|
- Gdzie masz kryształ! Gadaj
suko! - Krzyczał rozwścieczony chłopak.
Staruszka siedziała na krześle kuchennym, dłonie miała związane
nylonowym sznurkiem z tyłu. Tak, że w żaden sposób nie mogła się
obronić przed atakami przestępcy. Bała się. Jej ciało drżało
niczym wiśniowa galaretka, taka którą zawsze przyrządzała
Henrykowi. Oh, gdyby Henryk tu był - obronił by ją.
- Henryk pokazałby Ci gdzie raki zimują zbirze - nabrawszy
odwagi zawołała w jego stronę.
W odpowiedzi chłopak uderzył kobietę w twarz. Krzesło zakołysało
się złowrogo, ale już po chwili odzyskała równowagę.
- Musi to znaleźć. Po prostu musi i kropka - ponaglał w myślach
sam siebie.
Złodziej zabrał się do przeszukiwania szafek kuchennych. Po
kolei wyrzucając ich zawartość na podłogę, był zdeterminowany do
przetrząśnięcia całego domu.
Dom pani Rudnik stał jakieś trzy
kilometry za miastem. W bardzo spokojnej i przyjaznej staruszce
okolicy. Henryk, jej mąż zmarł 5 lat temu, ale przyrzekła, że
nigdy o nim nie zapomni. Codziennie przygotowywała świeże kwiaty
na jego grub. Tak aby zawsze wyglądał na zadbany. Wierzyła, że
kiedyś znowu będą razem w niebie.
Amelia Rudnik była kobietą
średniego wzrostu, o słusznej budowie ciała, kształtem
przypominała typową babcię. Była puszysta z typowym upiętym z
włosów kokiem.
Miała na nosie wielkie okrągłe okulary, przepasana fartuszkiem.
Zawsze nosiła ze sobą coś słodkiego w razie gdyby spotkała
jakieś dzieciaki. Kochała dzieci, miała dwójkę własnych, ale już
dawno opuściły one dom rodzinny. Założyły rodziny i teraz mają
własne pociechy.
Już dawno powinna przeprowadzić się do miasta, gdzie miała by
opiekę lekarską i aptekę na miejscu. A tak musi co tydzień
jeździć swoim rozwalającym się kombi, aby zrobić niezbędne
sprawunki.
Z charakteru była osobą delikatną, miłą i pozytywnie nastawioną
do wszystkich. Ale teraz wychodziła już z siebie. - Przywiązana
do krzesła, przez tego... gnoja - złościła się sama na siebie
Amelia.
- Ja ci jeszcze pokażę panie Trelkowski. - była rozdrażniona i
poirytowana faktem, że okrada ją jej własny sąsiad.
- Gnojek! Najpierw wpędziłeś swoją matkę do grobu, a teraz
chcesz mnie zabić - zawołała do Piotrka staruszka. - Stul pysk
stara suko - Tego było już za wiele. Chłopak chwycił łom i z
całej siły przejechał kobiecie po plecach. Tym razem krzesło
przewróciło się razem z siedzącą na nim babcią przygniatając ją.
Piotrek był wściekły. Nie mógł już dłużej znieść jej gderania.
Zupełnie jak kura. Pomyślał, że jeżeli miałby stać się kimś
takim na starość to woli zginąć tu i teraz.
Bolała go głowa, musi bardziej ją przycisnąć, nastraszyć. W
końcu powie mu gdzie to trzyma. Musi bo inaczej zginie... tak
czy inaczej zginie. Zachichotał do siebie.
Usiadł okrakiem na kobiecie, złapał łom za po obu
jego stronach dłońmi i przycisnął do szyi staruszki tak mocno,
aż z jej gardła wydobyło się przeciągłe - agghhhhhHHH.
- Musi ustąpić. Musi mu powiedzieć - pomyślał. Poluźnił na
chwilę uścisk tak aby mogła nabrać trochę powietrza. Ślina
ściekała z kącika jej ust. Z ledwością łapała oddech, na twarzy
była czerwona, a oczy wychodziły z orbit.
Ledwie żyła. Wiedziała, że następnego ataku
złodzieja nie przeżyje. Wtedy przyszedł jej go głowy pomysł. Jej
jedyna szansa.
