Postać Punishera w Polsce nie jest tak mocno rozsławiona, jak inni bohaterowie z Marvela czy z DC. Pojawiał się on od czasu do czasu na łamach różnych tytułów, czy to komiksowych czy gier lub w postaci filmu. W 2017 roku dzięki Wydawnictwu Egmont na polski rynek zostaje wprowadzony dość mocna pozycja, która na pewno uszczęśliwi fanów Franka. "Punisher Max" to chyba najmocniejsza seria z udziałem Punishera, gdzie króluje brak zasad, trup ściele się gęsto, komiks nie jest ocenzurowany, nasz bohater nie przebiera w środkach, aby pozbyć się swoich wrogów. Wielokrotnie jesteśmy świadkami brutalności, latających części ciała, czy flaków. Pod tym względem można pochwalić Gartha Ennisa. Scenarzysta ma specyficzny humor, co widać między innymi w "Małej Irlandii", gdzie po utracie maski jednej z postaci okleja taśmą klejącą oparzoną twarz. Nie stroni również od nawiązań politycznych, jak również to skąd pochodzi - weźmy pod uwagę wydarzenia po ataku na WTC, czy irlandzkie korzenie. Komiks nie jest naszpikowana skomplikowaną fabułą, skupiamy się na wartkiej i mocnej akcji. Autorzy nie upiększają postaci, przedstawiają brzydotę wszechogarniającego świata. Sam Punisher to "starszy" gość, którego życie doświadczyło, co widać po jego twarzy. Frank nie prowadzi pertraktacji, on działa. Nie możemy narzekać na kreskę, która jest odpowiednia do założeń scenariusza. Widać różnicę między dwoma stylami panów zajmujących się rysunkiem. Larosa zajął się pierwszym opowiadaniem, zaś Fernandez drugim. Wszystko jest kwestią gustu. Larosa stosuje brudną kreskę, czasami wydawać by sie mogło, że w jego styl wkrada się trochę karykatury. Na pewno jest bardziej mroczniejsza i z ciemnymi pastelami. Nie można mieć zastrzeżeń do wydania. Twarda oprawa z świetnym projektem graficznym, a w środku najwyższej jakości materiały. Pozostaje mi jedynie polecić.