|
Oryginalna
seria „Nekroskop” wywarła na mnie bardzo duże wrażenie. Składa
się ona z pięciu tomów, a przynajmniej trzy z nich (1, 2 i 4) są
według mnie znakomite. Autor przedstawił nam w nich nowe
spojrzenie na wampiry. Widzi je jako pijawki, pasożyty,
zmieniające powoli swoich ludzkich pierwotnie nosicieli w
nurzających się w przemocy i rozpuście zwyrodnialców. W
powieściach o Nekroskopie pojawił się także ekscytujący wątek
rywalizacji dwóch spec-służb – rosyjskiej i angielskiej agencji
do spraw paranormalnych, tzw. „Wydziałów E”. Wszystko zostało
poprowadzone bardzo sprawnie, postacie zostały wyraziście
zarysowane, akcja płynęła wartko, nie było czasu na nudę. W
tomach trzecim i piątym Lumley przeniósł akcję do „Świata
Wampirów”, miejsca po drugiej stronie Bramy. W tej scenerii,
moim przynajmniej zdaniem, akcja nieco stanęła, a seria zaczęła
zmierzać w stronę fantasy, rezygnując z horrorowego oblicza, co
nie było chyba zbyt dobrym krokiem. I również w kontynuacji
serii, w „Braciach Krwi”, akcja ponownie dzieje się na drugim
świecie. Czy to dobrze? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie
w poniższej recenzji...
„Nekroskop 6: Bracia Krwi”
jest właściwie początkiem nowej trylogii: „Vampire World”.
Jak sama nazwa wskazuje akcja powieści dzieje się w „Świecie
Wampirów”, a w nowym tłumaczeniu „Wampyrów”, gdyż jak nam to
wyjaśnia treść powieści, Wampyr jest najwyższym stadium
rozwoju krwiopijców.
Przed lekturą zastanawiałem
się, jak Lumley poradzi sobie ze śmiercią Harry'ego (a
konkretnie o czym będzie teraz pisał, gdy tytułowy Nekroskop
już nie żyje i czy cały czas pomysły będą równie
ekscytujące). Ciekawiło mnie także, co wymyśli w związku z
unicestwieniem Wampyrów (które było opisane również w tomie
piątym) i czy ich powrót - bo że muszą powrócić to sprawa
oczywista (już sam tytuł sugeruje, że bohaterowie znowu będą
się z nimi użerać) - nie będzie odebrany przez czytelników
jako naciągany.
Początek książki powtarza
wydarzenia, które rozegrały się w końcówce piątego tomu,
tylko tym razem widziane są z innej perspektywy. Nie
śledzimy wydarzeń oczami Harry'ego Keogh'a, tylko Lardisa
Lidescu, przywódcy cygańskich Wędrowców. Nie wywarło to na
mnie niestety większego wrażenia, uważam, że książka mogłaby
się spokojnie obejść bez tych 80-ciu stron. Z jednym tylko
zastrzeżeniem. Z tej części dowiadujemy się bowiem, że
Nekroskop, poza Harrym Juniorem, znanym później jako
Rezydent (czy wedle nowego tłumaczenia – Mieszkaniec), miał
jeszcze dwóch innych synów, bliźniaków Nathana i Nestora,
będących owocem jego przelotnego kontaktu z pewną młodą
Cyganką, Naną Kiklu, co miało miejsce po bitwie o ogród
Rezydenta.
W kolejnej części powieści
pan Lumley raczy nas retrospekcją z życia pierwszego
wampira, Szaitana. Pokazuje nam, w jaki sposób bohater stał
się wampirem, jak podporządkował sobie innych i w jaki
sposób obrastał w siłę. Ta retrospekcja tłumaczy nam także,
jak to się stało, że wampiry nie wyginęły (daleko na
wschodzie powstała nowa siedziba wampirów, Turgosheim, zaś w
jakich okolicznościach to się dzieje, każdy doczyta już
sobie sam...) i w końcu powróciły do zamieszkanej przez
Cyganów Krainy Słońca, by znów nękać Cyganów, w tym
potomstwo Harry'ego. Podczas jednego z najazdów bracia Keogh
(a właściwie Kiklu, gdyż nie znają oni swego prawdziwego
ojca) zostają rozdzieleni i zaczynają podążać w dwóch
zupełnie różnych kierunkach. Reszta powieści dotyczy głównie
ich losów.
