|
-
Czy jest Pan pewien, że to tutaj ? – zagadnął taksówkarz w
średnim wieku, na jego twarzy malowało się szczere zatroskanie.
Fakt. Okolica była ponura, sypiące się, brudne kamienice,
zakazana dzielnica miasta. Dochodziła 23, o tej porze tylko
samobójcy mogli się tutaj kręcić….
- Tak – odparłem szorstko – ile
płacę?
Taksówkarz nadal kręcił z
niedowierzaniem głową, próbując mnie uświadomić jak wielki błąd
popełniam.
- Czy to na pewno aby tu? –
zapytał odpowiadając sobie po chwili – Z pewnością pomylił Pan
adres. Tutaj kręcą się tylko podejrzane osoby lub zboczeńcy, Pan
mi nie wygląda na pederastę - urwał swój dociekliwy dialog
dostrzegając gniew malujący się na mej twarzy.
- Nie pana kurewski interes! Ile
płace?! – nie czekając na odpowiedź rzuciłem w jego stronę
banknotem stu złotowym i wychodząc z kabiny taksówki ruszyłem w
głąb mrocznej ulicy. Wiatr unosił w powietrzu sterty śmieci,
mijane przeze mnie bramy były puste, w oknach światło się nie
paliło, tak jakby cała dzielnica opustoszała. Ujrzałem niskiego
typa ze sporą nadwagą wyczekującego niecierpliwie mojej wizyty.
Stał nieruchomo niczym żołnierz przy Buckingham Palace, zerkając
od czasu do czasu w otchłań kamienicy, jakby obawiając się, że
ktoś stamtąd nagle wyskoczy. Moja obecność wyraźnie ożywiła jego
niezgrabną, ślamazarną sylwetkę, wyszedł naprzeciw z udawanym
uśmiechem.
- Czy dotarłem pod właściwy
adres? Kolejowa 34? – skinął głową, wyciągając paczkę spod
płaszcza. Wręczył mi ją nerwowo, dając do zrozumienia iż nie
zamierza tutaj stać ani chwili dłużej. Otworzyłem zawartość
pakunku, wewnątrz tkwił owinięty w folię rewolwer. Chwyciłem go
z satysfakcją przymierzając go do mej dłoni. Uśmiechnąłem się
diabelsko, żądza zemsty przepełniała me istnienie, ucałowałem
chłodna lufę pistoletu, ruszając w głąb stęchłej kamienicy.
- Chwilę! – powstrzymał mnie
wynajęty wcześniej detektyw - radzę Panu zrezygnować, jeszcze
nie jest za późno, lepiej zostawić te sprawę policji, Pan nie
wie z kim ma do czynienia! – w jego głosie wyczułem wyraźną
nutę strachu.
- Dokładnie wiem co robię, proszę
nawet nie próbować mnie zatrzymywać – odparłem
zniecierpliwionym, łaknącym sprawiedliwości głosem - To sprawa
miedzy nim a mną! - wykrzyknąłem czując jak poziom adrenaliny
wzrasta w mym ciele. Czułem się mocny, na tyle silny aby posłać
tego śmiecia do krainy zmarłych.
- Proszę mnie wysłuchać – nie
dawał za wygraną grubas - ja…
- Pierdol się! Twoim zadaniem
było znaleźć adres tego skurczybyka oraz załatwić spluwę,
cokolwiek byś nie powiedział i tak nie zmienię zdania!
Spojrzał na mnie jakoś tak ze
smutkiem w oczach, jakby spodziewał się w najbliższym czasie
znaleźć mój nekrolog w gazecie. Wzruszył ramionami wzdychając
głęboko, po czym odszedł mamrocząc coś pod nosem. Adrenalina
buzowała w moim ciele, ruszyłem pewnie w górę po zbutwiałych,
spękanych drewnianych schodach. Skrzypiały jak cholera, starałem
się zachowywać jak najciszej, w końcu element zaskoczenia dawał
mi dodatkowa szansę. Złość i furia wzbierała we mnie coraz
bardziej, paraliżowała mój strach, czułem się bardzo pewnie,
modląc się w duchu aby nie zabrakło mi odwagi w kluczowym
momencie. Kamienica wydawała się wymarła, drzwi do mieszkań były
albo zaryglowane, albo w ogóle ich nie było. Z ich wnętrza
wdzierał się na klatkę schodową smród, gniotący żołądek fetor,
będący mieszaniną wymiocin, uryny i wszelkich ekskrementów.
