|
„Amityville
Horror” – seria ośmiu filmów (dziewiąta część to remake) o
nawiedzonym domu ściąga do siebie coraz to nowych fanów. Produkcje
te zaskakują nas nietypowymi rozwiązaniami niektórych motywów. Dla
większości fanów serii najlepsza jest pierwsza część. Jednak to
rzecz gustu.
Włączając ścieżkę
dźwiękową z „Amityville” pomyślałem, że pomyliłem krążki. Soundtrack
ten ma jakiś dziwny pierwszy i drugi utwór. Są one zbyt żywe i mało
podobne do kawałków z horroru. Dodatkowym denerwującym elementem
jest tutaj tak zwany śpiew (nazwałbym to prędzej wyciem kobiety lub
dziewczyny). Jak dla mnie nie pasuje on tutaj w ogóle. Przechodząc
dalej napotykamy na klimatyczne i klasyczne już brzmienia, które jak
najbardziej przypominają dźwięki z horroru. Myślałem, że będzie tak
już do końca. Po drodze autor zaserwował nam znowu mały bonus na
płycie. A dokładnie chodzi o szósty utwór. Przypomina mi on różne
epopeje rycerskie, w których to nie potwory czy inne straszydła
tylko szlachta walczyły z ludźmi. Przełączając na następny utwór
wracamy do swojej lektury. Zapytacie się: Czy na długo? Odpowiedź
jest bardzo prosta. Nie. Tuż „za rogiem” czai się kolejny odskok
autora. Dziewiąty utwór jest kompozycją dżezową, która w żaden
sposób nie pasuje do całości. Dobrze tylko, że to ostatni
przedstawiciel „odskoków” autora. Pozostałe kompozycje jak przystało
na dobry soundtrack z filmu grozy posiadają odpowiedni mroczny
klimat. Akurat są to trzy ostatnie kawałki, ale są one najlepsze z
całej stawki. Można powiedzieć, że wyrządzona nam krzywda została
odpracowana i sowicie wynagrodzona.
Zazwyczaj jest
tak, że dobre filmy grozy posiadają równie dobrą ścieżkę dźwiękową.
Akurat ta kompozycja jest dziwna i trudno ją ocenić z wielu powodów.
Prędzej trzeba byłoby uporządkować inaczej utwory i złożyć z nich
dwie odrębne płyty. Tak by podczas słuchania miałoby się wrażenie,
że to prawdziwy soundtrack z horroru, a nie mieszanka i pokaz
umiejętności kompozytora. Dlaczego autor włączył te kawałki nie
wiem, ale zrobił źle, bo ścieżka dźwiękowa przez to wiele traci i w
konsekwencji czasami ma się jej dosyć. Mogłaby trwać o kilkanaście
minut krócej, bez tych tak zwanych, bonusów. Sądzę, że wtenczas
zupełnie inaczej by to wszystko wyglądało, a tak jest ona kolejnym
„przeciętniakiem”. Dodatkowym minusem ścieżki dźwiękowej z „Amityville
Horror” jest czas trwania całej płyty. Jest to zaledwie trzydzieści
trzy minuty. Trochę krótko jak na dość dobry film. Polecić ją
oczywiście mogę, choćby nawet dla tych kilku utworów, które są
naprawdę dobre i przekazują nam świetne odwzorowania tego, co dzieje
się na ekranie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ
AUTOR:
PASTOR |
|