie, skoro można je z klasą i polotem
sfinalizować? Nie trzeba być geniuszem żeby znaleźć
odpowiedź. I choć zazwyczaj kolejne części nie
dorastają do pięt oryginałom to czasami można
natknąć się na całkiem ciekawe gry zrealizowane na
wysokim poziomie. Jak sprawa ma się z najnowszym
dziełem Konami?
Alex Shepherd wraca
po wojskowej służbie do swojego rodzinnego
miasteczka Shepherd’s Glen. Po dotarciu na miejsce
odkrywa, że miasto spowija gęsta mgła, a na ulicach
nie widać żywej duszy. Kiedy dowiaduje się od swojej
matki, że jego młodszy brat Joshua zaginął, wyrusza
na poszukiwania. Nie wie jeszcze, że wszystkie drogi
prowadzą do Silent Hill…
Po nieudanej i raczej
chłodno przyjętej części czwartej „Silent Hill: The
Room”, trochę dziwi fakt, że Konami zdecydowało się
na Pecetowe kontynuowanie serii (nie licząc prequela
„Origins” wydanego na PSP i PS2). Trzeba przyznać,
że ciekawie reaktywowano serię - fabuła wciąga i
niesie pouczające, ukryte przesłanie co rzadkie w
tym gatunku. Główne menu gry nie prezentuje się zbyt
okazale, aczkolwiek zgrabnie nawiązuje do tytułu,
pokazując rodzinny dom głównego bohatera.
Grafika gry została
zaprojektowana bardzo dobrze, chociaż czasami na
ekran wkradają się widoczne piksele i błędy
teksturowania. Na szczególną uwagę zasługuje
udźwiękowienie gry - wszystkie odgłosy jakie
napotkamy zostały nagrane z niesamowitą precyzją i
realizmem. Niestety, główny motyw soundtracku jest -
przynajmniej dla mnie - zbyt mdły. Wspaniale
przedstawia się kolorystyka - mgliste miasteczko
ukazane w szarych niezbyt optymistycznych kolorach
oraz rdzewiejące budynki i samochody. To wszystko
stworzyło całkiem niezły klimat i napięcie jakie
powinno być obecne w tego typu grach.
Poziom trudności „Homecoming”
niełatwo ocenić - niby zagadki logiczne jakie
zaserwowali nam twórcy są banalnie proste, jednak
kiedy przychodzi nam walczyć z bossami możemy utknąć
na całkiem spory kawał czasu. „Silent Hill” nie
byłby tym czym jest, gdyby nie hordy rozwścieczonych
potworów z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Nowa
część nie zawiedzie Was pod tym względem - będziecie
musieli zwalczyć całą masę przeróżnych bestii, aby
rozwikłać zagadkę zaginięć w Shepherd’s Glen. Skoro
o przeciwnikach już mowa to nie sposób nie wspomnieć
o bossach - są oni naprawdę trudni i bardzo dobrze
wykonani. Aby gra nie stała się monotonna twórcy
dali nam do dyspozycji kilka naprawdę efektownych
broni takich jak strzelba, siekiera czy piła
tarczowa. Sterowanie nie powinno sprawić nikomu
większych problemów, aczkolwiek wolne tempo biegu
Alexa niejednego gracza zirytuje (szczególnie gdy na
ogonie siedzi nam kilka potworów, a apteczek ani
widu ani słychu).
Nowa część klasyka
survival-horroru daje radę chciałoby się rzec.
Szczerze powiedziawszy nie oczekiwałem zbyt wiele po
tym tytule, a dostałem nadwyraz dużo. „Silent Hill:
Homecoming” może stanowić idealny przykład dla
innych twórców jak z klasą i porządnie kontynuować
uwielbiane przez rzesze fanów serie.
AUTOR:
KUBICZKEN |