Wszystkie lokale wyglądały jakby były opuszczone dziesiątki lat
temu, ściany popękane, niedbale pobazgrane sprayem. Będąc w
połowie drogi, usłyszałem cichy głos dobiegający z wieńczącego
tą ruderę 6 piętra. Brzmiał jak program telewizyjny, jakaś
muzyka, chyba usłyszałem czyjeś westchnienia. Z każdym kolejnym
krokiem dźwięki stawały się coraz bardziej wyraźne, moje ucho
rozpoznało głośne wzdychanie i jęki. Stanąłem na przedostatnim
piętrze, spoglądając na uchylone masywne żelazne drzwi. W środku
było głośno, zapewne nikt nie usłyszał jak wchodzę po schodach.
Zacisnąłem dłoń na rękojeści broni, sprawdzając czy na pewno
jest odbezpieczona.
Teraz, albo nigdy - pomyślałem
taranując barkiem uchylone skrzydło drzwi. Przykucnąłem
wyciągając broń przed siebie, spodziewałem się konfrontacji, ale
stałem sam u progu wpatrując się w długi, pusty korytarz.
Ruszyłem powoli, czując jak odwaga stopniowo mnie opuszcza. Na
ścianach korytarza wisiały oprawione w ramki zdjęcia.
Oszołomiony spoglądałem na nie rozpoznając w nich obrzydliwe
pedofilskie akty. Starzy mężczyźni, młodzi chłopcy, dziewczynki,
prezentujący nienaturalne pozycje miłosne. Z końca korytarza
dobiegały sprośne odgłosy, rozkoszne westchnienia przeplatały
się z płaczem i prośbami o litość. Czując obrzydzenie, zebrałem
się w sobie i wkroczyłem do pokoju znajdującego się na końcu
korytarza. Znalazłem się w dużym pomieszczeniu pozbawionym
mebli. Na środku pokoju stał fotel, duży i masywny, nie mogłem
dojrzeć kto w nim siedzi. Na ścianie wisiała plazma, przed mymi
oczami rozgrywał się odstręczający pornograficzny seans. Czując
przesyt zwyrodniałą atmosfera jaką było przesiąknięte
mieszkanie, wystrzeliłem. Zapadła grobowa cisza. Stałem tak
skołowany słysząc tylko bicie własnego serca, czekając na rozwój
wydarzeń. Uświadomiłem sobie wpadając w panikę iż chybiłem celu.
Pocisk zamiast przeszyć fotel, dosięgając sprawcę mojej traumy,
utkwił w plazmie, przerywając obleśny pedofilski film. Coś
stanęło mi w gardle gdy usłyszałem dźwięk przesuwającego się
fotela. Wtem ujrzałem go. Stanął zaledwie parę metrów ode mnie
całkiem nagi, z ogoloną głową, torsem i kroczem. Jego klatkę
piersiową zdobiły groteskowe tatuaże przedstawiające twarze
uśmiechających się dzieci. Chuda, spiczasta twarz pokryta była
chłopięcym zarostem, choć on sam niewątpliwie był z pewnością po
40. Uwagę zwracała jego wysportowana, wyrzeźbiona sylwetka. Był
bardzo wysoki, wyglądał na osobę wykształconą. Stał spokojnie
naprzeciw mnie, drapiąc się po brzuchu, wyraźnie czekał na mój
ruch, nie obawiając się mnie wcale. Wycelowałem w niego, patrząc
z pogardą i nienawiścią:
- To twój koniec skurwysynu!
Tropiłem cię pół roku, pieprzone pół roku! Teraz cię mam, tylko
dla siebie! Odpowiesz za krzywdę, którą wyrządziłeś mojej
rodzinie! - wykrzyczałem, czując satysfakcję z wymierzanej
właśnie sprawiedliwości. Czekałem, aż zacznie błagać o życie,
padnie na kolana zanosząc się płaczem. Nic takiego jednak się
nie stało.
- Twoją rodzinę? Kto z twoich
bliskich został przeze mnie skrzywdzony? - zapytał chłodno,
wbijając we mnie cynicznie wzrok. W jego głosie nie było cienia
bojaźni.
- Ty, ty... - poczułem jak oczy
wypełniają mi się łzami - jak możesz nie pamiętać! Już ja ci
łachu przypomnę, Malwinka, mój blond aniołek, co ona ci
zawiniła, dlaczego jej to zrobiłeś?!!
