|
Tracąc
resztki godności uświadomiłem sobie, jakim kłamstwem okazała się
moja przeszłość, złudna, czasami utopijna, rozczarowująca.
Cokolwiek by mną kierowało, skazany byłem ponieść klęskę,
dźwigając brzemię kolejnych zbrodni, co podsunęło mi pewną myśl,
która nie pozwalała mi się poddać w doskonaleniu utraconej
przeszłości. Ów zagadnienie dotyczyło roli, jaką mi przypisana,
która zazwyczaj zapędzała mnie w ślepy zaułek nienawiści, jednak
tym razem pozwoliła na przeciwstawienie się przeznaczeniu. Po
wydarzeniach ubiegłego wieczoru ponownie się obudziłem w miejscu
dotąd dla mnie nieznanym, zatem oczekiwałem osoby, która by
wskazała odpowiednim gestem znaczenie kolejnej tury, którą
również zamierzałem przebyć łamiąc dotychczasowe zasady,
zwłaszcza, że po części za moje obecne położenie odpowiadało
kierownictwo, którego nigdy mi w pełni okazałości nie
przedstawiono a jednak ze wszelkich siła chciałem dopełnić moich
zamiarów uzyskując władzę ostateczną, co było równoznaczne z
zgładzeniem mocy, które mnie stworzyły a przynajmniej tak mi się
wydawało, aż do momentu, gdy.. I tu zaczyna się kolejna
historia…
Gdy
odczułem chłód przeszywający moje ciało, me ręce splamione krwią
szkliły się w ostatnich promieniach słońca, tkwiąc w bezruchu
czekałem na koniec, który niebawem początkiem miał się okazać.
Gdy niebo spowiły chmury, rzęsisty opad spowił cmentarne mury
zraszając całokształt pejzażu, ujrzałem płomienie spowijające
kobiecą postać. Jej ciało spowijały żarzące się iskierki
nadziei, jednak żar zawiści i ludzkiego nieszczęścia nie
pozwalały na wydostanie się z czyśćca bezdennej czeluści.
Resztkami sił wyciągnąłem ku niej dłoń roszcząc puste nadziejna
odkupienie w pełni win reszty świata, jednak nicość zbyt odległa
by dotknąć barwy cierpienia, mieniącej się milionem grzesznego
występku. Ów czeluść brnęła w moją stronę, czując buchający żar
przedsionka piekieł chciałem cierpieć, lecz jedyne, co było mi
dane odczuć to tęsknota za tym zgubnym pragnieniem, które ponad
życie w danej chwili pragnąłem. Rozbłysk ugasił spowijający
kobietę żar odsłaniając w pełni blade jej lica, po mimo
mieniącego się ognia, nieskalane skrzepem spalenizny. Jej wzrok
wymierzony w siną dal, której uwieńczeniem był cień mojej
sylwetki, jej usta wyblakłe, srebrzące się szelestem duszy
szeptały słowa nieodczuwalne zmysłami. Blond włosów, niczym pion
turbin fabrycznych zmieszany w splocie kędziorów wieńczonych
szklistymi odłamkami żaru, lico anioła czy postać armagedonu… Po
chwili dotyk obarczył me ciało, dreszcz przeszywający moją duszę
ogrzewał serce a na policzku pojawiła się mimowolna łza. Nagle
czuły szept spowił wnętrze pokory, który brzemię niewinności
śmiercią ukarał, głos znajomy, lecz postaci brak…
- Możesz
mnie uratować…
Szept nie
odczuwalny zmysłem dotarł do mnie niczym strzała…
- Odkryj
głębie twojej siły… Nigdy nie poddawaj się…
Rozbłysk
dublował się na aurze spowitej nicią, utkaną z ludzkich łez…
- I oto
narodził się kolejny ślepy Bóg…
Aura
nabierała szklistej postaci, wchłaniając każdy element mojego
ciała. Odczułem pulsującą krew, przeszywający gniew, pałając
zemstą, zacisnąłem dłoń, skroń zwiotczała, marszcząc kolejne
rozstępy a w oku zaistniała namiastka upragnionego cierpienia,
którego doświadczył człowiek. Z każdym oddechem nabierałem siły,
moje wnętrze niczym ujście przepaści, w której czeluść wlewa się
wodospad, kotłujący odmętami strug, tak i ja stawałem się
odmętem, bezkresem pojęcia, które miało położyć kres cierpieniu…
Me imię Legion, bo legiony we mnie poległych dusz szukające
ujścia, ciężarem mojego brzemienia uleczę życie setek, niczym
chorobę, którą zesłał Absolut…
- Jestem
gotowy!
