W polskiej prozie grozy dzieje się coraz
więcej, przykładem tego są dobrze sprzedające się antologie o tej tematyce,
powieści, a także co rusz organizowane spotkania autorskie. Nie jest to
jeszcze poziom w pełni zadowalający, lecz solidny znak na lepszą przyszłość
tego literackiego gatunku na naszym rynku. Z okazji zbliżającego się
horrorowego spotkania poświęconego antologiom grozy, 10 listopada w
Krakowie, o godzinie 18.00, mamy przyjemność zaprosić miłośników gatunku na
jego przedsmak. Zapraszamy do dyskusji przy kawie z autorami polskiej grozy:
Kazimierzem Kyrczem Jr., Robertem Cichowlasem oraz Łukaszem Radeckim.
* * *
Vandal:
Czy pamiętacie ten moment w waszym życiu, kiedy postanowiliście pisać
horrory?
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Wiesz, ja tak w ogóle niewiele pamiętam z mojego dzieciństwa. Te wyparte w
podświadomość traumy, ciągłe molestowanie… A tak na serio – to nie było tak,
że coś sobie postanawiałem, zaplanowałem i teraz realizuję. Po prostu
napisałem kilka opowiadanek, no i tak się złożyło, że najbliżej gatunkowo
było im do grozy.
Łukasz Radecki:
U mnie było podobnie. Chociaż czytałem dużo, to dopiero po lekturach
pierwszych horrorów spróbowałem swoich sił w tej materii. Uwierzyłem, że jak
Guy N. Smith może, to ja też, he, he. Okazało się jednak, że nie mogłem. :)
Dopiero kilkanaście lat później znów podjąłem próby pisania i okazało się,
że to wciąż horrory.
Robert Cichowlas:
Już w szkole podstawowej zapisywałem grubiaste zeszyty opowieściami, po
których lekturze moja nauczycielka od polskiego zastanawiała się czy
przypadkiem nie brakuje mi piątej klepki :) Oglądałem hurtowo horrory i
przenosiłem ich akcję na papier w postaci kilkustronicowych historyjek.
Jednak dopiero w liceum skonstatowałem, że pisanie sprawia mi naprawdę
wielką frajdę.
* * *
Vandal:
Jacy klasycy mieli największy wpływ na waszą twórczość?
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Cóż, osobiście najbardziej lubię rzeczy napisane przez współczesnych.
Oczywiście czytałem niektóre dokonania – jak to ująłeś – klasyków, na
przykład kapitalny „Portret Doriana Graya”, ale raczej nie mogę stwierdzić,
że któryś z nich ukształtował mój światopogląd. Żaden z nich nie wywrócił
mojego świata do góry kołami.
Łukasz Radecki:
Nazwiskami można rzucać, najlepiej typu Poe czy Lovecraft, ale jest to
zbędne i błędne. Klasyków trzeba znać i tyle. Piszę, bo lubię, nie wzorując
się na nikim. A że porównania do tego co czytałem się znajdą, to oczywiste.
Nikt już chyba nie odkryje Ameryki na nowo.
Robert Cichowlas:
Tak ja wspomniał Łukasz, klasyków trzeba znać. Osobiście nie czuję się w tym
temacie wyjątkowo mocny, choć swego czasu czytywałem i Edgara i Howarda i
kilku innych klasyków, z pośród których chyba tylko Blatty wywołał we mnie
spory podziw. Podobnie jak Kazek wolę współczesny horror i to ten
współczesny miał na mnie największy wpływ.
* * *
Vandal:
Jaką funkcję powinien pełnić waszym zdaniem horror?
Robert Cichowlas:
Powinien relaksować, odprężać czytelnika. Powinien też wywoływać lekkie
obrzydzenie, nierzadko szeroki uśmiech. I, oczywiście, straszyć, co jest
chyba najtrudniejsze w tym biznesie! Żyjemy w świecie, który sam w sobie
bywa horrorem. Sięgając po fikcję pragniemy relaksu, pragniemy oderwać się
od rzeczywistości, choćby na krótko. Taki książkowy strach to fajna sprawa,
bo w każdej chwili można knigę zamknąć i wrócić do niej po jakimś czasie. To
jak zabawa ze strachem w kotka i myszkę.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Świetnie to ująłeś! Choć wydaje mi się, że horror, poza funkcją rozrywkową,
może także pobudzać do myślenia, do zastanowienia się nad różnymi sprawami.