- Malwinkaaaa - westchnął z
zadumą szukając informacji w swym umyśle - O tak! Pamiętam ją,
jej krzyki... Była taka bezużyteczna, taka oporna... Zerżnąłem
ją parę razy, nawet sfilmowałem to, ale nie umiała zachowywać
się przed kamerą. Musiałem się jej pozbyć, skręciłem kark temu
biednemu gołąbkowi - odpowiedział bez śladu emocji w głosie.
Ogarnął mnie szał, prawdziwa
furia, upuściłem pistolet, chciałem mieć go tylko dla siebie,
rozerwać na strzępy, ubić, utoczyć krwi. Ruszyłem z całym
impetem, nacierając na niego wszystkimi dostępnymi siłami, lecz
on okazał się niezwykle zwinny. Zgrabnie uniknął mego ataku,
odsuwając się na bok, walnąłem boleśnie w ścianę, przewracając
się na podłogę. Stanąłem prędko na nogi, ze zdziwieniem
obserwując uśmiechającego się mężczyznę. W szale bojowym
przystąpiłem do ponownego ataku, z całej siły wycelowałem
pięścią w jego twarz, ale on bez trudu sparował mój cios.
Poczułem ból w nadgarstku gdy wykręcił mi rękę, po chwili spadła
na mnie lawina ciosów, coś pękło w okolicach kręgosłupa. Runąłem
na ziemie, nie mogąc złapać tchu. Słyszałem jego śmiech nad
sobą, nie mogłem się ruszyć, byłem czasowo sparaliżowany.
- Widzisz mój żałosny mścicielu -
drwił chrząkając pod nosem - może i mnie znalazłeś, ale nie
rozpoznałeś gruntu na jaki wkroczyłeś. A to bardzo grząski grunt
- mówiąc to wsunął dłoń pod mój brzuch, przysuwając mnie bliżej
siebie. Jego ręka wędrowała w stronę moich genitaliów, poczułem
jak dobiera się do paska od spodni .
- Jestem Który Jestem, Twoim
Bogiem!! Twoje ciało należy do mnie, nigdy nie poznasz mego
prawdziwego imienia! - Zdarł ze mnie spodnie i bieliznę. Byłem
oszołomiony swą bezbronnością - Czasem nazywają mnie:
grzechotnik, innym razem: czort, ale ja najbardziej lubię ksywkę
nadana przez dzieci: cukrowy dziadek - serce waliło mi jak
szalone, czułem jak wsuwa rękę pomiędzy me pośladki, krew z
rozbitego czoła lała mi się do oczu - A teraz doświadczysz tego
co twoja córeczka, zerżnę cię jak świnię, jak się mi nie
spodobasz to podzielisz los swojego dziecka! - krzyknął
niewiarygodnie niskim, diabelskim głosem. W tamtej chwili
wydawał mi się kimś więcej niż tylko człowiekiem.
Położył się na mych plecach,
przygniatając swoją wagą, był tak ciężki iż nie mogłem złapać
tchu. Poczułem ostry ból, jakby ktoś włożył mi stalowy pręt do
odbytu. On był we mnie, wchodził coraz głębiej, coraz mocniej.
- AAaaa - krzyczałem, błagając
by przestał, ból był nie do zniesienia. Gwałcąc mnie,
jednocześnie hańbił mnie od środka, rozrywał mą duszę,
rozszarpywał umysł.
- Krzycz szmato, krzycz dziwko!!!
- wrzeszczał nacierając coraz brutalniej.
Straciłem przytomność.
Przebudziłem się półnagi, leżąc na drewnianym parkiecie. Wciąż
byłem przyćmiony, nie mogłem się ruszyć, chwilowo nie odczuwałem
palącego bólu w dolnej partii ciała. On rozmawiał z kimś przez
telefon na korytarzu. Śmiał się i żywo gestykulował. Jakoś udało
mi się ocucić i podczołgać do rewolweru, który wcześniej na
własną zgubę, lekkomyślnie upuściłem. W tym momencie nie liczyło
się nic innego, musiałem zmyć hańbę z siebie i swojej córeczki,
zabić tego potwora, aby nigdy więcej już nikogo nie skrzywdził.
