Na
wstępie wypada powiedzieć, że książka Clark Cassandre pdt
„Miasto Kości” skierowana jest zdecydowanie do młodszego
niewyrobionego czytelnika. Powieść zawiera w sobie sporo wątków
romansowych, wyścielonych mało przekonywującą fantastyką. Główni
bohaterowie oraz ich antagoniści zostali przez autorkę dosyć
kiepsko przedstawieni, dzięki czemu książce jest bardzo daleko
nawet to mało udanych tworów Meyers czy T. Huff. Powieść sprawia
wrażenie dziełka napisanego ewidentnie dla kasy. Bohaterowie są
więc nieciekawi, a fabuła sztampowa.
Moim
zdaniem dobra recenzja powinna skupić się na wyszukiwaniu
plusów książki, niż krytykowaniu – o wiele łatwiej jest
marudzić, niż napisać powieść. W pełni to rozumiem i zawsze
staram się znaleźć plus omawianego dzieła. Jednak w wypadku
’’Miasta kości’’ po prostu czuję, iż napisanie tej powieści
było tylko pójściem za modą na fantastyczne romanse dla
młodzieży.
Rozumiem, że książka napisana
dla dzieci rządzi się innymi prawami, niż pozycje stworzone
dla dorosłego czytelnika. Jednak autorka mogła się postarać
o większą oryginalność. Czasami myślę, iż wielu twórców nie
posiada czegoś takiego jak własne pomysły, powstają w ten
sposób kolejne kopie kopi. Pytanie tylko czy o to chodzi w
literaturze? Nikt nie oczekuje od autorów powieści
młodzieżowych, jakiś głębokich treści intelektualnych, ale
trochę oryginalności i świeżości w spojrzeniu na pewne
motywy - żadnej książce jeszcze nie zaszkodziło.
Czym zatem jest powieść
amerykańskiej autorki? Jest to typowa papka powstała dla
zarobienia pieniędzy. Podobna jak dwie krople wody do innych
historii tego typu. A co z poszukiwaniem plusów? Podobał mi
się płynny styl autorki – i tylko dla niego warto przeczytać
tą powieść.
AUTOR
RECENZJI:
ANIMATOR |