|
Joanna była średniego wzrostu
brunetką o niebieskich oczach. Miłą i uczynną dziewczyną – tak
zawsze mówili o niej znajomi. Pokojowe usposobienie sprawiało,
że nie miała wrogów. Jej przeciwieństwem był Bartek. Ze swoimi
wiecznie rozmierzwionymi włosami i bystrym spojrzeniem wyglądał
jak szalony naukowiec z powieści Mary Shelley. Zawsze w opozycji
do świata, ciągle miał jakieś kłopoty, z których musiała go
wyciągać – byli parą. Zaczęli spotykać się jeszcze na studiach.
Joanna pamiętała to jakby to było dziś, kiedy Bartek nieśmiało
zapytał czy nie miałaby ochoty iść z nim do kina. Tak wszystko
się zaczęło. Są już pięć lat razem. Skończyli szkoły, każde ma
dobrze płatną pracę, a Bartek zdążył jej się oświadczyć. Teraz
korzystając z letniego urlopu chcą gdzieś pojechać, uciec od
cywilizacji i zgiełku wielkiego miasta. Zaszyć się na jakiś czas,
przemyśleć kilka spraw. Ich związek przechodzi chyba kryzys, lub
cos takiego, bo ciągle się kłócą – pomyślała.
Przed około tygodniem Bartek zaproponował jej wspólny wypad.
Mówił, że znalazł fajne miejsce, domek nad jeziorem, cisza i
spokój, a wszystko za bardzo przystępna cenę.
Pokazał nawet stronę internetową, agencji która może im go
wynająć. Znajdowało się na niej kilka zdjęć
miejsca,
wraz z opisami: – "Z nami spędzisz niezapomniane chwile",
"Przepiękne zachody słońca, które możesz podziwiać z okien
naszego luksusowego domku" itp. Slogany były kiczowate, ale
zdjęcia wydawały się w porządku. Bardzo kochała Bartka i
chciała, żeby między nimi wszystko się ułożyło i znowu było tak
jak kiedyś. Zgodziła się wiec bez namysłu.
Na miejsce dotarli późno w nocy, ich volvo to nie jakiś wóz
terenowy. Samochód popsuł się, gdy przejeżdżali przez las, ale
Bartek mówił, że to nic wielkiego.
– Jutro wezwiemy mechanika z miasteczka. To tylko panewka. –
dodał i objął kolano Joanny, żeby się nie martwiła.
Domek sprawiał bardzo dobre wrażenie, widać było że jest
niedawno odnawiany. Ściany z rzeźbionych desek, na środku pokoju
drewniany słup, a w rogu murowany kominek. Joannie przypominało
to chatę drwala: surowy prawie purytański wystrój jeszcze
bardziej pogłębiał to uczucie. Całość jednak nie była zimna, a
wręcz przeciwnie po wejściu doznawało się uczucia ciepła.
– Bardzo przytulna, co nie ? – zapytała Joanna.
Bartek przytaknął i poprosił, aby pomogła mu przenieść ich
rzeczy z samochodu na górę do sypialni. Na piętrze był
przestronny pokój, z wielkim łóżkiem, oraz łazienka z
prysznicem. – W sam raz dla dwojga. – pomyślała.
– Piękne łoże... chyba dziewiętnastowieczne, mogę się założyć,
że to ręczna robota. – z wyraźnym ożywieniem zauważył Bartek.
– Rzeczywiście niesamowite – dodała.
Obydwoje czuli, że teraz wszystko się jakoś ułoży. Bartek złapał
Joannę, przyciągnął do siebie i przytulając mocno powiedział:
– Kocham cię.
– I ja ciebie też – wyszeptała mu do ucha Joanna. W tym momencie
zaczęli się całować. Niespodziewanie przeszyła ich fala
namiętności, zaczęli zdzierać z siebie ubrania i rzucili się na
łóżko. Fala błogości przenikała wszystkie ich zmysły, drażniąc
je i pobudzając. Joanna zdawała się rozpalona gorączką, było to
jednak uczucie wielkiego podniecenia. Zaczęli się kochać...
– Wstawaj śpiochu... słyszysz – Bartek delikatnie pocałował w
policzek swoją narzeczoną. Joanna drgnęła i powoli zaczęła
otwierać zaspane jeszcze oczy.
– Zrobiłem ci śniadania Joan, jajka z bekonem i kakao, tak jak
lubisz – powiedział uradowany. Joanna spojrzała na okno przez
które do pokoju wpadało słońce, słychać było śpiewy ptaków.
– Wczoraj było cudownie – powiedziała, a myśli jej zaczęły
krążyć wokół wczorajszego wieczoru.
– Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze – I znów ucałował Joannę.
Po śniadaniu zabrali się za sprzątanie. Ubrania były
porozrzucane po całym pokoju, wkładali je do szafy i komody.
Wracało dawne szczęście... czuła to. Teraz jeszcze bardziej
kochała Bartka. – Przecież każda para przechodzi kryzys, ważne
jest żeby umieć go przezwyciężyć – rozmyślała Joanna.
– Wiesz musze ci coś wyznać Joan.
– Pomysł tego domku podsunął mi Mark... W pobliskiej wiosce ma
babcię u której spędza lato ? – oznajmił to jakby zadawał
pytanie, ale ona nie była na niego zła, wręcz przeciwnie
cieszyła się, że będą mogli zobaczyć się z przyjacielem.
Uśmiechnęła się, a po chwili rzekła:
– Zadzwońmy do niego, nie mogę się doczekać kiedy zobaczę tego
wariata – teraz obydwoje śmiali się, na myśl o dawnych imprezach
w gronie przyjaciół.