Z założenia nie jestem
przekonany do długich serii. Uważam, że istnieje duże ryzyko
utraty świeżości i pomysłów w kolejnych tomach. Także w
przypadku „Braci Krwi” miałem podejrzenia, że historia tu
opowiedziana nie dorówna oryginalnej serii. Początek zdawał
się potwierdzać moje przypuszczenia. Napisany był oczywiście
poprawnie (Brian Lumley na pewno nie jest pisarzem bez
odpowiedniego warsztatu), ale niestety nie wciągał. Był
poprawny stylistycznie i nic więcej. Na szczęście w dalszej
części powieść zdecydowanie się rozwinęła, głównie za sprawą
postaci Nathana i Nestora. W przypadku tego pierwszego autor
bardzo dobrze opisał jego dojrzewanie, powolne rozwijanie w
sobie szczególnych uzdolnień, zawieranie nowych znajomości i
zaskarbianie sobie szacunku i prawie czci innych. Nathan z
początku nie rozumie natury swoich snów i zdarzeń, ale z
czasem wszystko zaczyna się wyjaśniać, a wtedy jego życie
staje się jeszcze bardziej niesamowite. Także postać Nestora
w znacznym stopniu przykuwa uwagę – pokazuje jak niewinne
zabawy z dzieciństwa mogą stać się zapowiedzią strasznej
przyszłości. Rozwój tych dwóch bohaterów to zdecydowanie
duża zaleta tej powieści, wszystko jest przeprowadzone w
sposób dość wiarygodny i interesujący. Można odnieść
wrażenie, że ci bohaterowie nie są „papierowi” i wczuć się w
ich położenie.
Przy dosyć dużej objętości
(nieco ponad 600 stron) obawiałem się, że tempo powieści
może w pewnych momentach „siadać”. Na szczęście, poza
początkiem, akcja toczy w się większości bez zbędnych
przestojów. Nie przeszkadzają mi nawet irytujące większość
czytelników „Nekroskopa” retrospekcje, bo to właśnie
chociażby dzięki „wstawce” o przeszłości Szaitana
dowiadujemy się o kluczowych dla książki wydarzeniach, a
poza tym możemy lepiej poznać i zrozumieć motywy działania
wampirów. Tak więc w tym aspekcie książka wychodzi obronną
ręką.
Niestety zdarzają się i
gorsze momenty podczas czytania omawianej powieści.
Podstawowy minus to wspomniany wcześniej „usypiający”
początek. Nie widzę większego sensu w pokazywaniu zdarzeń
opisanych już w poprzednich tomach, tym razem widzianych z
innej perspektywy. Pomysł może z założenia nie jest taki
zły, jednakże jego wykonanie nie przekonuje i nuży
czytelnika. Kolejna rzecz, to fakt, że nie wszyscy
bohaterowie zostali tak dobrze zarysowani jak tytułowi
bracia. Irytujący był dla mnie fakt, że postacie, mogące się
wspaniale rozwinąć, zostały potraktowane nieco po macoszemu
(chociażby Nana Kiklu).
Podsumowując, „Bracia Krwi”
są moim zdaniem godną kontynuacją pierwszych pięciu tomów,
pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że powieść ta jest
lepsza i bardziej interesująca niż tomy trzeci i piąty. Nie
jest oczywiście pozbawiona wad, ale na szczęście nie jest
nużąca i w ogromnej większości nie sprawia wrażenia pisanej
na siłę. Myślę, że ze spokojnym sumieniem mogę ją polecić
fanom serii. A tych, którzy nie czytali jeszcze „Nekroskopa”,
zachęcam do przygody z tym cyklem. Najlepiej rozpocząć ją od
pierwszego tomu.
AUTOR
RECENZJI:
DEL WARES |
|