Krzyknąłem, jednak echo nicości nie powróciło, pozostało bez
odpowiedzi…
- Słyszycie?
Jestem gotowy! Oddajcie mi moje życie!
W jednej
chwili ciemność spowiła me ciało, odczułem nagość fizyczną jak i
duchową, jednak bezruch pozostawał jakby więzieniem
ograniczającym moje pragnienia. Nagle w odmętach czerni pojawiła
się świetlista postać…
- Na co
jesteś gotowy? Hm mmm…
Roześmiał
się awanturniczym rumorem, w jego głosie uwięziona była drwina…
- Chcesz
wrócić? Twierdzisz, że masz moc? Tak!
Nagłym
gestem wskazał na mnie, podnosząc ton głosu…
- Spójrz na
siebie! Nagi, bezbronny… Chcesz śmierci, prawda, pragniesz
umrzeć… Hm mmm… Żałosny jesteś…
Mój
bezruch trwał, miałem ochotę krzyczeć, lecz siłą nadludzką nie
mogłem wyksztusić z siebie dźwięku…
- Umiłowałeś
życie, którego nie było… Żyjesz wspomniani, które nigdy nie
miały miejsca…
Nagle
poczułem uderzającą falę emocji sprzecznych w sobie…
- Walczysz z
własnymi słabościami, których nie możesz pokonać a chcesz stanąć
w szranki z Absolutem?
Na mojej
skroni pojawił się pot spływający po karku aż po koniuszek
postury…
-
Obserwowałem cię… Miotałeś się, wierząc w kłamstwa… Bezduszne
narzędzie, które nabyło wolną wolę…
Im
mocniej się starałem poruszyć, tym bardziej krępowane było moje
ciało…
- Jesteś
złudzeniem, fasadą ludzkiej mentalności, która nabyła pewną
zdolność… Wybraniec… Hm mmm…
Krew się
gotowała we mnie, jednak me ciało nie pozwalało na pełny upust
emocji…
- Wiesz, w
czym tkwi twój problem? Powiem ci… Ty myślisz a raczej twoje
ciało, że żyje. Powiem ci coś w tajemnicy, tylko nie bierz tego
do siebie… Jesteś tylko wyimaginowaną wiązką energii,
pozostałością… Przestań walczyć!
Przez
chwilę nie mogłem zrozumieć, co on do mnie mówi, jednak, gdy się
zbliżył, zauważyłem, że pomimo słowa docierały do mnie, jego
usta pozostawały nieme. Przez moment jeszcze walczyłem, jednak
me ciało odmawiało posłuszeństwa. Gdy skupiłem się tylko na
emocjach, pozostawiając sferę cielesną po za kręgiem rozmyślań,
nagle wrócił głos, mięśnie się rozluźniły, jednak me ciało nadal
pozostawało nagie…
- Kim
jesteś?
Wyszemrałem, jednak me usta nie wydały stosownej gestykulacji,
sądząc po jego zdziwionej minie zrozumiał…
-
Zaskakujesz… A jednak, nie myliłem się…
- Kim ty jesteś!
Tym razem
mój krzyk spowił bezdenną czeluść spowitą woalem czerni…
- Pytanie
powinno brzmieć, kim ty jesteś… Ale skoro pytasz, pozwól, że się
przedstawię… Mam wiele imion, każda religia określa mnie
inaczej, powiedzmy, że jestem zwiastunem końca, chociaż podoba
mi się określenie Anioł Śmierci, a tak po między nami, wymyśl
coś…
- Drwiny, gierki, sarkazm… Tylko na tyle cię stać? Wymijające
odpowiedzi, szkalujący wygląd, no i wybacz za stwierdzenie, ta
cała maskarada do mnie nie przemawia…
Nie
miałem już nic do stracenia, skoro on miał być moim katem…
Kuriozalna sytuacja, banał popędzany absurdem…
- Powiedzmy,
że mam już dosyć obecnego stanu, załóżmy, że chce ci pomóc…
Widzisz, ja również zdecydowałem się zostać pariasem, nieco
wysublimowanym, powiedzmy, że podzielam twoje poglądy… Nie
poznajesz mnie…
Normalnie, nie wdawałbym się w rozmowę z osobą, zjawiskiem,
nawet nie wiem jak to określić, ale w danej sytuacji nic nie
miałem do stracenia, po mimo to czułem, że on coś ukrywa…
- Czego
chcesz?