Podobnie jak kiedyś fantastyka, groza ma obecnie ten plus, że nie jest aż
tak bezwzględnie związana obwarowaniami obyczajowo-kulturowymi co literatura
głównego nurtu. Tworząc w tym gatunku można pozwolić sobie na popuszczenie
wodzy fantazji i przekraczanie tematów ogólnie uważanych za tabu.
Łukasz Radecki:
Horror powinien oswajać strachy i lęki, jakie są w nas samych. Niestety,
szczególnie ten filmowy zabrnął w ślepą uliczkę, w której liczy się już
tylko odmóżdżona rzeźnia i efekciarstwo zamiast efektywności. W
przeciwieństwie do Roberta nie szukam w horrorach uśmiechu czy obrzydzenia.
Czasem po prostu chcę się poddać opowiadanej historii, a nic nie poradzę, że
romanse mnie nudzą, bo tam nikt nie ginie przez pierwsze dziesięć stron (a
wtedy już nie czytam dalej). Najprościej jednak rzecz ujmując – dla mnie
powinien on pełnić rolę kompensacyjną.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Hehe, jeśli chodzi o romansidła, to wcale nie wiadomo czy nikt nie ginie. W
dobie AIDS może być różnie…
* * *
Vandal:
Ulubiony kawałek literacki lub filmowy?
Robert Cichowlas:
Z literatury od najmłodszych lat uwielbiam Mastertona. Czytam wszystko co
napisze i niemal wszystko mi się podoba. Podobnie James Herbert. Szkoda, że
ś.p Harry Adam Knight napisał tak niewiele horrorów. W klasie B niewielu mu
dorównywało. A film? Jest tego zbyt dużo, aby wymieniać. Nic chyba jednak
nie prześcignie starej, odjazdowej „Martwicy mózgu”.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Do mnie bardziej przemawiają dzieła literackie niż filmowe. Nie dlatego, że
brak dobrych czy wręcz genialnych produkcji filmowych. Myślę, że bardziej
wynika to z tego, że nie jestem wzrokowcem. Staram się nie ograniczać do
lektury jednego gatunku. Moją number one niezmiennie jest Kathe Koja. Poza
tym cenię twórczość Patricka McGratha, Jonathana Lethema czy – z tych
starszych – Michała Bułhakowa.
Łukasz Radecki:
O tak, Bułhakow czy Dostojewski to znakomici pisarze. Dorzuciłbym tu jeszcze
Hermana Hessa z „Wilkiem stepowym” i Mario Puzo z „Ojcem chrzestnym”.
Podobnie jak Kazek nie lubię ograniczać się do jednej literatury, wiadomo
poza tym, że w pewnym momencie nie jest ulubionym konkretny utwór czy film,
tylko raczej pamięć o nim. Któż nie wspomina pierwszego razu z „Piątkiem
13tego” czy z „Manitou”? Rzadko te wspomnienia przeżywają konfrontację ze
współczesnością...
* * *
Vandal:
Do jakiego grona ludzi pragniecie najbardziej dotrzeć?
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Skłamałbym twierdząc, że do jak najszerszego. Wolałbym raczej trafiać do
takich dziwadeł, które potrafią zrobić użytek z tego, co piszę.
Łukasz Radecki:
Do takich ludzi, dla których horror to nie tylko makabra i niestworzone
historie, ale także coś głębszego. Do ludzi, którzy po przeczytaniu nie
pomyślą „czad – ale jatka”, tylko „boże – dlaczego do tego doszło”... Moje
grono jest więc chyba węższe ;)
Robert Cichowlas:
Ja zdecydowanie wolę docierać do tych czytelników, którzy w horrorze nie
poszukują filozofii. Kiedy słyszę, że taka a taka historyjka – dajmy na to o
duchach – jest mało ambitna, pytam co dana osoba przez to rozumie. Jeśli
pada odpowiedź w stylu: „Bo o duchach czytałem już sto razy, a twoja
opowieść generalnie jest powieleniem tamtych”, biję się w pierś i obiecuję
popracować. Ale kiedy słyszę odpowiedź w stylu: „Domyśliłem się już na samym
początku, że duch tej pani puści się z duchem tamtego pana, poza tym... nie
ma w tym żadnej głębi :)” dostaję czkawki!
