Kobik pod postacią małej dziewczynki przywróciła Kapitanowi Ameryce młodość i namieszała mu w głowie. Zakodowała, że Rogers jest uśpionym agentem Hydry, co odpaliło mechanizm zapalny i plan Red Skulla powoli zaczął wchodzić w życie...
Kapitan Ameryka staje również na czele SHIELD. Nikt w siedzibie nie wie, co tak naprawdę stało się z Rogersem. Jak gdyby nic rozdaje rozkazy i wysyła swoich ludzi do walk, czy to z Chitauri w kosmosie, czy w Nowym Jorku. A to tylko po to, aby uwięzić ich podstępem i nie dopuścić do ich połączenia i sprzeciwianiu się Hydrze, która powoli przejmuje władzę nad światem...
I tak właśnie Nick Spencer zaczyna swoją opowieść. Scenariusz komiksu wciąga czytelnika i mimo dość dużych rozmiarów chce się go przeczytać za jednym razem. Wszystkie elementy fabuły łączą się w jedną efektowną całość. Najlepsze jest to, że mimo zmiany samego Kapitana, w jego postępowaniu nie za dużo się zmienia. Dalej wierzy, że to co robi ma poprawić świat na lepsze. Próbuje rozwiązywać problemy pokojowo, a gdy ta metoda zawodzi, do gry wkraczają jego ludzie.
Spencer w ciekawy sposób przedstawia swoich bohaterów i sposób, w jaki to radzą sobie z nowymi problemami i w nowej rzeczywistości. Niejednokrotnie musząc podejmować trudne decyzje, co jest dla nich i świata najważniejsze. Hydra wraz Kapitanem na czele, to alternatywna wersja władzy absolutnej, czy to kraju, czy w szerszej perspektywie całej Ziemi. Spencer w świetny sposób ukazuje aspekty rządzenia, konsekwencje, czy chociażby użycie siły, aby podporządkować dane społeczeństwo, czy jednostkę. Dlatego też Kapitan dla jednych staje się "przyjacielem", zaś dla innych wrogiem.
Kostka, która dała Rogersowi nowe życie, może je również odebrać. Musi być czujny i nie może nikomu ufać na sto procent. Świat, który wszyscy pamiętają uległ całkowitej przemianie. W grupie siła i z tą myślą muszą główkować się superbohaterowie, czy ruch oporu. Wszelkiego rodzaju podchody i knowania są tutaj na porządku dziennym. Akcja rozlokowana jest świetnie, brak bezsensownych i nudnych momentów, a sam dynamizm powala.
Nie można narzekać na warstwę graficzna. Mamy tutaj zestawienie kilku stylów, które w świecie Marvela często się pojawiały. Na pewno nie można zarzucić im braku dynamizmu, czy efektowności. Część z nich posiada mocne kontury z niezłą szczegółowością pierwszego planu i z żywymi pastelami. Inne zaś o stonowanych kolorach, bardziej pastelowych i ukazujących postacie schematycznie, bez większej ilości detali. Nie brakuje kadrów wyglądających, jak pomalowane szkice. Wydanie stoi na najwyższym poziomie. Szkoda tylko, że komiksu nie umieszczono w twardej oprawie. Papier, jak sam nadruk, to standard Egmontu. Bez wątpienia polecam przeczytanie "Tajnego imperium". Należy pamiętać, aby czytając je, uzupełnić lekturę o poboczne wydania.