W ramach tegorocznych Mikołajek Folkowych, 13 grudnia
w Akademickim Centrum Kultury „Chatka Żaka” w Lublinie odbyło się spotkanie
ze Stefanem Dardą, autorem powieści „Dom na wyrębach”, która ukazała się w
końcu października bieżącego roku nakładem wydawnictwa VIDEOGRAF II.
Mikołajki Folkowe to festiwal kultury ludowej oraz
współczesnych twórców, którzy czerpią z niej inspiracje. Z tym wspaniałym
jarmarkiem rozmaitości miałem przyjemność obcować kilka minut przed
spotkaniem autorskim Dardy i powiem szczerze, że mimowolnie uległem
duchowemu klimatowi, jaki stworzyli Ci ludzie. Przez moment w holu Chatki
Żaka czułem się jak na ulicznym targu w małej miejscowości, pośród straganów
wypełnionych ręcznie wykonanymi cudeńkami: broszkami, czapkami, chustami,
naszywkami, wsłuchując się w dźwięki pojękującej kobzy.

Otaczali mnie ludzie
pełni autentycznego zaangażowania w swoje życie-twórczość - odczułem, że w
ich przypadku są to pojęcia tożsame. Naprawdę warto odwiedzać takie imprezy,
choćby po to, by zobaczyć, że da się żyć inaczej, bez nieustannej gonitwy za
„diabli wiedzą czym”, że można zwolnić na moment i przemyśleć kilka spraw.
Spotkanie ze Stefanem Dardą rozpoczęło się około 15:40. Byłem na miejscu pół
godziny wcześniej i z wrodzonym natręctwem wśliznąłem się bez pytania za
kulisy, gdzie trwały właśnie ostatnie przygotowania.

Dardę rozpoznałem od
razu, gdyż widziałem jego zdjęcie w Internecie. Przed rozpoczęciem imprezy
wymieniliśmy tylko kilka zdawkowych uwag, gdyż pisarz był, co chwila
wywoływany przez organizatorów. Miałem za to przyjemność, siedzieć obok jego
koleżanki z podstawówki (pozdrawiam), która „niestety” okazała się na tyle
miłą osobą, że nie ośmieliłem się ciągnąć jej za język w sprawie
ewentualnych dziecięcych wybryków Stefana. Wybaczcie.

Wbrew moim złym przeczuciom, podszeptującym,
że na spotkania literackie, do tego z mało znanym autorem, nikt nie
przyjdzie - sala zapełniła się prawie w całości. Owszem, znalazło się na
niej kilkoro oddanych Stefanowi przyjaciół, ale była to kropla w morzu
zgromadzonej publiki.

Gdy przygasły światła, rozbrzmiała muzyka
wywołująca ciarki na plecach (później dowiedziałem się, że to jeden z
utworów „Projektu Karpaty Magiczne”), a po chwili dołączył do niej
elektryzujący głos kobiecy i wysłuchaliśmy fragmentu „Domu na wyrębach”. W
późniejszej części spotkania, mieliśmy jeszcze kilkakrotnie zapoznać się z
powieścią, tym razem lektorka stała na środku sali - okazała się wysoką,
przyciągającą wzrok dziewczyną o blond włosach opadających faliście na
ramiona.

Autor
z dużym zaangażowaniem, lekko drżącym głosem opowiadał o książce, a potem
udzielał odpowiedzi na pytania z sali. Miedzy innymi zdradził, ze w
przyszłości szykuje się kontynuacja „Domu na wyrębach”. Jest zrozumiałe, że
trudno mu się rozstać z tym magicznym, chociaż mrocznym miejscem. Ja
osobiście czekam z niecierpliwością na rozwiniecie wątku porośniętych trawą
ruin dawnej osady niemieckiej oraz historii cmentarza w lesie. Okres
oczekiwania umili nam druga powieść Dardy, którą autor zamierza ukończyć na
początku przyszłego roku.
Stefan Darda to człowiek
emanujący autentycznością. Myślę, że napisał „Dom na wyrębach”, bo miał
wewnętrzną potrzebę pokazania piękna polskiej przyrody i tkwiącej w każdym z
nas potrzeby obcowania z nią. Pod przykrywką horroru udało mu się przemycić
uniwersalny przekaz o ludzkich tęsknotach i przyjaźni. Niewielu jest takich
polskich pisarzy i powieści.
Po zakończeniu części
oficjalnej, rozpoczęło się to, co autorzy i czytelnicy lubią najbardziej na
takich imprezach. Rozdawanie autografów.. Ja byłem w komfortowej sytuacji,
gdyż miałem przyobiecane dłuższe spotkanie w akademickiej kawiarni. Dlatego
też ze spokojem przyglądałem się, jak wokół Stefana, siedzącego za małym
stolikiem, kotłuje się tłumek z niebieskimi książkami w dłoniach, w
oczekiwaniu na dedykacje i chwilę rozmowy. Niektórzy nawet zaczęli formować
alternatywne kolejki, żartując, że ich „ogonki” są ważniejsze, a inne są
nieważne.
Przez następną godzinę rozmawiałem ze
Stefanem w kawiarni. Planowałem przeprowadzić wywiad, lecz stwierdziłem, że
wolę luźną rozmowę, a pytania do wywiadu prześlę mu mailem. Sami byście
postąpili identycznie na moim miejscu.
Stefan Darda to świetny rozmówca, kompan
do dyskusji o pisarstwie, literaturze i kulturze. To nie jeden z tych
napuszonych „mistrzów pióra” z ego wielkości Everestu, lecz kulturalny,
ciekawy, znający swoją wartość, czarujący człowiek. Dlatego też wcale się
nie dziwię, że jego przyjaciele zjawili się bodaj na minutkę, by pokazać mu,
ile dla nich znaczy.
Stefan Darda nad debiutanckim „Domem na
wyrębach” pracował przez niemal rok. Nie żywił praktycznie żadnych nadziei,
że ktoś ją wyda. Tym bardziej jest to godne szacunku, że potrafił się do
tego zmotywować, z uporem dopieszczając całość. Teraz, gdy dostał od
czytelników impuls energetyczny, w postaci świetnej sprzedaży i wielu
ciepłych słów, ma doskonałe warunki, by „wyczarowywać” kolejne pasjonujące
opowieści.
Ja osobiście liczę, że nie było to moje
ostatnie spotkanie ze Stefanem i jego twórczością. Wiem, że uda mu się
jeszcze nie raz nas zachwycić, pokazać Polskę i Polaków z ich nadziejami,
zanurzonymi w rodzimej kulturze.
Czego sobie i Stefanowi życzy