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Fakt faktem, że grono malkontentów jest w naszym kraju-raju
nieproporcjonalnie liczne. Pewnie rozmnażają się przez pączkowanie.
Domorośli recenzenci często już na starcie przekreślają ten czy inny tekst,
choćby dlatego, że im samym nie udało się niczego opublikować. Albo
przegrali w konkursie, którego laureatem został omawiany, czy raczej
obmawiany autor.
* * *
Vandal:
Specjalizujecie się głównie w krótkich formach literackich. Publikujecie w
antologiach i czasopismach. Potrafilibyście wybrać jedno czy dwa
opowiadania, z którego jesteście najbardziej zadowoleni – być może właśnie
dzięki niemu/nim zabłysnęliście na papierze?
Robert Cichowlas:
Z tym zabłyśnięciem coś jest na rzeczy. Jeśli o mnie chodzi, opko
„Cierpliwość”, które znalazło się w antologii „Trupojad” dało mi kilka
nowych możliwości, tak to określę. Lubię ten tekst, z tego co wiem, spodobał
się także czytelnikom. Darzę go więc sporym sentymentem. Jestem również
zadowolony z tekstu, który niedawno poszedł do SFFiH „Armageddon 20/12”,
który skrobnąłem z Jackiem Rostockim. Choć w pewnym środowisku nie zebrał
zbyt przychylnych recenzji, był swego rodzaju eksperymentem, przy którego
przeprowadzaniu świetnie się bawiliśmy. To opko to również swoisty wstęp do
naszej antologii, którą przygotowuje właśnie Fabryka Słów.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Mam nadzieję, że najlepsze rzeczy są jeszcze wciąż przede mną… Tak czy
inaczej uważam, że jednym z moich najlepszych opowiadań jest „Ciśnienie”,
które niedawno trafiło do „Nowej Fantastyki”. Poza tym jestem dogłębnie
usatysfakcjonowany tekstami, które znajdą się w zbiorze opowiadań napisanych
wspólnie z Łukaszem…
Łukasz Radecki:
Najbardziej zadowolony jestem z dwóch pierwszych opowiadań jakie napisałem i
opublikowałem na HO – „I tylko głód pozostanie” i „Wazon”. Może dlatego, że
powstały tak po prostu i dziś czytając je nie dostaję czkawki. W każdym
następnym zawsze bym coś zmienił. Niemniej zgodzę się z Kazkiem, że
najlepsze teksty chyba są w naszym zbiorku, hehe. Stąd też ogromny sentyment
mam do „Pana”, który może dziś razi mnie pewnym niedopracowaniem i
ścieraniem się dwóch osobowości, niemniej stał się solidnym zalążkiem wielce
udanej współpracy.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Najważniejsze, że efekty naszych zmagań wkrótce będą mogli ocenić
czytelnicy. Książka ma ukazać się już w maju 2009r. nakładem wydawnictwa Red
Horse. Razem z Robertem kończymy także powieść, z której – jakżeby inaczej!
– już teraz jestem dumny.
* * *
Vandal:
Może uchylicie rąbka tajemnicy i choćby napomkniecie czegoż to czytelnicy
będą mogli się po wyżej wymienionych pozycjach spodziewać?
Robert Cichowlas:
Antologia, którą napisałem z Jackiem Rostockim będzie zawierać kilkanaście
opowiadań i jedną mini-powieść. Pisząc do niej teksty zależało nam na tym,
aby różniły się od siebie tematyką i klimatem tak bardzo jak to tylko
możliwe. Uważamy, że udało nam się osiągnąć wyznaczony cel. Więcej zdradzać
na razie nie chcemy. Zaczekajmy, aż kniga wyląduje w księgarniach. A
wyląduje w pierwszej połowie 2009.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Powieść, którą spłodziliśmy z Robertem, powstała w iście ekspresowym tempie.
