
Daniel Podolak: Podobno,
wszystko zaczęło się od tomiku Baudelaire’a „Kwiaty zła”. Czy twórczość tego
francuskiego poety ma na Ciebie do dziś silny wpływ?
Dawid
Kain:
To prawda, wszystko zaczęło się od
Baudelaire’a, a konkretnie od wiersza „Padlina”, który czytaliśmy na lekcji
polskiego. Potem szybko kupiłem tomik „Kwiaty zła” i przeczytałem go w
całości co najmniej pięćdziesiąt razy. Po jakimś czasie stwierdziłem, że sam
też chciałbym zacząć pisać mroczne rzeczy; zacząłem od miniatur i wierszy
inspirowanych modernizmem.
Teraz ten autor nie ma na mnie już tak ogromnego wpływu, jak kiedyś, ale
muszę przyznać, że elementy szeroko pojętego turpizmu wciąż się u mnie
pojawiają, choćby w jednym z nowszych tekstów, czekającej na publikację
„Dyskotece w krematorium”.
*
* *
Daniel Podolak: Jesteś między
innymi współautorem zbiorków „Piknik w piekle” oraz „Horrorarium”,
napisanych razem z Kazimierzem Kyrczem Jr.. Jak wspominasz cały proces
tworzenia w duecie? Zamierzasz jeszcze kiedyś do tego wrócić?
Dawid
Kain: Tamte czasy wspominam
dobrze. Wtedy pisało mi się bardzo lekko, na sklecenie opowiadania
wystarczały dwa-trzy dni. Teraz stworzenie nowego tekstu przychodzi mi
znacznie trudniej, pisanie jakiś czas temu zaczęło mnie wręcz męczyć, jakbym
wtaczał pod górkę wielki kamień ;-)
Na razie nie wiem, czy jeszcze kiedyś napiszę coś w duecie. Nie wykluczam
tego, bo to bardzo inspirująca sprawa, gdy jeden autor napędza drugiego i
vice versa.
*
* *
Daniel Podolak: W swej
debiutanckiej powieści, „Prawy, lewy, złamany” poruszyłeś w interesujący
sposób, problem uzależniania od środka masowego przekazu, telewizji. Czy
długo nosiłeś się z zamiarem napisania tej powieści?
Dawid
Kain: Jeśli chodzi o
pisanie o mediach jako o czymś, co może mieć miażdżący wpływ na naszą
świadomość, to po raz pierwszy ten motyw pojawił się u mnie chyba w „Nocnej
audycji”, czyli opowiadaniu otwierającym „Piknik w piekle”. Później w różny
sposób rozwijałem ten pomysł, jak na przykład w opowiadaniu „Błona” z „Horrorarium”,
ale wiedziałem, że potrzebuje dużo większej przestrzeni, żeby pokazać pewną
wizję w całości. I tak powstał pomysł na powieść. Dojrzewał przez lata, ale
samo napisanie zajęło mi nieco ponad trzy miesiące, więc niewiele.
*
* *
Daniel Podolak: W dzisiejszych
czasach, gdzie niemal na każdym rogu, sklepie czy środku lokomocji znaleźć
można kamery, nie tak trudno wcale o wrażenie ciągłej inwigilacji. Gdy dodać
do tego jeszcze chorobliwą pasję z jaką oddajemy się telewizyjnym rozrywkom
we własnym zaciszu, wychodzi na to że twoja powieść idealnie oddaje obraz
naszych czasów. W którą stronę, według Ciebie to wszystko zmierza?
Dawid
Kain: Mam nadzieję, że nie w taką,
jak w „Prawym, lewym, złamanym”, gdzie na ekranach wyświetla się nawet
ludzkie myśli i sny… Ale sądzę, że - tak czy inaczej - cała rzeczywistość
zostanie przekształcona: nagrana przez miliony kamer jednocześnie w końcu
zmieni się w jeden wielki chory film. Wtedy ludzie nie będą już ludźmi,
tylko aktorami bądź statystami…
*
* *
Daniel Podolak: Co Cię
najbardziej inspiruje?