Marek zjawił się tak szybko, że nawet nie skończyli jeszcze
sprzątać. Było naprawdę wesoło, wspominali stare czasy, wspólne
wypady w góry i nad morze. Oni opowiadali co się z mini działo
przez cały czas kiedy się nie widzieli. On mówił o swoich
planach co do studiów i zamieszkania w Warszawie na stałe.
Wszyscy czuli, że mogliby tak trwać jeszcze długie godziny, ale
nie było im to pisane. Mark nagle wstał, bo już zmierzchało i
powiedział, że musi wracać do domu.
Wykonał jeszcze telefon do babci, zszedł na dół i pożegnał się:
– To do zobaczenia, zadzwonię jutro. Może gdzieś się umówimy. –
Zaczął wsiadać na swój wiekowy rower, kiedy Joanna znowu chcąc
go namówić aby jednak został powiedziała:
– Przecież naprawdę możesz u nas nocować Marek. – Lecz on
naprawdę nie mógł zostać, przecież obiecał babci, że wróci zanim
zapadnie zmrok. Nie chciał zawieść staruszki, która w końcu była
jego jedyną żyjącą babcią. Dodał więc:
– Wyluzujcie, co może mi się stać w nocy na takim wygwizdowie?
Marek odwrócił się i pojechał prostą piaszczystą droga przed
siebie. Joanna i Bartek przytuleni wrócili do domku.
Chcieli jeszcze porozmawiać, zjeść, lub zrobić cokolwiek...
kochać się. Uczucie te przyszło do nich jak fala. Zaczęli
całować się, pieścić... po chwili wbiegali już po schodach, aby
jak najszybciej dotrzeć do sypialni. Pokój spowijała dziwna
czerwonawa poświata, ale żadne z nich tego nie zauważyło.
Wszystko wirowało, powietrze przesycone było czymś tajemniczym,
świat jakby zniknął... jakby nigdy nie istniał. Byli tylko oni i
łóżko.
Joanna położyła się pierwsza, wyciągnęła przed siebie rękę,
kusiła go spojrzeniem. Rozwarła zachęcająco uda. Bartek nie mógł
już wytrzymać, jego podniecenie osiągnęło optimum.
Wtedy czas lekko zwolnił, ruchy zrobiły się powolne, wszystko co
stało się potem było jak sen. Do nosa doleciał nieprzyjemny
zapach zgnilizny, padliny... PIEKŁA!
Joanna krzyczała, spod łóżka buchało czerwone jaskrawe światło i
wydobywała się para. Miejsce gdzie powinien być materac
otworzyło się zdradzając piekielne czeliści, coś chwyciło jego
ukochaną i zaczęło wciągać do środka. Złapał się za głowę,
próbował przetrzeć oczy, ale dziwny obraz nie chciał zniknąć. Do
jego uszu dochodził odległy krzyk Joanny, miał wrażenie. Dźwięk
rozchodził się tak jak pod wodą... nic nie mógł zrozumieć.
Bartek odwrócił się, chciał się stąd wydostać, jego myśli nie
dały się ogarnąć. Krzyczał, adrenalina rozchodziła się po jego
ciele zmuszając nogi do biegu. Na korytarzu potknął się i spadł
ze schodów, nie czuł nawet bólu. Przed siebie, tylko dalej stąd.
Nie chciał już wiedzieć co stało się z Joanną, miał jednak
przeczucie, że już więcej jej nie ujrzy. Przebiegł podwórze,
kierował się w stronę jeziora. Wtedy zdał sobie sprawę, że
zwariował... jego umysł odłączył się od ciała i poszybował
gdzieś daleko. Zamiast niego pojawił się głos, a raczej syk. Pan
go wzywa, pan go oczekuje.
– Chodź do mnie, Bartłomieju – szept w jego głowie, nakłaniał go
do powrotu.
– Czekamy tu na ciebie... Joanna chce się z tobą zobaczyć...
– Czekamy na ciebie... wszyscy.
Poczuł spokój, jego ucieczka dobiegła końca, musiał wrócić. Tam
czeka na niego Joanna, kochał ją najbardziej na świecie.
– O słodki szatanie, słodki jak miód – to były ostatnie słowa
Bartka, wypowiedziane jakby do cienia który trzymając za rękę
prowadził go do małego przytulnego domku. Teraz kiedy zapadła
już noc, jego rozświetlone okna wyglądały jak złowrogie
hipnotyzujące oczy, a drzwi niczym paszcza szaleńca zapraszała
do środka, bijąc na zewnątrz czerwonym fluorescencyjnym
blaskiem...
*
* *
– Tak proszę pani, jest bardzo
przytulny... Tak, jest kominek... – Rozmawiał ze swoim klientem
jeden z przedstawicieli agencji wynajmu domków letniskowych i
całorocznych.
– Chyba się z mężem zdecydujemy – Z zadowoleniem powiedziała
pani Grzesiak.
– Proszę wypełnić i przesłać do nas druk zamieszczony w
Internecie na naszej stronie... Tak to będzie wszystko... Życzę
wielu szczęśliwych chwil – Kolejna dobra transakcja pomyślał
agent. Był z siebie zadowolony, jak zawsze kiedy chodziło o "ten
domek". Pan kolejny raz będzie z niego dumny.
– HAhaahahhAHhahahh – zaniósł się histerycznym śmiechem agent.
AUTOR:
Paweł Salamucha
|
|