Magdalena
Kałużyńska – autorka horrorów, prowadzi pogadankę radiową o horrorze
i tematach pokrewnych. Jej ulubioną odmianą gatunku jest slasher.
Pierwsza część serii Alvethor „Białe miejsce” została uhonorowany
Nagrodą Polskiej Literatury Grozy im. Stefana Grabińskiego za rok
2014 w kategorii powieść. Oficjalna strona pisarki:
www.magdalenakaluzynska.pl
OPIS
NAJNOWSZEJ KSIĄŻKI (ALVETHOR: PANDEMIA):
Mistrzyni horroru powraca
Na Ziemi dochodzi do pandemii. Ludzie masowo giną, znikają lub
popełniają samobójstwa. Czas się cofa lub toczy równolegle, a do
naszej czasoprzestrzeni przedostają się krwiożerczy napastnicy.
Ziemia spływa krwią. Aby zatrzymać to zjawisko, kosmiczni
obrońcy-rezydenci muszą zrekrutować odpowiednie siły wśród ludzi.
Walka trwa.
Aczkolwiek sufit jest materią
uciekającego czasu,
błyszczącą na tych ścianach
strumieniami kwasu…
Alvethor. Zapis w Księdze zgromadzenia
[INFORMACJE OD
WYDAWCY]
*
* *
Michał N.:
Z zawodu jest Pani specjalistą do spraw
reklamy i marketingu. Jak zaczęła się Pani przygoda z literaturą?
Magdalena Kałużyńska:
Moja przygoda z literaturą zaczęła się bardzo
dawno temu, na przełomie szkoły podstawowej i średniej. Wtedy wpadłam w
nałóg czytania książek. Jakiś czas później połknęłam pisarskiego bakcyla.
*
* *
Michał N.:
Po pierwszych opowiadaniach ("Alda",
"Żywy", czy "Katharsis") nikt nie spodziewał się, że napisze Pani tak mocną
i dość drastyczną powieść "Ymar". Czy to właśnie ta książka otworzyła Pani
drogę na salony polskiego horroru?
Magdalena Kałużyńska:
Po tych pierwszych, moim zdaniem nieudanych
tekstach, sama się nie spodziewałam, że napiszę książkę. YMAR na początku
swojego istnienia również był opowiadaniem. Chciałam tekst odłożyć do
szuflady, ale nie odłożyłam. Przeczytałam na spokojnie, kilkakrotnie,
zaczęłam poprawiać, dopisywać, zmieniać, eksperymentować z treścią. Tak w
skrócie wyglądało pisanie mojej debiutanckiej powieści. A czy to właśnie ta
książka otworzyła mi drogę na salony horroru? Hm… Po zastanowieniu
stwierdzam, że tak. Z tym, że ja lwem salonowym nie jestem.
*
* *
Michał N.:
Tuż po powieści "Ymar" udzielała się Pani
na wielu portalach pisząc opowiadania. Czy był to okres, który miał
przygotować czytelnika do kolejnych powieści?
Magdalena Kałużyńska:
Przygotowywałam czytelnika do kolejnych
powieści i jednocześnie przygotowywałam się do tych powieści napisania
poprzez ćwiczenie pisarskiego warsztatu. Moim zdaniem pisanie opowiadań jest
takim właśnie ćwiczeniem. Bardzo dobrym, zresztą.
*
* *
Michał N.:
Dopiero po czterech latach od wydania "Ymar"
czytelnik dostaje kolejną Pani powieść. Tym razem to coś nowego na polskim
rynku. Co skłoniło Panią do połączenia tylu gatunków w "Alvethor. Białe
Miejsce"?
Magdalena Kałużyńska:
Tak, musiało trochę czasu upłynąć, żebym od
mojego debiutu powieściowego mogła odpocząć, nabrać sił i świeżego
spojrzenia na kolejne książki, tak zwanego twórczego rozpędu. YMAR również
był traktowany jako coś nowego na polskim rynku i też określano tę powieść
jako hybrydę gatunkową, formę nowatorską. W moim mniemaniu YMAR jest
eksperymentem. Jak się teraz okazuje – udanym. Co mnie wciąż dziwi, ale i
cieszy. Mówiąc szczerze spodobała mi się zabawa w łączenie gatunków,
naginanie konwencji, dopasowywanie horroru do moich wymagań. A jestem bardzo
wymagająca. Podczas pisania Alvethor. Białe Miejsce również starałam się
zachować formę eksperymentalną. Ale wszystko w klimacie horroru, oczywiście.
Czytelnik oceni, czy mi się udało.
