|
Niedawno
wydana antologia makabresek autorstwa dwóch płodnych pisarzy,
Kazimierza Kyrcza (Piknik w piekle, Horrorarium) i Roberta
Cichowlasa (Sępy) stanowi pewną świeżość na ryku pod względem
mieszanki stylów i filozofii straszenia, jakie reprezentują Ci
dwaj prozaicy. Nasuwa się jednak pytanie, czy mieszanka nie
będzie aż nad wyraz wybuchowa?
Twarze Szatana to zbiór 22 kawałków tak krótkich jak i
dłuższych. Każde z opowiadań w ramach preludia, zostało
zilustrowane przez niejaką Małgorzatę Śliwkę, strona
graficzna jednak nie działa na korzyść zbiorku. Projekt
samej okładki jak i obrazki zawarte wewnątrz, straszą
kiepską kreską i śmiesznymi motywami. Lecz jak to mądrzy
ludzie mówią, "nie oceniaj durniu książki po okładce" tak,
więc zostawiam jej szatę w spokoju. Przejdźmy, zatem dalej,
do samych tekstów.
Sam zbiorek pozostawił po sobie mieszane uczucia. Jestem
fanem prozy Kyrcza i przerobiłem wszystko, co do tej pory
napisał, jednak w Twarzach Szatana, poczułem się lekko
zawiedziony.
To chyba, dlatego, iż współautor takich klasyków jak
Horrorarium czy Piknik w piekle, przyzwyczaił mnie do nieco
innej formy horroru. Owszem w Twarzy Szatana znajdziemy
kilka perełek znamionujących tamtą artystyczną postawę z
czasów Piknika, jak nietypowa "Świata", dawkę czarnego
humoru w przewrotnym "Niechcianym Upominku", oraz Nowej
Wannie, jednak są to solówki autora, których jak dla mnie
jest stanowczo za mało.
Styl pisarskiego kompana Kazimierza Kyrcza, Poznańskiego "ghostbustera"
Roberta Cichowlasa był dla mnie zawsze daleki od
zrozumienia. Wynika to zapewne z faktu, iż Robert wyznaje te
XVIII-wieczną i mało pociągającą szkolę straszenia. Jego
styl zdaje się być już całkowicie wyszlifowany na miarę
wątpliwego talentu Mastertona i o niebo lepszego Herberta.
Szkoda, bo jego pierwsze kawałki jak "Krzyk Malarza"
pierwotnie opublikowanym w Czachopiśmie czy choćby wspólnie
napisane z Kazkiem "Poświęcenie" pokazały Cichowlasa o 180
stopni wykręconego, oscylującego głęboko wokół strachów
egzystencjonalnych i groteski. Te dwa utwory to prawdziwy
majstersztyk, wstyd nie znać.
Los jednak chciał, aby ta dwójka połączyła wspólnie siły i
pomimo swej stylistycznej odmienności, niektóre utwory tak
napisane w duecie jak i singlowo wyszły całkiem przyzwoicie.
Mamy tu szeroki wachlarz tematyki, treści i konwencji. Jest
spora doza wisielczego humoru w "Z Czaszki" i "Hard Gore",
oraz zacnie skonstruowanym narracyjnie pomimo częstego
popadania w banał "Postrachu pewnej szosy".
W tym dzikiem duecie, którego inspiracje sięgają od
rosyjskiej „powieści organicznej” Turgieniewa aż za Ocean po
„miasteczko Salem”, czytelnik o wszelakich horrorowych
kubkach smakowych może odnaleźć coś w sam raz dla siebie.
AUTOR
RECENZJI:
DANIEL PODOLAK |
|