|
    
HAWKEYE: MOJE ŻYCIE TO WALKA (TOM 1)
    
Hawkeye
to pseudonim Clinta Bartona, zwykłego człowieka, który nie
posiada supermocy, a tylko zdolności pozwalające trafić z
łuku w każdy cel. Komiks opowiada o jego codziennym życiu,
nie tylko tym z Avengersami, lecz poza nimi. Wspólnie z
członkinią Młodych Avengersów, Kate Bishop, przeżywa swoje
przygody. Jego postępowanie nie zawsze jest zrozumiałe i
racjonalne, ale zawsze kieruje się dobrem i chęcią pomocy.
Pakuje się w kłopoty i nie zawsze wychodzi z nich obronną
ręką. Czy w duecie dadzą radę pokonać swoich oponentów? Czy
Hawkeye nie wpakuje się w kłopoty, z których nie wyjdzie
cało?
"Hawkeye:
Moje Życie To Walka" to przykład komiksu, w którym głównym
bohaterem nie jest superczłowiek, posiadający nadludzkie
moce, tylko zwykły facet lubiący pakować się w kłopoty,
czasami może nieświadomie, ale z pomocą Kate Bishop wychodzi
z pojedynków żywy. Nie oszukujmy się postać Hawkeye nie była
w Polsce znana. Dopiero po emisji filmów z Avengersami
została nam bliżej przedstawiona. Świetnie strzela z łuku i
mieszka w szemranej dzielnicy, zadziera z rosyjską mafią, a
dodatkowo jest naiwny i łatwowierny. Fabuła jest prosta, a
jednak przyciąga czytelnika i wplata go w wir
niestandardowej akcji. To właśnie przez te elementy komiks
osiągnął taki poziom i na pewno nie będziecie się nudzić
podczas jego czytania. Trochę ma się wrażenie, jakby autorzy
kpili z gatunku o superbohaterach umieszczając Hawkeye w
opowieści rodem wyciągniętych z lat osiemdziesiątych, jak z
filmów gangsterskich. Sprawdza się wspomniany wcześniej
duet, który dogaduje się miedzy sobą nie jak para, lecz jak
kumple z podwórka. Kwestia graficzna jest tutaj chyba
największą niewiadomą, z którą będą musieli się zmierzyć
czytelnicy. Jedni lubią minimalizm, schematyczność i
prostotę, zaś drudzy kreskę rodem z Marvela, która powala i
cieszy oko. Ja nie czuje się usatysfakcjonowany z tego
elementu, mimo iż rysownicy zawarli wszystko to co było
potrzebne na kadrach. Uważam jednak, że wielkość kadrów i
sama ich zawartość to w dzisiejszych czasach za mało. Podobnie jest z kolorami, niby pasują, ale
brakuje tego czegoś. Wszystko jest kwestią gustu, więc nie
przejmujcie się moją opinią. Oczywiście Egmont postarał się
i wydał komiks na niezłym papierze kredowym i świetnym
nadruku. Niezła historia z trochę gorszą oprawą graficzną,
która pozostaje kwestią gustu. Polecam.
|
|