|
Książka
Kat Richardson należy do gatunku wciąż jeszcze słabo
rozpowszechnionego na naszym rynku – to urban fantasy, której
charakterystycznymi cechami są osadzenie akcji we współczesnym
mieście, odważna bohaterka zwykle będąca człowiekiem (lub prawie
człowiekiem) oraz galeria postaci rodem z konwencji grozy. Choć
w Greywalkerze natkniemy się na duchy, wampiry i czarownice, nie
jest to horror, więc recenzowanie go tutaj jest właściwie
nieuzasadnione. Mimo to umieszczanie opinii o takiej urban
fantasy, z powieściami o Anicie Blake na czele, jest
rozpowszechnione na portalach grozy. Co więcej, recenzje te
zwykle okraszone są marudzeniem, jakie to z nich marne horrory.
Owszem, jako powieści grozy nie sprawdzają się, bo horrorami po
prostu nie są, to odrębny gatunek literatury.
Bohaterkę Greywalkera, detektyw Harper Blaine, poznajemy w
przełomowym momencie jej życia. Pobita przez człowieka, którego
śledziła, przez kilka chwil znajduje się w stanie śmierci
klinicznej. Wracając do zdrowia odkrywa, że może widzieć Szarość
– sferę egzystencji duchów i innych nadprzyrodzonych istot. Od
tej pory jej życie zdecydowanie nabiera tempa.
Czytając o Harper trudno oderwać się od porównań z Anitą Blake,
wszak obie bohaterki to heroiny jednego typu. Nawet nazwiska
mają podobne... Harper jest zdecydowanie bardziej sympatyczna
niż Anita, nie ma też tylu kompleksów skrytych pod rozmaitymi
zasadami. Póki co, autorka Greywalkera postawiła na akcję, życie
osobiste bohaterki jest na drugim planie. Powieści tego typu
często kończą jako „mroczne romanse” – przydługie i nudnawe
historie skomplikowanych związków bohaterek i ich nadnaturalnych
kochanków. Obok Harper w powieści mamy galerię ciekawych
drugoplanowych postaci: czarownicę Marę i jej męża-naukowca,
speca od zabezpieczeń Quintona, ducha Alberta i wreszcie wampiry
– początkującego Camerona i nekromantę Carlosa. Ich sylwetki są
dobrze skonstruowane, w pełni wpisują się w konwencję.
Sympatycznym „dodatkiem” do tegoż towarzystwa jest pupilka
Harper, fretka o imieniu Chaos.
Akcja powieści osadzona została we współczesnym Seattle. Trzeba
przyznać, że toczy się wartko, jest tak interesująca, że trudno
oderwać się od czytania i momentami wywołuje napięcie. Jeśli
tylko autorka nie odejdzie od obranej drogi i nie zacznie
wpychać Harper do łóżek kolejnych wampirów, tak jak zrobiła
Laurell K. Hamilton z Anitą, Greywalker może stać się jednym z
najlepszych cykli na naszym rynku.
Wampiry, duchy, wilkołaki i inne stworzenia kojarzone przede
wszystkim z konwencją grozy mają swoje miejsce i w innych
odmianach fantastyki. Nikt nie nazywa Warhammera horrorem, mimo
że wampiry zajmują w nim istotne miejsce, podobnie jak i inni
nieumarli. Nie wtłaczajmy więc na siłę w szufladkę z grozą
wszystkiego, co tylko z daleka ją przypomina, w ten sposób można
się tylko rozczarować. Greywalker jest dokładnie tym, czym ma
być – bardzo dobrą powieścią urban fantasy.
AUTOR
RECENZJI:
KAROLINA GÓRSKA |
|