|
    
THUNDERBOLTS: NIESKOŃCZONOŚĆ (TOM 3)
    

Trzeci tom "Thunderbolts:
Nieskończoność" składa się z trzech historii. Pierwsza z
nich to przedstawienie osoby Mercy, która jest
najgroźniejszym członkiem grupy. Potrafi zabić wiele osób w
mgnieniu oka. Nie bierze ona czynnego udziału, od czasu do
czasu przewija się jak drugoplanowa postać. To dzięki
Czerwonemu Hulkowi nie jest dla nich wrogiem... Druga
opowieść przenosi nas do meritum albumu. Ross wprowadza
dziwna zasadę, która mówi „przysługa za przysługę”. I tak
zaczyna się zabawa. Gdy członkowie wykonają zadanie, grupa
ma wyświadczyć im małą przysługę, pozbyć się ich problemu.
Podczas wypełniania przysługi dla Franka Castla – pozbycia
się rodziny Paguro, dochodzi do ataku kosmitów. Część załogi
postanawia dokończyć zadanie, zaś druga część chce poskromić
kosmitów… W trzeciej opowieści autor chce nam przedstawić
marzenie jednego z bohaterów…
Trzeci tom "Thunderbolts"
nosi podtytuł "Nieskończoność", jednak nie wiele ma z całą
serią wspólnego. Dziwnym trafem tom pozbawiony jest powagi,
co sprawia, że nie pasuje to do całości - wkrada się
głupkowaty klimat znany z Deadpoola. Nie trzeba czytać
pozostałych odsłon "Nieskończoności", aby wiedzieć, co tak
naprawdę wydarzyło się w serii. Zaczyna się z grubej rury,
poznajemy historię Mercy, która w mgnieniu oka może pozbawić
życia setek istnień. Tuż po dogadaniu się z Czerwonym
Hulkiem historia się urywa. Jest to pewnego rodzaju
zapychacz, który tylko powiększa objętość tomu. Pomysł na
główny wątek był dobry, jednak gorzej już z jego wykonaniem
i przedstawieniem. Jest tutaj dużo rozlewu krwi, wartka
akcja, jednak brakuje tutaj czegoś. Dodatkowo we wszystko
włączają się kosmici. Dużo humoru wprowadza Deadpool, który
wydaje mi się, że autor nie ma na niego większych pomysłów,
jest, bo jest. Podobnie jest z Elektrą i Venomem, którzy
odchodzą na dalszy tor. Podoba mi się również pomysł
przysługa za przysługę, który wnosi powiew świeżości. Jednak
z czasem jest on trochę za bardzo przekoloryzowany. Strona
graficzna jest kwestią gustu, dlatego, że każda z historii
posiada inny styl. Mi najbardziej pasuje styl Nato, który
jest najbardziej realistyczny. Zaś Palo posiada styl
karykaturalny, który z jednej strony pasuje do humorystyki
tomu, zaś z drugiej nie podoba mi się i odczucia te podzieli
jeszcze wiele osób. Pod względem wydawniczym nie mam
obiekcji, że Egmont wykonało kawał dobrej roboty. Miękka
okładka z dobrą grafiką. Świetnej jakości papier kredowy i
odpowiednim nasyceniem kolorystyki. Polecam.
|
|