|
|
    
AQUAMAN (DC ODRODZENIE): KORONA ATLANTYDY (TOM 3)
    
„Odrodzenie”
zadomowiło się już na dobre na polskim rynku komiksowym.
Kilka ukazujących się w jego ramach tytułów można bez dwóch
zdań uznać za udane, ale jak na inicjatywę o tak dużym
zasięgu i wpływie na całe Uniwersum DC, jest w nim za dużo
niewypałów. Na szczęście „Aquaman” nie należy do tej drugiej
grupy, ale też dotąd ciężko go było uznać za serię bardzo
udaną. Najlepiej charakteryzowały go takie określenia jak
„przyzwoity”, „rozrywkowy” czy też „sensacyjny”. Trzeci
zbiorczy tom nie zmieni tego postrzegania w znaczący sposób,
chociaż przy jego lekturze widać, że Dan Abnett próbuje
nadać prowadzonemu przez siebie herosowi nieco więcej głębi.
Po tym, jak Aquaman cudem
zażegnał konflikt między Stanami Zjednoczonymi a Atlantydą,
wydaje się, że pokój na dobre zadomowi się między dwoma
mocarstwami. Sytuacja jednak nie jest tak spokojna, jak może
się wydawać, nowe zagrożenia czyhają tuż pod powierzchnią i
tylko czekają, aż Arthur Curry straci czujność. Nie dosyć,
że monarcha musi zmierzyć się z Warheadem, czytającym w
umysłach i kontrolującym je cyborgiem, to dodatkowo USA
zwraca się do niego z prośbą o pomoc przy badaniu nowego
niebezpieczeństwa. Związek ma z nim tak zwany Dead Water,
monstrum o nieznanej genezie. Jakby problemów było mało, po
powrocie do domu, Aquamana czeka walka o utrzymanie władzy,
bowiem okazuje się, że nie wszyscy mieszkańcy Atlantydy są
zadowoleni ze stylu, w jakim sprawuje on rządy.
Dobrym pomysłem Dana Abnetta
jest wprowadzanie do serii o Aquamanie wątków zahaczających
o politykę. Rzecz jasna poziom skomplikowania tych motywów
jest na tę chwilę prawie że żaden, jednak sama idea wydaje
się być godna odnotowania. Na pewno jest to też odpowiedni
ruch dla tej konkretnej serii, bo dobre rozgrywanie
konfliktu między Atlantydą a Stanami Zjednoczonymi wydaje
się być optymalnym kierunkiem rozwoju fabularnego. W
„Koronie Atlantydy” jesteśmy akurat w miejscu, gdy dzięki
staraniom Aquamana konflikt między mocarstwami zostaje
zażegnany, jednak pewne napięcie pozostało i jest
interesującym punktem do budowania wzajemnych relacji lub
toczenia kolejnych wojen.
Arthur Curry pokazany jest w
kolejnych tomach jako postać nieustępliwa. Bohater postawił
przed sobą określone zadania i konsekwentnie dąży do ich
realizacji. Patrząc na niego z określonej perspektywy można
z pewnością uznać, że jest charyzmatycznym przywódcą, który
wie czego chce i nie zawaha się przed niczym, by osiągnąć
to, co według jego uznania jest dobre dla jego ludu. To
jednak ledwie jedna strona medalu. Druga nie przedstawia go
już w aż tak dobrym świetle. Okazuje się bowiem, że
zamieszkująca podwodne głębiny społeczność Atlantydy
niekoniecznie dzieli przekonania swojego lidera. Ludzie nie
chcą bratać się z mieszkańcami powierzchni, pragnąc w
znacznej większości żyć we względnej izolacji. Aquaman zdaje
się nie pojmować, że ktoś może myśleć inaczej niż on i choć
pod wodą panuje monarchia, do głosu powoli zaczyna tam
dochodzić demokracja, co nie do końca pasuje obecnemu
władcy, przekonanemu o słuszności własnych przekonań.
W trzecim tomie „Aquamana”
ciekawie prezentują się antagoniści i powiązane z nimi
wątki. Tym razem brak tu komicznych ksywek typu Czarna Manta
(wiem, sama postać nijak zabawna nie jest, ale kto nie
przyzna, że jego alias owszem – zwyczajnie kłamie...), co
jest bardzo dobrą decyzją. Już się bałem, że otrzymamy jakąś
Krwiożercza Flądrę, czy coś w podobnym stylu, nawiązującego,
rzecz jasna, do oceanów i ich fauny. Zamiast tego mamy
cyborga i mutanta, przeciwników, których można zaakceptować,
i którzy zostali dobrze zaprezentowani przez Abnetta.
Podobać się może zwłaszcza wątek z Dead Waterem, a
wykorzystany w nim motyw wrót do pewnego miejsca, z
pewnością zostanie jeszcze kiedyś przybliżony, bo ma
naprawdę spory potencjał.
Ilustracje w „Koronie
Atlantydy” to dzieło tych samych artystów, którzy pracowali
już wcześniej przy tym cyklu. Rysunki są mocno akcyjne,
kładą duży nacisk na dynamizm poszczególnych scen i dobrze
podkreślają ich sensacyjny charakter. Jest dosyć kolorowo, a
odpowiedzialny za ten element warstwy graficznej Gabe Eltaeb
pokrył całość ładnymi i najczęściej także intensywnymi
barwami. Całość nie wychodzi za bardzo poza superbohaterskie
standardy i jest po prostu miła dla oka, a tyle w tym
przypadku wystarczy, by uznać ją za udaną.
Trzeci tom odrodzonego „Aquamana”
nie odstaje poziomem od dwóch poprzednich odsłon serii. W
moim odczuciu to najnowsza część jest najlepsza, ale różnice
między kolejnymi tomami są na dobrą sprawę minimalne. Dzięki
„Koronie Atlantydy” cykl umacnia się na pozycji solidnego
średniaka „Odrodzenia”, po raz kolejny przynosząc fanom
godzinkę lub dwie dobrej zabawy. Ja osobiście jestem
zadowolony z poziomu prezentowanego przez prowadzony przez
Dana Abnetta tytuł, i mam nadzieję, że scenarzysta utrzyma
taką twórczą formę w jak najdłuższym okresie czasu.
|
|