- Pytasz, co chce w zamian? To takie ludzkie, gdy ktoś im
oferuje pomoc, to zawsze ona musi posiadać jakiś haczyk…
No cóż,
na pewno coś chce…
- W zamian
pomożesz mi przejść, jest tylko jeden drobny szkopuł…
- Posiadasz moc, dlaczego sam tego nie zrobisz?
- I to ma być ta nie banalna część naszej rozmowy? Nadal nie
rozumiesz? Aby dostąpić przejścia, musiałbym stać się
człowiekiem, a jak do tej pory to tylko tobie się udało…
Przez
chwilę aż zaniemówiłem, nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć…
- Jak to?
Sam stwierdziłeś, że jestem narzędziem…
- Posiadasz wolną wolę! Co za suka, jest jak wór kamieni a po
mimo ją taszczysz… To sprawia, że jesteś wyjątkowy…
- Jeżeli ci pomogę, co w zamian oferujesz?
- Nauczę cię, jak kontrolować twoją moc zachowawszy powłokę
cielesną i złudzenie, jakim jest namiastka człowieczeństwa,
pokażę ci to, co tak za wszelką ceną próbują przed tobą ukryć…
W głębi
czułem, że dzięki niemu będę mógł znów spotkać tych wszystkich,
za którymi tęsknie…
- Dobrze,
ale jaką mam gwarancję, że mnie nie zwodzisz?
- Bo przeżywając na nowo tą iluzję, dla której jeszcze żyjesz i
dla której jeszcze się nie poddałeś ty odzyskasz wspomnienia,
zmienisz przyszłość a ja będę mógł ci towarzyszyć w tej drodze,
ucząc się zrozumienia dla czegoś, co potępiam, nabywać
zdolności, cierpieć i cieszyć się zapominając o tym kim jestem…
- Więc od czego zaczniemy?
Zapytałem
z lekką dozą niepewności, co było wyczuwalne w moim głosie, po
mimo to on nie zwrócił na to uwagi…
- Oto krótki
wstęp do pierwszego ważnego dla ciebie momentu, który cię
ukształtował, więc słuchaj uważnie…
Urodziłeś
się drugiego czerwca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego
dziewiątego, wczesnym rankiem, twoimi rodzicami byli Roman i
Krystyna z domu Dyszków, jako trzy latek straciłeś ojca, który
zginął w wypadku samochodowym, jednak to zdarzenie wspominasz
jak przez mgłę, kilka miesięcy później twoja matka oddała cię
pod opiekę teściowej, poddając się trwałej hospitalizacji,
wykryto u niej raka przysadki mózgowej, jego wczesna forma
rozwoju pozwoliła na podtrzymanie jej przy życiu, jednak nigdy
nie utożsamiałeś się z rodzicami, za matkę uważałeś Marcelę
Stopek, która cię wychowywała jak własne dziecko, zatem
dzieciństwo miałeś wyjątkowo udane…
- Czy twoim
zadaniem, jest streszczenie mojej przeszłości? Przecież to wiem…
- Nie rozumiesz, te wspomnienia nie należały do ciebie, tylko w
taki sposób mogli cię kontrolować…
- Kto mnie kontroluje? Twierdzisz, że żyje kłamstwem?
- Dopóki nie odnajdziesz swojego prawdziwego wnętrza, jesteś
bezbronny, pozostając w tej formie mogą cię w każdej chwili
unicestwić, jednak nie zrobią tego, bowiem nie wiedzą, jakie
skutki to wywoła…
- Zatem kim jestem? Czym, dlaczego ja?
- W pierwotnej formie stanowisz chaos i takim mianem cię
określano, widziałeś, prawda?
- Twierdzisz, że ta wizja to wspomnienie, moja pierwotna forma?
- Jedna z wielu, z miliona zrodzony nie ma formy, nieokreślony
byt, którego teraz jesteś namiastką. Zrobią wszystko, byś nie
odzyskał pełnej formy…
- A co się stanie wtedy?
- Zniszczysz wszystko odzyskując pierwotną postać i tego się
najbardziej boi kierownictwo…
- A jeżeli tego nie zrobię?
- Oni zniszczą wtedy ciebie, nie nastanie nowy porządek, oni
wygrają, posiądą moc, która pozwoli im na kontrolę wszystkiego…
- A więc, nie ważne, co wybiorę i wszystkich unicestwię?