Dawid
Kain: Najmocniej chyba działa na
mnie sama rzeczywistość, jednak gdyby miał wymieniać jakieś rzeczy w
szczególe, to wskazałbym na książki, filmy i różnego rodzaju filozofie.
*
* *
Daniel Podolak: Gdyby książki w
jednej chwili przestały istnieć, a ty miałbyś możliwość uchowania dwóch
egzemplarzy. Jakie były by to pozycje?
Dawid
Kain: Moje dwie ulubione książki
wszechczasów to chyba „Nagi lunch” Burroughsa i „Rzeźnia numer 5” Vonneguta;
są to jedyne pozycje, które czytałem po dwa razy, zwykle tego nie robię.
A jeśli miałbym wymieniać wyłącznie horrorowe tytuły, jakie poznałem w
ostatnim roku, stawiałbym na genialnego „Pożeracza myśli” Halla i trzymające
w napięciu „Ruiny” Smitha.
*
* *
Daniel Podolak: Czy zgodzisz
się z tym, że napisanie dobrego opowiadania jest zdecydowanie cięższe od
powieści?
Dawid
Kain: Wiele osób tak właśnie
uważa, bo w opowiadaniu trzeba zawrzeć samą esencję opowieści, wyrzucić
wszystkie zbędne elementy, co jest szalenie trudne. Z kolei powieść jest
zawsze dużym przedsięwzięciem: trzeba siedzieć nad nią po kilka godzin
dziennie przez wiele miesięcy, tu najtrudniejsza jest systematyczność.
Wychodzi więc na to, że z opowiadaniem i powieścią wiążą się zupełnie różne
trudności.
Mnie łatwiej się pisze krótkie teksty, na kilka-kilkanaście stron, ale to
jeszcze nie znaczy, że wychodzą mi one dobrze.
*
* *
Daniel Podolak: Utwór „Płaczka”
zamieszczony w antologii „Białe Szepty” jest utrzymany z lekka w stylu
Kafkowskim. Izolacja, samotność oraz poczucie beznadziei często składają się
na twoją twórczość. Łączenie elementów grozy z motywami filozofii
egzystencjalnej wydają się, stanowić twój ulubiony mariaż. Czy według Ciebie
prawdziwy horror czai się w naszych głowach?
Dawid
Kain: Tak, prawdziwy horror łączy
się u mnie z filozofią i psychologią, często też przyprawiam to sporą dawką
groteski.
Zawsze przedstawiam tylko to, co dzieje się w głowach bohaterów, więc nigdy
nie wiadomo, czy to dzieję się naprawdę, czy tylko komuś się wydaje. To
pewien sposób na uniknięcie absurdów, bo osobiście nie wierzę w duchy czy
demony, ale jestem pewien, że jeśli ktoś wyobrazi sobie, że widzi zjawę czy
diabła, to prawie tak, jakby one zaczęły istnieć.
Horror opiera się głównie na wrażeniu, jakie odnosimy. Jedna osoba uzna dom
za nawiedzony, a inna postanowi spędzić w nim udane wakacje. I nie można
powiedzieć, żeby któraś z nich się myliła, a druga miała słuszność.
*
* *
Daniel Podolak: Zdradzisz swe
plany na przyszłość?
Dawid
Kain: W ciągu najbliższych
dwunastu miesięcy powinny się pojawić dwie moje książki, zbiór „Talidomid”,
zawierający opowiadania średnie i długie, oraz mini-zbiorek „Makabreski”, w
skład którego wejdą teksty krótkie i bardzo krótkie (nawet takie na pół
strony). W następnej kolejności ukaże się prawdopodobnie moja druga powieść,
„Punkt wyjścia”, czyli najbardziej mroczny tekst, jaki w swoim życiu
napisałem. Ale to już raczej nie wcześniej niż w roku 2010...
Dziękuję za wywiad i pozdrawiam czytelników Horror Areny!