|
Tak naprawdę grozę w czytelniku
wywołują zazwyczaj wszelkiego rodzaju zjawiska paranormalne,
nierzeczywiste, jak również wszelkiego rodzaju bestie, potwory,
czyli wszystko to, czego człowiek nie pojmuje i nad czym nie potrafi
zapanować. Trudno sobie jednak wyobrazić utwór fantasy, w którym
wspomniane czynniki nie występowałyby w ogóle. Mamy, więc do
czynienia zarówno z wszelkiego rodzaju potworami jak i różnymi
typami zjawisk nadprzyrodzonych. Trudno jednak oczekiwać by odbiorca
danego utworu odczuwał strach czytając o ograch, goblinach czy nawet
smokach. Sięgając po utwór fantasy czytelnik automatycznie przyjmuje
konwencję, jaką narzuca autor. Tym samym wspomniane bestie stają się
elementem gry z odbiorcą, który wie, że smoki czy też orki są w
danym utworze, w ramach świata przedstawionego stworzeniami być może
niebezpiecznymi, ale jednak naturalnymi - ich obecność nie dziwi
bohaterów utworu ani czytelnika - stają się wspomnianymi elementami
służącymi urozmaiceniu utworu i nadania mu specyficznego kolorytu, w
żaden sposób nie straszą. Twórcy fantasy chcąc wywołać efekt
zastraszenia odwołują się do schematów, jakie wykreowała literatura
grozy i horror, schematów wywodzących się zarówno ze znajomości
ludzkich lęków jak i odwołań do mitów i legend. Podobnie jest z
muzyką ilustracyjną do tego typu pozycji, spełnia specyficzną rolę,
stanowi nie tylko uzupełnienie fabuły, staje się również jej
częścią. Doskonałym tego przykładem jest muzyka z „Donnie Darko”,
film zawdzięcza jej połowę sukcesu, jednak zapis fonograficzny w
prezentowanym przez mnie albumie poniekąd rozczarowuje brakiem
kluczowych utworów...
Na płycie zabrakło: „Church -
Under The Milky Way Tonight”, “Ave Marie”, “Smurf”, “Duran Duran –
Notorious”, “Echo and the Bunnymen - The Killing Moon”, “Joy
Division - Love Will Tear Us Apart”, “Tears For Fears - Head Over
Heels”, “Tears For Fears - Mad World”... Natomiast
na krążku umieszczono osiemnaście utworów, które podzieliłem na pięć
grup, do których zaliczyłem utwory zbliżone do siebie sposobem oraz
tematyką wykonania.
Do grupy wokalno-instrumentalnej bez
żadnych wątpliwości należą dwie alternatywne wersje „Mad World” w
wykonaniu Rolanda Orzabala. Zaczynam od nich, bowiem im najwięcej
uwagi poświęciłem, zatem stają się hitem „Donnie Darko”. Oryginał
został wykonany przez zespół Tears For Fears, jednak mi osobiście
podoba się nowa wersja, z nowym brzmieniem i sposobem wykonania. To
właśnie ta ballada nadaje głębszego sensu obrazowi oraz wydarzeniom,
zachowano z oryginału tylko tekst, zamieniono akompaniament muzyki
elektronicznej na subtelne dźwięki pianina, spowolniono tempo a w
alternatywnym wykonaniu dodano perkusję. Nie ukrywam, że sposób
wykonania bardzo mocno wpływa na mnie pod względem emocjonalnym,
przyznaje również, że jest nie wiele na rynku fonograficznym tego
typu utworów, które same w sobie zawierają refleksję, która zmusza
do myślenia, zwłaszcza po seansie...
Kolejną grupę utworów możną określić
mianem transowej, należą do niej: „Carpathian Ridge”, „The Tangent
Universe”, „Manipulated Living”, „Ensurance Trap”. Ów utwory
charakteryzują się mrocznym, nieco hipnotycznym brzmieniem, dzięki
przekształceniu odgłosów, szumom oraz przeróbce komputerowej
usłyszymy cztery niezwykle zróżnicowane utwory, które łączy
określona struktura. Każdy z nich zaczyna się od bliżej
nieokreślonego chaosu melodycznego, który ewoluuje w różnych
kierunkach. Powstaje szereg zmiksowanych form muzycznych,
opiewających zamkniętą formą delirium, poniekąd koszmaru... Ciekawe,
lecz nużące z upływem dłuższego odsłuchiwania...
Podczas odsłuchiwania albumu
znajdziemy również grupę utworów instrumentalnych o tempie wolnym,
typowo relaksacyjnych, zaliczyć można do nich: „The Artifact &
Living”, „Liquid Spear Waltz”, „Gretchen Ross”, „Rosie Darko”, „Waltz
In The 4th Dimension”, „Time Travel”, „Did You Know Him”. Są to
utwory charakteryzujące się płynnością dźwięku, klarownością oraz
subtelnym dźwiękiem. Instrumentem wiodącym jest fortepian, w tle
pojawia się niekiedy instrument poboczny, zazwyczaj wiolonczela,
bądź skrzypce. Mamy okazję również usłyszeć lament kobiecy,
subtelny, kojący zmysły, pojawia się w kilku utworach z listy,
stanowi ukoronowanie niezwykle oszczędnych utworów, które w swojej
prostocie roztaczają urok....
Na płycie nie zabrakło również
wszelkich hybryd muzycznych, łączenia styli oraz dźwięków, często
rozwinięcia poszczególnych motywów przewodnich, do tej grupy można
zaliczyć: „Philosophy Of Time Travel”, „Burn It To The Ground”, „Slipping
Away”, „Cellar Door”. Dzięki tym połączeniom oraz rozwinięciom mamy
okazję usłyszeć pełniejszą strukturę prezentowanych motywów
przewodnich, wczuć się w klimat rzeczywistości nierealnej,
kontrolowanej przez natężenie dźwięku. Są to utwory bardziej
rozbudowane, zakrawające o symfonizm, zabarwiane emocjonalnie,
dzięki dodaniu głosu kobiecego oraz ciągłych zmian tempa oraz
dźwięku. W pewnym sensie można te utwory określić jako nieobliczalne
twory instrumentalne, które zaskakują nagłą zmianą...
Wśród wszystkich utworów,
zamieszczonych na krążku znalazła się wariacja muzyczna, chodzi tu o
„Middlesex Times”. Żywe dźwięki, zmienne tempo, szarpane smyczki
wiolonczeli, cymbały oraz fletnia pana, to tylko nieliczne z
instrumentów, których barwa tworzy całość. Ten utwór można określić
mianem zlepku dźwięków, które w zasadzie do siebie nie pasują, mimo
to tworzą ciekawą aranżację...
Muszę przyznać, że spodziewałem się
czegoś znacznie pełniejszego, mam tu na myśli zawartość albumu. W
zamian zaserwowano nam ciekawą, aczkolwiek nie do końca
satysfakcjonującą aranżację w formie soundtracku. Doskonale dobrane
formy muzyczne, prostota oraz ubogość w instrumenty sprawiają, że
mamy do czynienia z niezwykłym przedsięwzięciem, które może wielu
zachwycić. Niestety ów doznania i walory tego rodzaju muzyki
dostrzegą jedynie koneserzy oraz wielbiciele filmu, reszta dozna
znacznego rozczarowania. Na pocieszenie dodam, że powyżej zawarłem
utwory, które nie zawarto na płycie, więc można poszperać w innych
miejscach i znaleźć pozostałe perełki, naprawdę warto...
ZOBACZ RÓWNIEŻ
AUTOR:
REQUIEM |
|