*
* *
Michał N.:
"Alvethor. Białe Miejsce" to pierwszy tom
czterotomowej serii. Czy czytelnik musi zapoznać się z nim, aby przejść do
kolejnych tomów?
Magdalena Kałużyńska:
Alvethor to całość czterotomowa. Może nawet
pięcio-. Dobrze by było, żeby Czytelnik swoją „przygodę” z serią zaczął od
Białego Miejsca. Całość nie jest standardowo numerowana. Za to są podtytuły.
Białe Miejsce jest pierwszym tomem, wprowadzeniem do akcji. Pandemia – tomem
drugim. Obecnie piszę tom trzeci, którego podtytuł brzmi: Demiurg. Tom
czwarty jest w formie draftu, tak samo podtytuł, a to znaczy, że wszystko
się może jeszcze zmienić. I się na pewno zmieni. Już się, zresztą, zmieniło.
*
* *
Michał N.:
Widać było poruszenie na polskim rynku,
gdy "Alvethor. Białe Miejsce" wchodził do księgarń. Cała kampania nie
przypominała działań polskich wydawców. Kogo to był pomysł i skąd takie
posunięcie?
Magdalena Kałużyńska:
To był mój pomysł i przyznam, że podczas tego
realizacji tego pomysłu nie zastanawiałam się, czy kampania przypomina
działania polskich wydawców, czy nie. Chciałam po prostu zrealizować pomysły
projektów artystycznych. Nie lubię słowa „promocja”. Nie pasuje mi do
horroru w ogóle. Projekty artystyczne, kampania reklamowa. Może być. I z
pomocą wspaniałej ekipy realizacyjnej udało się te projekty zrealizować. W
przygotowaniu i realizacji są kolejne. Zarówno do kolejnych książek, jak i
do serii Alvethor.
*
* *
Michał N.:
Zastanawiam się, czy "Alvethor. Białe
Miejsce" nie jest książką zbyt trudną i wymagającą dla polskiego czytelnika,
mimo, iż niezrozumiałe kwestie wyjaśnia Pani bezbłędnie, a język jest
prosty. Jak się Pani do tego odniesie?
Magdalena Kałużyńska:
Ideę prostego języka wyjaśniającego
niezrozumiałe kwestie zapożyczyłam od mojego ulubionego naukowca – Stephena
Hawkinga. Mam słabość do fizyki, fizyki kwantowej, kosmologii, ale nie w
standardowym ujęciu tych dziedzin. Nie w ujęciu wzorów, trudnych definicji i
tez, które są zrozumiałe chyba tylko dla wąskiego grona ludzi nauki. Z tym,
ze ja nie jestem naukowcem. Mimo tego, po lekturze kilku książek profesora
Hawkinga stwierdziłam, że postaram się zrobić to samo, albo prawie to samo,
co on: przekonwertować interesujące dla mnie, ale niezrozumiałe kwestie
naukowe na prosty język i na sytuacje z tak zwanego codziennego życia,
zachowując, oczywiście fabularne wytyczne tworzonej powieści. Czyli –
przeprowadziłam kolejny eksperyment. I nie, nie uważam, że Alvethor. Białe
Miejsce jest książką zbyt trudną i wymagającą dla polskiego czytelnika. Jest
dokładnie odwrotnie. To polski czytelnik jest wymagający. Nawet bardzo.
*
* *
Michał N.:
Muszę jeszcze wspomnieć o głównych
bohaterach, którzy istnieją w rzeczywistości - to Pani znajomi. Czy miało
być to dla nich wyróżnienie i czy będzie Pani kontynuować z nimi przygody w
kolejnych tomach?
Magdalena Kałużyńska:
Tak, czterech głównych bohaterów Alvethor to
moi znajomi. Małgorzata Ziołek, Anna Gołębiowska, Agata Brzozowska, Michał
Rejman. „Obsadzenie” realnych ludzi w „roli” bohaterów powieści było kolejną
formą eksperymentalną i nie sądziłam, że ten zabieg się uda. Ale się udał. I
to raczej dla mnie było, jest i będzie spore wyróżnieniem, że ci ludzie się
zgodzili „wystąpić” w mojej książce.
*
* *
Michał N.:
Niebawem na polski rynku wejdzie drugi tom
"Alvethor. Pandemia". Czym tym razem zaskoczy Pani czytelnika?
Magdalena Kałużyńska:
Jeżeli powiem, czym (mam nadzieję) zaskoczyć
w Pandemii to tego zaskoczenia nie będzie. Poczekam na opinie czytelników.
Wtedy okaże się, czy w którym momencie fabuły element zaskoczenia wystąpił.
