|
"-
Zjeżdżaj stąd!
Zanim zatrzasnęły się drzwi, zdążył wsunąć nogę między nie a
futrynę. Otworzył je siłą, co spowodowało, że dziewczyna,
kimkolwiek byłą, zatoczyła się.
- Musimy trochę pogadać – wszedł do środka. – Mam do ciebie
wiele pytań.
- Ja… wezwę policję (…)
Powiedz im, że tematem rozmowy będą… wampiry"
Targany rozterką po
niedawnej, tragicznej śmierci żony. Na skraju załamania.
Policjant służb specjalnych John Mojo, szuka ukojenia, w
podróży do nikąd. Tak z Londynu trafia do małego walijskiego
miasteczka Knighton. Życie lokalnej społeczności, wydawać by
się mogło, płynące niezmiennym sennym i statycznym rytmem od
wieków. Zabuża pojawienie się ekscentrycznego turysty, a w
świetle ostatnich wydarzeń. Zabójstw i tajemniczych
zniknięć. Agent staje zdaje się być obserwowany na każdym
kroku. W miasteczku niewątpliwie coś się dzieje. Coś złego.
Kolejne morderstwa, zamachy terrorystyczne popełniane na
Anglikach, na domiar złego, doniesienia o pojawieniu się
wampirów. Ciemne moce na dobre wzięły Knighton w swe
władanie. Czy obcy pomoże mieszkańcom wyplenić hultajstwo
szatańskiego pomiotu z ich ziemi?
Czym jest książka Guya
Smitha. Kolejnym nudnym horrorem, czy może fascynującą
podróżą do świata strachu i grozy? Odpowiedz zdawałaby się
prosta. Smith to przecież autor takich klasyków jak
„Śmiertelny lot”, „Wyspa”, czy chociażby cyklu „Kraby”.
Niestety „Wampiry z Knighton” nie są zwykłym prostym
horrorem. Pisarz, tym razem zaserwował nam mieszankę
sensacji i grozy rodem ze swoich najznamienitszych
woluminów. Stąd agent do zadań specjalnych John Mojo (Smith
ujawnia swoją fascynację bronią i tajnymi jednostkami z
czasów, kiedy jeszcze pracował blisko uzbrojenia), wampiry
(czy na pewno? „Sabat”), hipisi (dzieci kwiaty jako nosienie
zła i zepsucia „Czarna Fredora” ).
Książka z pewnością ciekawa,
wciągająca i dość zaskakująca, oczywiście w miarę możliwości
nurtu małych kieszonkowych opowieści grozy klasy B. Smith
jak zwykle na granicy swoich możliwości, co widać. Wartka
akcja, wyraźne postaci, dobro jest do bólu dobre, zło
natomiast zepsute do samego piekła, gdzie szatan pali w
piecu i skry lecą… przyrzeczenie.
Dla mnie, osobiście to
ostatnia pozycja do kolekcji. Nie chwaląc się w moich
zbiorach znajdują się wszystkie wydane w Polsce książki
tegoż pisarza, a dodatkowo posiadam kilka unikatowym pozycji
jak „Alfabet Szatana”. Autor „Odrazy” jest najbardziej
szanowanym przeze mnie współtwórcą nurtu. Laur należy mu się
ze względu na prostotę, ciekawe fabuły, postaci… idealne
wyczucie gatunku, którego specyfikę opanował naprawdę do
perfekcji. Zatem zachęcam nie tylko po sięgnięcie do
opisywanej pozycji, ale zapoznanie się z całością
księgozbioru, dla ciekawych granic wytrzymałości swojego
umysłu i chcących poznać co to jest prawdziwy strach. Smith
powinien stać się co najmniej bóstwem.
AUTOR
RECENZJI:
MUCHA CC |
|