Nie udało nam się co prawda prześcignąć Mastiego, któremu podobno zajmuje to
trzy miesiące, ale zmieściliśmy się w… czterech. Biorąc pod uwagę to, że
obaj pracujemy i mamy konkretne ograniczenia czasowe, jestem po prostu w
szoku. Myślę, że ta sztuka udała nam się dlatego, że nawzajem się
dopingowaliśmy. Od samego początku wleźliśmy w klimat opowieści i jej
tworzenie było czystą frajdą. Trochę inaczej wyglądało pisanie opowiadań z
Łukaszem. Tu zdarzało się, że jeden tekst powstawał nawet przez rok.
Dojrzewając, obrastał mięsem, krzykiem, łzami i…
Łukasz Radecki:
Może dlatego, że właśnie one są tak naprawdę głównymi bohaterami tego
zbiorku? Dla równowagi dorzuciłbym tu jeszcze krew. Czego się może
spodziewać czytelnik? Ostrej jazdy bez trzymanki, jak to określił nasz
znajomy krytyk – „wy zawsze jedziecie po bandzie”. Nie zawiedziemy i teraz.
Kto zna naszą dotychczasową twórczość nie powinien być rozczarowany.
Szczególnie, że tym razem ładujemy podwójnie, hehe.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Między oczy. Z góry na dół i brzuch!
* * *
Vandal:
Czytujecie siebie nawzajem?
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Oczywiście! Lubię dobrą literaturę i z niekłamaną przyjemnością śledzę
dokonania moich kolegów, w części zresztą aktywnie uczestnicząc…
Łukasz Radecki:
Znaczy, zaczynamy sobie kadzić? He, he. A tak poważnie to nie ma innej
możliwości. Staram się być na bieżąco z literaturą grozy. Poza tym, bez
kokieterii, przecież nie współpracowalibyśmy ze sobą, czy nawet nie
rozmawiali tutaj nie znając swoich dokonań. Jest to zresztą dobry układ,
zdarza nam się bowiem krytykować wzajemnie nasze teksty, a ponieważ zawsze
jest to krytyka konstruktywna, to służy jedynie lepszemu.
Robert Cichowlas:
Znam twórczość zarówno Łukasza jak i Kazka i bardzo ją cenię. Cenię sobie
również ich opinie na temat moich tekstów.
* * *
Vandal:
Jak oceniacie obecną sytuację horroru w
Polsce?
Łukasz Radecki:
Wypowiem się jedynie na temat literatury, choćby z tego względu, że mimo
wielu prób z filmem nie radzimy sobie kompletnie. Obecnie horror zdaje się
zdobywać popularność, co w tym samym stopniu cieszy mnie co i martwi. Z
jednej strony pojawia się coraz więcej ciekawych autorów, a wydawcy
zaczynają przychylniej patrzeć na fantastykę bez miecza i pistoletów
laserowych, z drugiej boję się, że temat zostanie nadmiernie wyeksploatowany
i polski horror literacki umrze nim tak naprawdę się odrodzi. Na szczęście
patrząc na poczynania takich panów jak Jakub Małecki czy Michał Gacek, że o
starych wyjadaczach nie wspomnę, jestem o ową przyszłość spokojny. Bardzo
mnie cieszy, że polski horror zyskuje własną tożsamość, z naszymi problemami
i podwórkami, że tworzy się niewielka, ale prężna scena pisarzy grozy,
którzy niedługo oberwą od wielkich fantasy i science-fiction ;)
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Poza autorami, z mniejszą czy większą wprawą poruszającymi się w obrębie
interesującego nas gatunku, cieszą mnie także zalążki fantomu skupiającego
się wokół portali poświęconych horrorowi. Często są to zresztą ludzie,
którzy próbują spełniać się literacko, plastycznie czy choćby muzycznie.
