|
Od
małego byłam uczona nie sądzić po pozorach. Mimo to zdarza mi
się polegać na często mylnym pierwszym wrażeniu oraz oceniać
książkę po okładce – dosłownie i w przenośni. Na tej podstawie
kupiłam niedawno Drabinę Dionizosa, powieść pisarza, o
którym nigdy nie słyszałam. Okładka wciąż mi się podoba, jednak
moje uczucia nie są w pełni pozytywne.
Akcja powieści rozgrywa się u
schyłku XIX wieku, w okresie przesyconym lękiem
egzystencjalnym, strachem przed końcem świata, kiedy
przybrały na sile zainteresowania spirytystyczne. Sceną
przedstawianych zdarzeń jest bliżej nieokreślone miasto w
Europie. Główny watek dotyczy makabrycznych morderstw,
których tajemnicę stara się rozwikłać inspektor Milton
Germinal (tak, drodzy czytelnicy, nazwisko jest znaczące),
człowiek naznaczony tragedią z przeszłości i uzależniony od
narkotyków. W tle przybiera na sile ruch socjalistyczny.
Trzeba przyznać, że miejsce
akcji jest świetnie skonstruowane, czytając można doskonale
wyobrazić sobie wszystkie opisywane przez autora brudne
uliczki, robotnicze domy, dzielnice wyrzutków kontrastujące
z rezydencjami bogaczy. Luca di Fulvio stworzył także
galerię interesujących postaci drugoplanowych – bezrękiego
chirurga (!) Noverre i jego przyjaciela Zolę, właściciela
cyrku Scirona, Człowieka-Maszynę czy inteligentnego Chemika.
Niestety najsłabiej wypada główny bohater, Milton Germinal,
ze względu na ogromne podobieństwo tej postaci do inspektora
Abberline (From Hell). Ukochana bohatera książki,
tancerka Ignes, automatycznie skojarzyła mi się z Mary Kelly.
Wątek romansowy tej dwójki uważam za zbędny, podobnie jak
wnikanie autora w krzywdy poniesione przez parę w
przeszłości. Rozumiem, że miało to na celu pogłębienie
sylwetek psychologicznych postaci, ale wyszło mało
oryginalnie. Postać mordercy z kolei posiada wszystkie
pożądane cechy czarnego charakteru. Przez długi czas
pozostaje tajemniczy, jego słowa wydają się zaledwie
bełkotem szaleńca, motywów możemy się jedynie domyślać.
Książkę czyta się w
większości dobrze, pomimo dłużyzn wątku miłosnego i pewnych
wyraźnych podobieństw do From Hell. Autor
zindywidualizował język, którym napisana jest powieść.
Istnieją różnice pomiędzy opisami miasta i przeżyć
wewnętrznych bohaterów a monologami mordercy. Dobrze wypada
stylizacja na patetyczny, egzaltowany język
charakterystyczny dla epoki fin de siecle. Luca di Fulvio
zastosował w swej książce interesujący, choć nieco dziwny
zabieg. Koniec powieści jest zamknięty, mimo tego czytelnik
dalej wie tyle, ile bohaterowie, dysponuje tylko
najistotniejszymi informacjami, natomiast nie zna wszystkich
istotnych szczegółów, mimo istnienia narratora
wszechwiedzącego. Po zamknięciu akcji właściwej można
doczytać jeszcze dodatek zatytułowany Szesnaście szczebli
- szczegółową genezę mordercy. Dopiero po jego lekturze
powiązania pomiędzy bohaterami oraz motywacja zbrodniarza
stają się całkowicie jasne. Dopiero wówczas zaczynamy mu
współczuć... Umieszczenie tego, co powinno być częścią
powieści, poza nią, może wzbudzać podejrzenia co do
sprawności warsztatowej autora. Zabieg ten dodaje jednak
całej historii realizmu, wszak w życiu bardzo trudno jest
dotrzeć do całkowitej prawdy.
Drabina
Dionizosa
di Fulvio nawiązuje do najlepszych tradycji powieści
europejskiej XIX-wieku. Fanom horroru mogą spodobać się
krwawe jatki, dziwaczne postaci, naturalistyczne opisy oraz
nastrój tajemniczości i beznadziei. Można też zabawić się w
interpretowanie nazwisk bohaterów. Czasami warto zaryzykować
kupno książki w ciemno.
AUTOR
RECENZJI:
KAROLINA GÓRSKA |
|