*
* *
Michał N.:
Po samym opisie z okładki wynika, że ma
być to jakaś kompletna masakra ludzkości na Ziemi. Wygląda to tak, jakby to
był ich koniec. Czy do tego to wszystko zmierza?
Magdalena Kałużyńska:
Tytuł serii, Alvethor, z definicji zakłada
kompletną masakrę ludzkości, zagładę Ziemi, całej „naszej” czasoprzestrzeni,
tak więc…
*
* *
Michał N.:
Czy ludzie są zbyt słabi, aby
przeciwstawić się pandemii? Czy na pewno muszą ingerować siły z kosmosu?
Magdalena Kałużyńska:
Nie, ludzie nie są zbyt słabi. Tylko
niewyszkoleni. W Pandemii pada określenie – to jest wojna. A skoro to jest
wojna, czyli wystąpiła sytuacja ekstremalna i należy się bronić. Siły z
kosmosu ingerują w dziedzinie wyszkolenia ludzi oraz pokazania im możliwości
skutecznej obrony. To tak w skrócie.
*
* *
Michał N.:
Czy wprowadza Pani jakąś bardziej
wyszukaną i nowoczesną broń, czy dalej mamy do czynienia z prostą bronią?
Magdalena Kałużyńska:
Parafrazując: „nie miecz jest najważniejszy,
tylko dłoń, która go dzierży”. Tyle mogę powiedzieć na dzień dzisiejszy.
*
* *
Michał N.:
Powieść określa Pani jako slasher, jednak
ciężko doszukać się tutaj tego gatunku.
Magdalena Kałużyńska:
Po pierwsze slasher to gatunek filmowy,
kojarzony z tak zwaną bezsensowną masakrą, połączoną z hektolitrami krwi i
wyjątkowo głupim zachowaniem bohaterów. Tak po prawdzie moją powieść
określam jako „slasher trochę inny” i to określenie jest również
eksperymentalne. A czy w powieści trudno się doszukać elementów tego
gatunku? Hektolitry krwi – są. Odcinane głowy – są. Piła łańcuchowa oraz
różne inne ostre narzędzia – są. Myślę, że to wystarczy, żeby swobodnie móc
używać slasherowych porównań.
*
* *
Michał N.:
Skąd czerpała Pani pomysły do napisania
drugiego tomu, momentami jest mrocznie i obrzydliwie?
Magdalena Kałużyńska:
Jako że drugi tom jest kontynuacją tomu
pierwszego oraz zapowiedzią tomów następnych z pomysłami nie miałam
problemu. Ba, wiem, jak się cała seria skończy. Oczywiście, przypominam, że
wszystko się może zmienić. A czy w drugim tomie jest mrocznie i obrzydliwie?
Ja nie widzę tego mroku i obrzydliwości, ja – cytując zdanie z filmu Matrix:
widzę brunetki, blondynki, rude. Wtajemniczeni zrozumieją. Czyli, po raz
kolejny, potencjalny mrok i obrzydliwości zostawiam czytelnikom do wyłapania
z akcji książki i, oczywiście, do oceny.
*
* *
Michał N.:
Czy będzie chciała Pani uśmiercić również
głównych bohaterów?
Magdalena Kałużyńska:
Tego nie mogę powiedzieć.
*
* *
Michał N.:
A może cała powieść skrywa jakieś dziwne
znaki z przeszłości, które już długi czas towarzyszyły ludziom na Ziemi, a
dopiero teraz wychodzi na jaw, gdy wszystko chyli się ku końcowi. Czy sama
czasoprzestrzeń nie została tak zachwiana, że kontinuum czasowe będzie
zaginać ją tak, że nie będzie w pewnym momencie wiadomo, co i jak?
Magdalena Kałużyńska:
Ciekawa wizja, nawet bardzo ciekawa, ale
pozwolę sobie zostawić wyżej wymienione pytanie bez odpowiedzi…
*
* *
Michał N.:
Tak się zastanawiam, czym może Nas Pani
zachwycić w kolejnych odsłonach Alvethor, skoro do tej pory mamy już
wszystko. Gdyby mogła Pani zdradzić choć rąbek tajemnicy.
Magdalena Kałużyńska:
Uchylając rąbka tajemnicy mogę powiedzieć, że
do tej pory nie macie wszystkiego, a jedynie coś jakby wstęp, przedpokój.
Używając metafory mieszkaniowej: to może i bogato zdobiony zachwycający,
ale… dopiero przedsionek.
*
* *
Michał N.:
Dziękuję za odpowiedź na kilka pytań i
pozdrawiam
Magdalena Kałużyńska:
To ja dziękuję za ciekawe pytania i również
pozdrawiam.