- Stworzysz nowy porządek, narodzą się na nowo, lecz tym razem w
czystej formie a od ciebie zależy, co się stanie z nimi dalej…
- Kiedy to się zaczęło, dlaczego nic nie pamiętam?
- Narodziłeś się w chwili, kiedy jedna z dusz odeszła w niebyt,
posiadłeś jej ciało… Chciałeś powstrzymać ich, jednak posiadłeś
również emocje, dzięki którym wyrzekłeś się władzy, stałeś się
jednym z nas. Z początku wydawało się im, że mogą cię
kontrolować, umierając naradzałeś się na nowo. Każde kolejne
twoje wcielenie było w pełni kontrolowane, byłeś bezradny,
pozbawiony mocy…
- Nieszkodliwy, prawda?
- Aż do czasu, tym razem ocknąłeś się w chwili, kiedy to twoje
ciało miało umrzeć, lecz ktoś cię wybawił, ktoś poświęcił swoje
życie, ktoś… To ty miałeś umrzeć, w chwili, gdy ocalałeś, twoje
przeznaczenie uległo zmianie, czego skutki możemy teraz
obserwować… Miotając się pomiędzy skrajną rzeczywistością twoje
uczucia wyzwalały wspomnienia, nabierałeś mocy, co stopniowo
zaczęło zagrażać Kierownictwu. Chcieli wejść z tobą w układ,
jednak twoje wspomnienia były fragmentaryczne, nie rozumiałeś,
pragnąłeś tylko zemsty a gdy nadszedł właściwy moment…
Wybaczyłeś…
- Polują na mnie, zabili Monikę, zabiją i mnie…
- Tak, jeżeli im na to pozwolisz… Pamiętaj, że największym
wyzwaniem jest przeciwstawienie się życiu, które z góry jest
ukartowane. Już raz ci się udało, do ciebie należy kolejny ruch…
- Pamiętasz to miejsce…
Chwycił
mnie mocno za dłoń, w mgnieniu oka nastała cisza a czerń nabrała
kształtów. Ziemistej barwy wnętrze, wyłożono grysem wtopionym w
ściany, spadziste gzymsy wyłożone milionem drobinek kruszonego
szkła różnego kolorytu, delikatnie odbijało refleks świetlny
lampki osadzonej po drugim końcu sali. Na ścianach osadzone były
puste ramy, symbolizujące niezapisane karty historii tego
miejsca. Zbliżając się do światła poznałem loże złożone z trzech
sof wyłożonych krwisto czerwoną dermą, po środku osadzona
została lawa, której blat składał się ze stopionych różnego
rodzaju szklanych płaszczyzn, jednak nie przypominało to
witraża, bowiem metalowa obudowa stanowiła tylko podstawę oraz
łączenia blatów. Po środku znajdowała się popielniczka
porcelanowa, ręcznie wytapiana, kształtem przypominająca
krwawiącą świecę, jej forma podkreślała turpistyczny wystrój
wnętrza, stylizowany na średniowieczną kaplicę…
- Usiądź,
chciałbym ci przypomnieć pewne zajście, które uwarunkowało
kolejny etap w twoim życiu…
- Co to za miejsce? Nigdy tutaj nie byłem, przynajmniej sobie
tego lokalu nie przypominam…
- Obserwuj, ale nie interweniuj, cokolwiek zrobisz, cokolwiek
zobaczysz, pamiętaj to tylko retrospekcja…
Po chwili
zamilkł, nie chciałem mu przerywać, mimo to miałem nadzieje, że
zrozumiem to, co się dzieje wokół mnie. Nagle wokół nas
zapanował całkowity mrok, jedyne barwy dochodziły od bijącej
ciepłym światłem małej lampki usytuowanej jako kinkiet, jednak
stonowane oświetlenie nie wystarczałoby w pełni zaobserwować
sąsiednie loże, jak i parkiet centralny pomieszczenia, które
znacząco było podzielone przez betonowy słup, opasany tkaninami.
W powietrzu unosił się swąd dymu tytoniowego, dobiegający z
drugiego końca sali, usłyszałem drobny aczkolwiek pełny gracji
stukot podbić kobiecych butów na wysokim obcasie,
charakterystyczny dla pewnej grupy moich znajomych płci męskiej
jak i żeńskiej, bowiem obracałem się w środowisku o
zróżnicowanych orientacjach seksualnych, praktycznie to mógł być
każdy. Nasilający dźwięk podbić kusząco oznajmiał, iż do naszego
stolika zbliża się smukła sylwetka o pełnych kształtach.
