|
|
    
CONAN. TOM 1: NARODZINY LEGENDY
    
Conan jest chyba jednym z
tych bohaterów, których znają nie tylko wszyscy fani
fantastyki, ale i osoby nie interesujące się tym gatunkiem
na co dzień. To postać-ikona, która na dobre zadomowiła się
w popkulturze. Jednak żeby być uczciwym, trzeba przyznać, że
ostatnie lata nie były dla rosłego barbarzyńcy zbyt udane,
zwłaszcza jeśli idzie o rynek polski. Dopiero niedawno
zaczęła się u nas ukazywać kolekcja czarno-białych komiksów
poświęconych Cymeryjczykowi, a krótko po tym okazało się, że
także Egmont wyda osobny cykl o jego perypetiach. A jak
powszechnie wiadomo, od przybytku głowa nie boli, zwłaszcza
gdy idzie o nowe komiksy.
„Narodziny legendy”
prezentują przygody Conana w kolejności chronologicznej. W
formie opowieści snutej przez sługę pewnego księcia,
poznajemy dziecięce lata barbarzyńcy. Początkowe strony
pokazują w jaki sposób hartował się jego charakter i jak
wyglądało życie, jakie wiódł na dalekiej Północy. Z czasem,
gdy opuszcza rodzinną wioskę, zaczyna przeżywać coraz więcej
przygód. Na drodze czeka go wiele niebezpieczeństw.
Barbarzyńca będzie musiał zmierzyć się z podstępną córką
Lodowego Olbrzyma, znaleźć sposób na ujście z życiem ze
śmiertelnie niebezpiecznej Hiperborei, a także stoczy walkę
przeciwko wężowemu bogu. A to nie wszystkie z jego
rozlicznych perypetii.
„Conan” jest tym typem
komiksu, który opiera się przede wszystkim na
charakterystycznym i charakternym protagoniście. W tej
materii nie ma wielu postaci bardziej odpowiednich do
pokazania niż właśnie Cymeryjczyk. Kurt Busiek już na
pierwszych stronach tego opasłego tomiszcza udowadnia nam,
że bohater od swoich pierwszych dni był przeznaczony do
rzeczy wielkich. Barbarzyńca rodzi się na polu bitwy, a
wedle wierzeń jego ludu, kto przychodzi na świat w ten
konkretny sposób, zostanie wielkim wojownikiem. Niejednemu
ciążyłoby takie brzemię, ale Conan od najmłodszych lat
chętnie pracuje i doskonali sam siebie, by jego reputacja
szybko dorównała wysokim oczekiwaniom współplemieńców.
„Księga pierwsza” traktuje o
młodości naszego dzielnego awanturnika, zaś dwie kolejne
przedstawiają go takim, jakiego dobrze go znamy. Podróżujący
po świecie Conan jest młodzieńcem niezwykle odważnym, który
nie tylko nie boi się nowych wyzwań, ale wręcz ich
poszukuje. Jego postawa może wydawać się wielu odbiorcom
odrobinę butna, ale w brutalnym i bezwzględnym świecie
przedstawionym, trzeba być po części właśnie takim twardym
sukinsynem, żeby obronić się przed czyhającymi wszędzie
niebezpieczeństwami. Ponadto Conan wyznaje zasadę, że nie ma
prawie niczego, czego nie pokonałaby dzierżona w pewnej
dłoni stal – ta dewiza przydaje się bohaterowi
niejednokrotnie, udowadniając, że faktycznie ma ona rację
bytu.
Gdyby omawiany tytuł był
książką, przybrałby formę zbioru opowiadań. Nie jestem w
stanie określić ile z zamieszczonych tu opowieści jest
bezpośrednią adaptacją tekstów Howarda na język komiksu,
pewnym jest za to, że Kurt Busiek w kolejnych epizodach
doskonale przedstawił nam charakter świata przedstawionego.
Scenarzysta potrafi prowadzić opowieść, a kolejne zdarzenia
z życia barbarzyńcy wynikają logicznie jedno z drugiego,
tworząc zajmującą i sensowną całość, będąc zarazem swego
rodzaju antologią. Przez praktycznie całą objętość tomu
udało się też utrzymać odpowiednie tempo narracji – choć
fabuła nie pędzi do przodu na złamanie karku, nie ma tu
miejsca na nudę, bowiem Busiek doskonale wyważył wszystkie
elementy i przedstawił je w zajmujący sposób.
Ilustracje w „Narodzinach
legendy” to dzieło kilku artystów. Wszyscy prezentują dość
wysoki poziom, co sprawia, że trudno jest mieć większe
zastrzeżenia odnośnie efektów ich pracy. Odbiór
poszczególnych segmentów tomu zależeć będzie rzecz jasna od
preferencji konkretnych czytelników, myślę jednak, że nikt
nie powinien specjalnie narzekać. Mnie do gustu przypadła
kreska Grega Rutha, zwłaszcza w momentach bardziej
statycznych – wtedy widać surowy realizm i dzikie piękno
dalekiej Cymerii i zamieszkujących ją twardych i odważnych
ludzi. Uwagę warto jednak zwrócić także na prace pozostałych
plastyków, ponieważ nikt nie odwalił tu fuszerki.
Pierwszy tom „Conana” jest
naprawdę bardzo udanym komiksem. To doskonała alternatywa
dla ukazującej się kolekcji prezentującej bardziej klasyczne
oblicze barbarzyńcy. U Busieka jest może nieco nowocześniej,
ale też nie uświadczymy tu zbędnych ekstrawagancji. To
przede wszystkim świetny tytuł heroic fantasy, a tego typu
lektury trochę na naszym komiksowym poletku ostatnimi czasy
brakowało. Cieszę się, że przy obecnym bogactwie
wydawniczym, znalazło się miejsce także dla
charakterystycznego czarnowłosego awanturnika – polscy fani
gatunku mają w końcu okazję poznać jego kolejne perypetie.
|
|