Robert Cichowlas:
W kwestii horroru sytuacja na polskim rynku wydawniczym ulega poprawie,
zdecydowanie. Bardzo mnie to cieszy, bo jeszcze trzy - cztery lata temu
polski horror opierał się zaledwie na kilku nazwiskach, dziś jest ich
znacznie więcej. Więcej jest również wydawnictw, które otworzyły się na ten
gatunek. Oby tak dalej!
* * *
Vandal:
Jak dużą rolę odgrywają w Waszej twórczości
doświadczenia życiowe?
Łukasz Radecki:
Ciężko powiedzieć... Z jednej strony ogromną, z drugiej niemal ich tam nie
ma. Ujmę to tak... Kiedy pisałem jako nastolatek, wymyślałem (i nigdy nie
kończyłem) kuriozalne historie, pełne niestworzonych sytuacji, które tak
naprawdę były bełkotem i kopią tego co czytałem. Teraz w tym wszystkim jest
niewiele spraw nadnaturalnych, więcej jest zaś brudu, emocji, obrzydliwości.
Niewątpliwie dzięki doświadczeniom, które potem modyfikuję. Nie mam potrzeby
ekshibicjonizmu. Nie powiem, że utożsamiam się ze swoimi bohaterami. Czasem
mnie fascynują, częściej brzydzą. Ja tylko opisuję historie, pisząc o tym
czego się boję. A że jakoś trudno mi wystraszyć się wampira czy zombie, to
piszę o patologiach i okrucieństwie. Co nie znaczy, że wystrzegam się
klasycznego bestiariusza. Po prostu wolę żywe postacie i chore pomysły niż
groteskowe stwory i hektolitry bezsensownie przelanej posoki.
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Gdyby genezą tego co piszę były wyłącznie moje przeżycia, już dawno
trafiłbym do czubków lub przeniósł się na gościnne łono Abrahama. Tak czy
inaczej uważam, że tworzenie wartościowej literatury w kompletnym oderwaniu
od rzeczywistości jest niemożliwe. Nikt przecież nie żyje w próżni, no chyba
że za sprawą choroby czy nieakceptowanych społecznie czynów trafił do
izolatki… Zakotwiczenie w mrocznych, ale i pozytywnych elementach
codzienności, do tego szczypta wyobraźni, natchnienia, pasji… To jest mój
sposób na pisanie.
Robert Cichowlas:
Często zdarza mi się pisać bazując na doświadczeniach życiowych. Czasem
świadomie, innym razem podświadomie. Swego czasu sporo było w moich tekstach
wypadków samochodowych, pewnie dlatego, że sam przeżyłem dość poważny
wypadek. Do dziś lubię pisać o duchach. Czy dlatego, że jako dzieciak
widziałem coś, co określić można mianem ducha? Możliwe. Poza tym wszelkie
lęki, które są we mnie zakorzenione wypluwam właśnie na papier. Przenoszę
się wtedy w miejsce, nad którym mam władzę absolutną, w miejsce, gdzie wiem
jak lęki kontrolować.
* * *
Vandal:
Jakie macie plany na przyszłość?
Kazimierz Kyrcz Jr.:
Robić to co do tej pory, tyle że coraz lepiej. Mieć więcej czasu dla siebie
i rodziny (no, ale tu już raczej wkraczamy w sferę marzeń).
Robert Cichowlas:
Nie było, że chodzi o plany literackie, więc... Ostatnio poważnie
zastanawiam się nad zapisaniem do szkółki lotnictwa. Poza tym zamierzam
wygrać w lotto (muszę wreszcie zacząć grać) i pojechać na Safari, a potem do
Meksyku przybić piąchę Quetzalcoatlowi. Reszta jest milczeniem...
Łukasz Radecki:
Ja się dołączę do planów Kazka. Jestem typem domatora i mnie gdziekolwiek
wyciągnąć jest dość trudno. A jeszcze za granicę, to już w ogóle poroniony
pomysł ;) W planach są kolejne książki tworzone samodzielnie i w różnych
przedziwnych konfiguracjach personalnych, w fazie rozwoju jest też kilka
nieliterackich projektów. Najgorzej jednak z tym czasem... Dla siebie i dla
rodziny... Piękne marzenie...