"Bitwa Atomu" została wydana na pięćdziesięciolecie X-Men. Miało być to połączenie wszystkiego to, co najlepsze z historii o mutantach. Wyszło trochę inaczej. Historia jest ciekawa, jednak Bendis, Wood i Aaron nie stworzyli czegoś, co wznosiłoby się ponad wyżyny. Całe esencja wydania polegała na połączeniu przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jednak jest tutaj mały problem, fabuła nie wyróżnia się niczym ciekawym, scenarzyści odsyłają nas od jednej do drugiej walki, spotkań pomiędzy frakcjami z różnych stref czasowych. Wszystko byłoby dobrze, ale z czasem robi się to trochę nudne. Scenarzyści wprowadzają kilka małych wątków, które zapychają fabułę. Nie możemy narzekać na brak zwrotów akcji, której jest tutaj bez liku. Zawodzi postać Wolverine'a, która nie wnosi nic konkretnego do opowieści - głównie się kłóci z Cyclopsem. Poznajemy również jego syna - Raze'a, chamskiego typa, który wprowadza powiew świeżości i jest kwintesencją umiejętności ojca i matki (Mistique). Cała historia łączy się w dobra całość, która spodoba się wielu czytelnikom. Należy pamiętać, że pozycja może być niezrozumiała dla czytelników, którzy nie mieli styczności z X-Menami. Styl i same rysunki podobają mi w stu procentach. Są one realistyczne i pasują do samej historii. Rysownicy w bardzo dobry sposób przedstawiają sylwetki i miejsca akcji. Niekiedy kadry nie posiadają dużej ilości szczegółów, jednak nie można się do nich przyczepić i tak cieszą oko. Świetna kolorystyka, odpowiednie nasycenie pasteli pasuje do tematyki. Świetne wydanie z miękką okładką ze skrzydełkami i ciekawym projektem graficznym. Bardzo dobra jakość nadruku i papieru kredowego. Polecam.