Kolejna
powieść Deana Koontza nawiązuje do klasycznej powieści grozy
Mary Shelley – Frankensteina. Jak wszyscy pamiętamy
Frankenstein był dziełem szalonego wynalazcy, Victora
Frankensteina. Był mordercą, ale także nieszczęśliwą (ale bardzo
inteligentna) istotą, która ponad wszystko pragnęła towarzystwa
innych ludzi.
Autorzy nowej wersji
Frankensteina, a właściwie sequela, dokonali licznych zmian.
Potwór nie jest już potworem w pełnym tego słowa znaczeniu.
Jedynie połowa jego twarzy jest zniekształcona, jednak nawet
to zostało zamalowane rytualnym tatuażem (dzieło
buddyjskiego mnicha). Wszystkie blizny znajdują się w
miejscach, które można zakryć ubraniem. Tyle, jeśli chodzi o
fizyczne zmiany.
Podobnie jest z umysłowością
Deukaliona (takie imię Frankenstein przybrał w powieści).
Stał się niezwykle spokojnym, pogodzonym z losem stworem
(dziwnie to brzmi, ale raczej nie wypada mi nazwać go
człowiekiem, bo nim nie jest). Jest to po części spowodowane
tym, że przez szereg lat przebywał w klasztorze buddyjskim,
gdzie pogodził się z samym sobą i zaczął pomagać innym.
Taka jest mniej więcej
charakterystyka (bardzo krótka) odnowionego Frankensteina.
Czy autorzy dokonali właściwych zmian w jego
wizerunku-trudno jednoznacznie stwierdzić. Podoba mi się
rozbudowanie jego osobowości i uczynienie stwora bohaterem
pozytywnym, który potrafi zapanować nad swymi morderczymi
instynktami (jak pamiętamy ma w głowie mózg mordercy).
Jednak autorzy trochę tutaj przedobrzyli i uczynili z
Frankensteina skrzyżowanie batmana i supermana. Taką istotę,
która porusza się bezszelestnie, która znika i pojawią się w
mgnieniu oka w najdalszych miejscach miasta.
Akcja książki rozgrywa się w
Nowym Orleanie. Policja prowadzi śledztwo przeciwko tzw.
Chirurgowi, mordercy, który zabija kobiety wycinając im
części ciała (jego zdaniem zjawiskowo piękne). W tym mieście
osiadł także niejaki Victor Helios, biznesmen i fundator
sztuki. Okazuje się także, że Helios w tajemnicy buduje
armię Nowej Rasy, która ma opanować świat i wytrzebić
ludzkość.
Warto dodać, że książka
powstała ze scenariusza, który napisał Dean Koontz na
zapotrzebowanie jednego z amerykańskich kanałów. I tutaj
znów się przyczepię. Widać, które rozdziały zostały
zaczerpnięte ze scenariusza. Zazwyczaj kończą się w
najciekawszym momencie. To strasznie denerwujące, kiedy
oczekujesz rozwinięcia sytuacji, a zamiast tego
dostajesz…następny rozdział. Tak jest na początku, jednak w
miarę czytania akcja rozwija się tak bardzo, że nie zauważa
się tego niedociągnięcia. Wręcz przeciwnie-szybciej można
dowiedzieć się, co będzie dalej. Po części narracja
zawdzięcza to sprawnym opisom i głębokiemu wniknięciu w
świat osoby chorej na autyzm.
P.S. Syn marnotrawny
jest pierwszą częścią trylogii. Drugą część pt. Miasto
nocy można już znaleźć w księgarniach.
AUTOR
RECENZJI:
NIANIA_OGG |