Odczuwałem dreszczyk emocji, poniekąd egzaltowałem się daną
sytuacją, która wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Do stolika
podeszła osoba, być może kobieta, spowijał ją dym a w ustach
utrzymywała lekko żarząca cygaretka, charakterystyczna dla
trzpiotek, które ceniły niepowtarzalny smak francuskiego
tytoniu. Wyjmując z ust cygaretkę, delikatnie trąciła językiem
kąciki ust z których wydobyła się smuga duszącego oparu,
wypuszczonego wprost w moją twarz. Czarnowłosa piękność, której
potencjał przysłaniał pled rozpuszczonych włosów, starannie
dzielonych przez wzgórki piersi. Gwałtownym ruchem rozchyliła
wierzchnie okrycie składające się z szalu barwy kruczej,
zdobionego setkami mieniących się nici w świetle przytłumionego
oświetlenia. Z gracją pochyliła się nad stolikiem, strzepując
popiół do popielniczki spojrzała przez ułamek sekundy na mnie,
wtedy dostrzegłem jej blade lica, starannie retuszowane
przeszklonym pudrem ukrywając oznaki zmęczenia, jednak jej wzrok
wzbudzał dreszcz emocji, wydawał się przeszywający, jednak
pusty. Miałem wrażenie, że jej sfera emocjonalna została
pozbawiona wszelkich pozytywnych odczuć a rutynowy tryb życia
skutecznie wyniszczył jej niegdyś piękne wnętrze. Miałem ochotę
ją dotknąć, po części przytulić, powiedzieć, że kiedyś to minie,
ale sam w to nie wierzyłem a może nie chciałem jej oszukiwać,
nie mniej jednak powstrzymałem napływ emocji, pamiętając o
prośbie nieznajomego, który przyszedł mi z pomocą. Jej ruchy
kruche, delikatne, jej skóra lśniąca a wzrok błądzący, jej
kreację spowijała stonowana czerń, gdy ściągnęła wszelkie ozdoby
uzupełniające, okazało się, że jej ciało okrywa obcisły, kremowy
podkoszulek a u dołu odziana jest w białą winiówkę, która
wcześniej była okryta prześwitującą pelerynką, zapinaną na
szereg małych cekinów w formie guzika. Odzienie wierzchnie
opadło swobodnie na granitowe podłoże, obiekt przemieścił swoje
wdzięki w stronę słupa, nagle strumień oślepiającego światła
spoczął na posturze, rozległ się nieco przytłumiony dźwięk
skrzypiec, któremu wtórował fortepian, po chwili muzyka
wypełniła całą salę. Wtedy dostrzegłem znajomą sylwetkę, która
dołączyła do kobiety, był to Konrad, odziany tylko w pełne
świetlistej bieli spodnie dżinsowe, przepasane paskiem
skórzanym. Chwiejnym ruchem zbliżył się do dziewczyny,
przeciągając dłonią po jej piersi, szybkim ruchem oddalił rękę.
Nagle zauważyłem, że jej dekolt przybrał barwę czerwoną, która
chyliła się do nasady sylwetki, jednak to nie zraziło jej do
dalszej penetracji tym razem jego ciała, przychyliła swoje usta
do jego, wymieniając się spojrzeniami całowali się, jednak z ich
ust broczyła krew, którą próbowali posmakować namiętnym
ciągnięciem języka po ciele partnera. Ona sięgnęła do jego
kieszeni, wyciągnąwszy małą, metalową rzecz, zaczęła powoli
sunąc wzdłuż szyi, zadając płytką, aczkolwiek wydalającą sporą
ilość krwi ranę. Chwycił jej dłoń, ściskając drobiazg,
obserwowałem jak ich ciała spowijała mapa płytkich cięć, kucną
przed nią, wpatrując się w ociekającą krew obserwował, jak
kropla po kropli uchodzi z niej życie. Szybkim przeciągnięciem
dłoni po jego plecach kobieta zadała głęboką ranę, jednak krew
zaledwie stopniowo opływała zwilżone ciało mężczyzny. Konrad
wstał, omijając twarz zaczął łuskać jej szyję, stopniowo
zbliżając się do nadgarstków, mocnym uściskiem unieruchomił jej
dłoń, wpatrując się w jej pulsujące żyły wypatrywał wzgórków na
zgięciu. Gładząc zimnym ostrzem jej nadgarstek wyczekiwał
odpowiedniego momentu, spojrzał w naszą stronę, na jego twarzy
pojawiły się łzy, wtedy zrozumiałem, że wszelkie czynności,
jakie wykonuje są wymuszone, mimowolne, stanowią odruch. Kobieta
odczuwała osłabienie, zsunęła się po jego torsie, upadając na
kolana wyciągnęła ku niemu rękę, którą wcześniej gładził.
