|
Prawda
bywa smutna, tym bardziej, gdy mówimy o literackim Horrorze w
Polsce. Jest to towar deficytowy na naszym rynku. Ktoś mógłby
powiedzieć, że przesadzam, bądź się nie znam, lecz wystarczy
postawić sobie pytanie, jakie kryteria powinien spełniać dany
gatunek, a następnie spojrzeć na pułki księgarskie. A tam, co
mamy? Porządnego Orbitowskiego, klimatyczną Kossakowską,
politycznego Piekarę, oraz nie wydającego już prawie Siedlara.
Te cztery nazwiska, tworzą grupkę twórców utrzymujących pewien
poziom i chwała im za to. Jest natomiast ktoś jeszcze kogo
przedstawię, wielkiego maga słowa, wirtuoza nastroju, człowieka
odpowiedzialnego za wyśmienity zbiór opowiadań grozy „Księga
jesiennych demonów” oraz opowiadanie o tematyce II Wojny
Światowej „Wilcza zamieć” (Antologia „Deszcze Niespokojne”)
będącą swoistą mieszanką mitów Germańskich i relacji z pokładu
niemieckiego ubota. Notabene z czego otrzymał w 2006 r. Nagrodę
im. J.A. Zajdla jako jedyny twórca w obu kategoriach za powieść
„Pan Lodowego Ogrodu T.1 oraz dane opowiadanie. Pisarz ten ma na
swym koncie teksty o różnej tematyce, od
polityczno-ekologicznego „Śmierć Szczurołapa” (Wizje
Alternatywne 1990) przez czysto socjologiczne sience fiction w
stronę Zajdla czy Lema. Nie będę przynudzał i starał się
naświetlać jak wiele ta postać polskiej literatur dla mnie
znaczy, a jedynie skupię się na niepowtarzalnej strona artgrozy
jego tekstów i to jak stworzył pełen wizjonerstwa, świat
umarłych którzy błądząc, podświadomie szukają wyjścia. Świat
pomiędzy, gdzie wszystko jest spowite w mroku i niepewności,
ukazując nam miejsce pozbawione jakiejkolwiek nadziei, gdzie
straszą nas bluźniercze skeksy i inne piekielne pomioty. Zatem
wskakuj na tył dwukołowego BMW i zabierz swój obrzyn, gdzie pod
kołami przetaczać się będzie tylko popiół i kurz.
Historia powieści opowiada o
losach człowieka, który ma dar widzenia rzeczy, których nie
powinien był widzieć. Istot wyłaniających się z samego dna
piekła, co ciekawsze ma zdolność wkraczania w świat pomiędzy
życiem, a śmiercią, gdzie ludzkie dusze usilnie trzymając
się iluzji życia, a raczej jego wspomnienia nie chcą iść
tam, gdzie powinny. Nasz bohater pełni rolę Charona, który
to za symbolicznym obolem przeprowadza zagubione dusze na
drugą stronę. Powieść zaczyna się od prologu pod tytułem
„Obol dla Lilith” zamieszczonego wcześniej w jednej z
pierwszych stricte mrocznych antologii „Demony” (2004r.
fabryka słów), w którym dowiadujemy się ważnych rzeczy z
profesji głównego bohatera. Otóż facet prowadzi zwyczajne
nudne życie, na co dzień jest wykładowcą kultury zachodnich
cywilizacji i jest typem samotnika. Rodzina uważa go za
wariata, jak i zresztą grono pedagogiczne, gdyż facet w
przeszłości spędził trochę wolnego czasu w zamkniętym
zakładzie psychiatrycznym, za sprawą swego wizjonerstwa z
czasów dzieciństwa. Po bodajże dwóch latach nasz bohater
wychodzi z zakładu i zaczyna swe życie od nowa. Wolny od
swych natrętnych wizji i zdolności. I Wszystko niby cacy,
lecz do czasu, gdy jawi mu się obraz z pogranicza jawy a
snu, w którym jego przyjaciel, członek zakonu ginie w mękach
na krzyżu pośród cierni. Mężczyzna przed śmiercią wypowiada
tajemnicze słowa, które mają ostrzec przed zbliżającym się
niebezpieczeństwem.
Grzędowicz świetnie
rozrysował świat, w którym przyjdzie nam ponownie postawić
nogę z jego bohaterem. Na pokłon zasługuje zarys
psychologiczny postaci. Jej dążenie do rozwiązania zagadki
śmierci swego druha jak i brnięcie coraz głębiej w świat
pełen autentycznego strachu i dreszczy , sięgając dna
rozpaczy i zapomnienia. Ciekawy jest fakt, że bohater
„popiołu i kurzu” niema żadnego imienia, a całość powieści
jest utrzymana w estetyce komiksu. Dzięki czemu akcja i
postacie są ciekawie nakreślone z mocnym akcentem mroku. Na
malutki minusik można uznać troszkę zapożyczony element z
pewnej gry komputerowej, czy też obrazu kinowego, jeżeli
chodzi o pomysł postrzegania demonów przez protagonistę,
choć ta kropla inspiracji w śród dość nowatorskiej całości i
tak miło się komponuje nie pozostawiając po sobie wrażenia,
że coś zostało niepotrzebnie powielone. Chociaż to i tak
drugorzędny cudzy szczegół fabularny. Zresztą jak mówił
Grzędowicz, odnośnie inspiracji i po niektórych pomysłów nie
jest człowiek w stanie wyprzeć, gdyż tak głęboko w naszej
podświadomości się już zakorzeniły po spożywaniu sporej
ilości fantastyki.
Osobiście wolę teksty
wychodzące z pod pióra Jarosława z pogranicza horroru, a
mniej s-f, bądź Sapkowskich klimatów w „Panu lodowego
ogrodu”, z tego co słyszałem, na czerwiec jest planowana
powieść pod tytułem „Wypychacz Zwierząt” i jak sam autor
niedawno mi powiedział, że nie długo ma zamiar zrobić coś w
stylu „Księgi jesiennych Demonów”, na co zareagowałem
entuzjastycznie. Bo przecież to co stworzył w tym zbiorze,
chyba nikomu się nie udało do tej pory. Co tu dużo gadać,
srum po książkę do empiku, jeżeli ktoś jeszcze jej nie
czytał i do lektury, bo to rozrywka wysokich lotów z
niesamowitym klimatem.
AUTOR
RECENZJI:
VANDAL |
|