|
Czasami życie
bywa okrutne, czasami nas rozpieszcza, lecz wszystko, co tak
naprawdę nadaje mu sens to forma, szereg reguł i zasad, które
są z góry narzucane, o czym łatwo się przekonać. Odrzucając
wszelkie zaprzeczenia własnej tożsamości pozostajemy nadzy
emocjonalnie, pozbawieni wszelkich emocji, jednym słowem puści.
Tak niewiele nam potrzeba, by przekroczyć cienką linie po między
normalnością a szaleństwem, w chwili, gdy balansujemy na
pograniczu, powstaje jedno proste pytanie, po co żyć skoro
wszystko, co robimy i tak nie ma sensu. Człowiek wierzący
odpowie, że czeka nas życie wieczne, a co ma powiedzieć człowiek,
który w nic nie wierzy, który właśnie uświadamia sobie
bezsens otaczający jego wątłą osobę? Wokół słyszymy
ludzi, którzy próbują nam narzucić swoją wolę, stajemy się
niewolnikami własnej poczytalności, ciągle ograniczani
czekamy na śmierć. A czy wyobrażacie sobie człowieka, który
sobie to wszystko już uświadomił, zna przybliżony termin śmierci
a po mimo to próbuje… Opowiem wam historię, która
trwa…
Osiemnastego
września dwa tysiące czwartego roku, w ten jesienny, lecz wyjątkowo
pogodny dzień rozpocznę opowieść o jednym z nas, dla którego
wyrok zapadł zanim został osądzony, bowiem czeka na śmierć…
wszystko kończy pewien etap w jego życiu a zaczyna się końcowy
odcinek, którego finiszem jest niepewność bytu…
- Proszę,
zapraszam… Tędy proszę…
Kierował się
korytarzem wypełnionym sterylną bielą, w powietrzu unosił się
nieprzyjemny fetor śmierci, lecz jego wzrok spoczywał na nieco
ociężały ciele lekarza, które było spowite w nieco przyciaśniawy
kitel.
- Mam nadzieję,
że długo Pan nie musiał na mnie czekać? Mamy niedobory w
kadrze…
- Nie…
I tu skłamał,
bądź uniknął szczerej odpowiedzi, sparaliżowany wynikiem
badań, które dotyczyły jego nieścisłości
genetycznej… Spuścił wzrok, bowiem wiedział, jakie będą
wyniki, czekał jedynie na datę wskazującą…
- Wie pan, że
w pana wieku to prawdziwa rzadkość, jeżeli zastosujemy metody
inwazyjne to…
- Ile mi zostało…
Przerwał,
lecz jego ton głosu brzmiał bardziej jak żałosny szept z
wyczuwalnym niepokojem…
- Nie będę
Pana oszukiwał, dla mnie to też trudne… Do roku, może
dwóch…
- Dziękuję… Do widzenia…
Wstał nie
czekając na dalszą konsultację, zbliżając się do kolejnych
drzwi zrozumiał, że wychodząc z hospicjum wydaje na siebie
wyrok skazujący, jednak tak naprawdę się nie poddał, pragną
rozkoszować się kolejnymi chwilami…
- Proszę
poczekać, Pana wyniki…
Zatrzymała
go w drzwiach jedna z pielęgniarek, podając kopertę spuściła
wzrok…
- Nie, dziękuję…
proszę zatrzymać…
Szybkim
gestem szarpnął za klamkę, otwierając olbrzymie, szklane
drzwi poczuł po raz pierwszy, bowiem od tej pory wszystko
wydawało mu się nowe, powiew jesiennej bryzy, która zwiastowała
nową porę roku. Wchodząc na chodnik jego wzrok błądził po
przechodniach, analizując kolejne osoby, przyglądał się
detalom, ich zachowaniu. W myślach tworzył kolejne sceny z ich
udziałem, kontrolując emocję jego twarz trwała w bezruchu po
mimo narastające egzaltacji. Spoglądał na ludzi jak nigdy dotąd,
pragnął zrozumieć ich beztroskie podejście do każdej z
chwil, która w jego wypadku mogła być ostatnią. W jednej z
chwil zrozumiał, że nie ważne, co zrobi, chciałby tylko
zaspokoić ciekawość, nieposkromioną żądzę, która by
prowadziła do wszelkich skrajnych zachowań. Podchodząc na
przystanek autobusowy jego wzrok przykuł młody chłopak, który
od pewnego czasu wpatrywał się w jego osobę z daleka. Podszedł
bliżej i…
-
Przepraszam, czy sto czterdzieści cztery już jechało…
- Nie właśnie na niego czekam… Może…
Pierwsza
wymiana zdań, lecz chłopak po chwili zamilkł, zrozumiał, że
jego misterna maskarada została zdemaskowana a przynależność
do odpowiedniej grupy społecznej przydzielona. Jednak nie
protestował, nawet nie starał się ukryć z tym…
- Może, już
się widzieliśmy?
Zapytał
niepewnie, jednak w jego oku zaiskrzyło a chęć nawiązania
dalszego kontaktu była zrozumiała…
- Może…
Jeżeli nie, to teraz się widzimy…
Pech chciał,
że z zakrętu wyłonił się kolejny autobus przegubowy a tłum
ludzi próbując dostać się do środka skutecznie uniemożliwił
dalszą rozmowę. Jednak to nie był koniec ich znajomości,
przy kolejnych przystankach nieco się poluźniło, zatem nowo
poznany przypuścił szturm na przednią część pojazdu.
Wymijając kolejnych pasażerów wzbudzał oburzenie, jednak w
jego zamierzeniu było podejście do…
- Mój Boże,
ale ścisk…
- Ale udało ci się… Gdzie wysiadasz?
Zaczął się
niezłomny flirt, narastało napięcie wraz z tłumem gnieżdżącym
się niczym pale poukładane jeden obok kolejnych, co sprzyjało
nieco trudnej a zarazem ekscytującej sytuacji…
- Mam nadzieję,
że to na mój widok?
- Słucham…
Chłopak
dopiero po chwili zrozumiał aluzję dotycząca jego erekcji, która
ocierała się o pasażerów, na jego twarzy pojawił się
rumieniec, może i zaczął się pocić, może to i była wina
kierowcy, który miał niesprawny pojazd, ponieważ żadne z
okien nie dało się otworzyć…
- Ach,
przepraszam, to przez ten tłum…
- Nie tłumacz się, to gdzie wysiadamy? Proponuje Strzegomską…
- Dlaczego tam?
Zapytał się
chłopak, nieco poruszony otwartą propozycją, która wydawała
się dwuznaczna…
- Bo ja tam
mieszkam, zapraszam cię na…
W tym wypadku
nieco przesadził, chodź nadal wzbudzał zainteresowanie młodzieńca…
|