Dokonał ostatniego cięcia, otwierając zgięcie pozbawił ją
przytomności, jej ciało bezwładnie opadło na podłogę. Po chwili
rozległa plama krwi niczym morze czerwone spowiła znaczną część
oświetlonego skrawka sali. Spojrzał tylko na ciało kobiety, po
czym szybkim, głębokim cięciem posunął ostrzem po własnej
krtani, osuwając się po centralnym elemencie wystroju spoczął u
łona kobiety. Światło zgasło, muzyka ucichła a przede mną
odpalono zapałkę, która zbliżyła się do knota świeczki,
dostarczając nieco głębszego oświetlenia. Moje ciało zamarło,
oddech przyspieszył, czułem bicie własnego serca, jednak nie
byłem w stanie jakiegokolwiek dźwięku po raz kolejny.
- Dlaczego
nie zareagowałeś? Wpatrywałeś się bezwolnie w spektakl… Oni nie
żyją…
- To było realne czy tylko wymysł alternatywnej rzeczywistości?
- Nazywają to jak chcesz… Obserwowałem cię, podobało ci się to…
Ile razy przeszło ci przez myśl by zareagować?
- Raz.
- Więc dlaczego nic nie zrobiłeś? Obserwowałeś, to jedna z
emocji ludzkich, jednak słabością staje się w tym momencie
bezsilność a może chęć dobrnięcia do wielkiego finału?
- Oszukałeś mnie? To była rzeczywistość?
- Tak, teraz już nic nie możesz zrobić i jak się z tym czujesz?
Zaniemówiłem, gdybym tylko wiedział… Moje ciało przeszył szereg
lodowatych dreszczy, wezbrało mnie na odruch wymiotny. Poniekąd
wstydziłem się moich wcześniejszych odruchów, fascynowałem się
przemocą, podnieciłem się na widok krwi ociekającej po ciele,
chciałem uczestniczyć w tym spektaklu. Wezbrało mi się, krew
coraz silniej pulsowała, krtań pchała mi się do gardła a w
ustach nastały suchoty. Odczułem wzrastające zmęczenie, mój
wzrok zaczął błądzić w otchłani mroku a płomień świecy
skutecznie oślepiał. Osłabienie nasilało się, obraz zamazywał a
z otoczenia dobiegały szepty osób postronnych. I nastała
ciemność, moje ciało i dusze spowił zmrok, unosiłem się a potem
opadałem, po części znajdowałem się w stanie ukojenia. Zawsze
słyszałem, że w chwili śmierci całe twoje życie przebiega ci
przed oczami.
Po
pierwsze: ta jedna sekunda to nie jest jedna sekunda, ona
rozciąga się na całą wieczność jak ocean czasu. Dla mnie to było
leżenie na plecach na obozie harcerskim, gdy obserwowałem
spadające gwiazdy, żółte liście klonów, rosnących przy naszej
ulicy. Albo dłonie mojej babci, skóra wyglądająca jak pergamin.
I kiedy pierwszy raz zobaczyłem u mojego kuzyna Tommiego
nowiutkiego Firebirda. I Monika. I Dominik. I ja. Kiedyś byliśmy
szczęśliwi… Sadzę, że mógłbym być mocno wkurzony na to, co mi
się przytrafiło, ale trudno się wściekać, kiedy jest tyle piękna
na świecie. Czasem czuję się jakbym widział je całe na raz, a
tego jest za wiele. Moje serce rośnie niczym balon, który ma za
chwilę pęknąć a później przypominam sobie, żeby się odprężyć i
przestać trzymać się tego kurczowo. A wtedy przebiega przeze
mnie jak deszcz i nie jestem w stanie czuć nic innego niż
wdzięczność za każdą chwilę mojego małego, głupiego życia. Nie
macie pojęcia, o czym mówię, jestem tego pewien. Ale nie
martwcie się :pewnego dnia zrozumiecie.
AUTOR:
Kamil Grab
|
|