Z trudem chwyciłem pistolet. Połamane żebra przypomniały nagle o
sobie, rozpalając w brzuchu ognisko prawdziwego bólu. Wypełzłem
na korytarz niczym glista, nie zauważył mnie, łaził w kółko
rozmawiając przez telefon. Skupiając się na celu zdołałem
podnieść rękę i wystrzelić. Niespodziewanie ujrzałem malujący
się na jego twarzy strach, był bardzo zaskoczony. Zdziwiony i
przerażony zarazem. Upuścił komórkę, spoglądając na mnie z
wyrzutem. Zdębiały przyglądał się ranie w której utkwiła kula
wystrzelona z mego rewolweru. Strzeliłem ponownie muskając jego
ucho. Chwycił się za krwawiąca rękę i pognał w głąb korytarza.
Oddałem jeszcze dwa strzały, ale musiałem chybić. Słyszałem jak
zbiega po schodach. Nie mogłem wstać i pobiec za nim, nie
mogłem się nawet ruszyć, plecy bolały mnie coraz bardziej. Ból w
dolnej partii ciała zaczął wracać, intensyfikując się z minuty
na minutę, odczucie gwałtu wróciło, wstrząsając mym ciałem.
Włożyłem lufę do ust, myśląc w tych ostatnich chwilach mego
życia o swojej pięknej córeczce. Pociągnąłem za spust. Co jest
?! Zaciął się!!? Magazynek okazał się pusty, wystrzeliłem
wszystkie naboje. Turlałem się jak szalony po podłodze, waląc
pistoletem w głowę, skoro nie mogłem się zastrzelić, chciałem
rozgnieść swoją czaszkę, zakończyć czym prędzej swój marny
żywot. W końcu ogarnęła mnie upragniona ciemność, na chwile
zagłębiłem się w jej spokoju, marząc iż właśnie doświadczam
swojego końca. Marzenia są piękne....
Obudziłem się w szpitalu. Nie
czułem już bólu, właściwie to nie czułem zbyt wiele, byłem
pozbawiony wszelkich emocji. Jak się tu znalazłem, kto mnie tu
przywiózł? Nie pamiętam kompletnie nic... Musiałem dostać silne
środki przeciwbólowe, czułem się ogłupiony. W sali nie leżał
nikt oprócz mnie, byłem sam. Próbowałem poskładać sobie
wydarzenia wczorajszej nocy, ale wnet otworzyły się drzwi i moja
uwaga skupiła się na młodej lekarce, dyskutującej z
towarzyszącym jej lekarzem. Wysoki, łysy mężczyzna, chudy,
okrągłe okulary, poważna pociągła twarz wzbudzająca autorytet.
Mężczyzna miał rękę w gipsie, kogoś mi przypominał. I wszystko
się rozjaśniło, wydarzenia ostatniej nocy wróciły do mnie z
prędkością światła. Usłyszałem ten konkretny, specyficzny głos,
który mógł należeć tylko do niego.
- Jak on się czuje siostro?
- Nie najgorzej Panie
ordynatorze.
Spojrzał na mnie mściwym
wzrokiem, na kitlu widniała tabliczka z napisem: Profesor dr
Olaf Kacyk. Z pewnością zauważył determinację w mych oczach,
musiałem czym prędzej ujawnić jego prawdziwą tożsamość.
- To on, zboczeniec, morderca,
król pedofilskiego podziemia, to on mnie tak załatwił , zabił
moją córkę, policja!!! - krzyczałem zdzierając sobie gardło.
Wpadłem w szał, nie wiem co
działo się potem. Nagle pojawiło się wiele głów nade mną,
ostatnią rzeczą jaką usłyszałem leżąc w tej sali było:
- Spokojnie, spokojnie, zajmiemy
się panem, proszę niczym nie martwić- zawisł nade mną wbijając
we mnie swój jadowity, pełen okrucieństwa wzrok.
Wylądowałem w zamkniętym
zakładzie psychiatrycznym. Uznano mnie za niepoczytalnego.
Diagnoza? Wstrząs psychosomatyczny na wskutek gwałtu. Doktor
Olaf Kacyk okazał się osobą poza wszelkimi podejrzeniami, jako
ordynator miał nieskazitelną opinię. Nic nie mogłem mu zrobić.
Piszę tę historię, aby była ona świadectwem tego, że nie
zwariowałem. Gdy już wypiorą mój umysł i sprawią bym uwierzył,
że zmyśliłem tą całą historię, będę trzymał w ukryciu ten tekst,
który przypomni mi sens mojej egzystencji, pomsty za mą ukochana
córkę, moją Malwinę.
AUTOR:
Maciej Szymczak
|
|