- Dobrze powiem gdzie jest kryształ - zgodziła się, ale
powiedziała to tak cicho, że musiał nachylić ucho, aż pod same
jej usta. Wtedy go chwyciła. Całe szczęście, że ma jeszcze
własne zęby. Szczęki zacisnęły się na swojej zdobyczy. Trysnęła
krew, oderwane ciało drżało w jej ustach jak galaretka. Wiśniowa
galaretka taka sama jaką uwielbiał jej zmarły mąż - Henryk.
- Aaaaa! - Darł się w niebogłosy Piotrek. Nie był w stanie
zapanować nad sobą, chciał wstać, ale staruszka szamotała się.
Przewrócił się wprost na nią. Ich twarze spotkały się. Jedna
wyrażała zadowolenie, druga zaś gniew i okropny bół. Ich
spojrzenia zlały się w jedno.
Dostała od Boga drugą szansę. Nie
może jej zmarnować. Chwyciła napastnika zębami za usta. Szarpała
i gryzła. Urwała jego dolną wargę. Krew zalała jej twarz tak, że
nic nie widziała, nie była to jednak jej krew- na szczęście -
radość przepełniła starcze ciało. Napastnik, czy ofiara nie
wiedział co robi zsunął się mimowolnie z kobiety. Wił się i
pełzał w szaleńczym bólu po podłodze. Oczy zasłoniła mu czerwona
mgła. Stracił przytomność, nie wiedział tylko czy z bólu czy od
uderzenia łomu.
Śnił, że znajduje się w ciemnym
pokoju, nic nie widział. Było tam bardzo duszno, a może
brakowało powietrza. Potwornie bolała go głowa, nawet we śnie.
Zobaczył w rogu dwa iskrzące się czerwienią punkciki. To były
oczy - tak sądził. Wiedział, co to oznacza. Pan jest
niezadowolony. Nie potrafił wykonać zadania. Jest do niczego,
tak jak zawsze powtarzała mu matka. Jednak pan w przeciwieństwie
do niej nie wybacza...
Zbudził się, przynajmniej tak mu
się wydawało. Wokół niego było ciemno, nie mógł się poruszać.
Teraz on się bał. Przypomniał sobie nie tak odległe czasy kiedy
siedział skulony pod stołem i kurczowo ściskał nogę dębowego
stołu. Po stokroć wolałby jeszcze raz przeżyć chwile z matką,
niż to co teraz. Piekielne czekanie, ale na co? Na kogo ?
Dochodził go jakiś stłumiony dźwięk z góry, jakby rytmiczne
uderzanie.
Chłopak nie miał pojęcia, że staruszka ogłuszyła go jego własnym
łomem. Nie przyszło by mu do głowy także, iż kobieta w wieku
sześćdziesięciu czterech lat może mieć tyle siły aby zakopać go
w starej skrzyni po lodówce w dole za domem. Henryk wykopał go
dawno temu. Chciał zbudować w tym miejscu wiatę, żeby mogli
spędzać tam wieczory podziwiając zachody słońca. Niestety śmierć
zniweczyła wszystkie jego plany, także ten. Ale teraz dół na coś
się przydał.
- Pokazała gnojkowi. Nie będzie jej rozkazywał żaden podrostek.
- i dodała już w myślach. - Zemsta jest słodka jak... wiśniowa
galaretka.
* * *
-
Piotrze! - z wyczuwalnym zawodem odezwał się głos
- Przepraszam Panie - zaskamlał chłopiec
- Nie jestem z ciebie zadowolony - Teraz już stanowczo zaczął
Szatan. - Powinienem Cię ukarać za nieposłuszeństwo. Piotrek
poczuł wilgoć w swoich spodniach. Bał się jak nigdy w życiu.
- Ale nie zrobię tego - ciągnął głos. - Chcę dać Ci drugą
szansę. Nie zmarnuj jej. - Głos darował mu, ponieważ nie był to
jego główne zadanie do wykonania. Teraz czekało go coś znacznie
większego.
Następnego dnia, gdy pani Rudnik
wyszła zobaczyć swoje dzieło zniszczenia zauważyła, że misternie
sporządzony grób jest pusty. Rozgrzebana ziemia, i ślady jakby
coś się ze środka wydostało doskonale potwierdzały obawy
staruszki. Zaczęła rozglądać się na wszystkie strony. Bała się.
Wiedziała, że napastnik wróci i domyślała się, że zrobi to
niebawem.
- powinnam się przygotować - pomyślała. Nie bez powodu Bóg
zrobił ją strażniczką Kryształu Snów.
AUTOR:
Paweł Salamucha
|
|