Na polskim rynku grozy dzieje się coraz więcej. Ukazują się
co rusz nowe antologie tematyczne, ciekawe duety oraz debiuty powieściowe.
Jak dobrze wiemy groza wiele ma twarzy. Potrafi niczym żerująca bestia
opętać ciało i duszę. W najnowszym zbiorku autorstwa Roberta Cichowlasa i
Jacka M.Rostockiego pod tytułem ”Sępy”, strach ma wiele imion, poczynając od
złotej rybki, pięknej nieznajomej dziewczyny czy też wielkiego starego domu.
Arena Horror zaprasza na małe tet a tet z Sępami.

Daniel Podolak: Skąd pomysł na
napisanie wspólnej antologii?
Jacek M. Rostocki:
Pomysł wyszedł od Roberta. Ja mam rożne rzeczy w dorobku (w sensie, że różne
kawałki napisałem), ale akurat horrorami się nie zajmowałem. Normalnie piszę
albo jakieś dołujące smuty, albo purenonsensowne wygłupy. Więc jak Robert
zaproponował rzetelną grozę, przystałem. Po prostu pomieszałem jedne kawałki
z drugimi i mi wyszły takie rzeczy, że mnie samego zdjęła trwoga, połączona
z grozą. Dzięki pisaniu razem mamy:
- nowe
doświadczenia,
- grubaśną książkę,
- totalnie załadowaną pocztę w outlooku,
- przechlapane w domu
*
* *
Daniel Podolak: Które
opowiadanie z „Sępów” traktujecie jako najbardziej osobiste? Jest może
tekst, w którym najsilniej odcisnęły się wasze własne przeżycia?
Robert Cichowlas:
Pisząc teksty do tej antologii nie wzorowałem
się na własnych przeżyciach, choć nie ukrywam, niemal każdy zawiera albo
bliskich memu sercu bohaterów, albo miejsca, które doskonale znam i lubię.
Mieszkam na przykład w... „Kamienicy na Lodowej” J Bohater „Drogowskazu” zaś
to student szukający roboty, który ma serdecznie dość tego, że każdy
potencjalny pracodawca zlewa go ciepłym moczem. Miałem kiedyś to samo. Zaś
pomysł na „Żerującą bestię” zrodził się, gdy razu pewnego przypadkiem
wpadłem na bandę kloszardów na Dworcu Głównym w Poznaniu. Akcja „Niemocy”
natomiast toczy się w Błażejewku, maleńkiej miejscowości położonej
kilkadziesiąt kilometrów od Poznania, w otoczeniu lasów i jezior. Spędziłem
tam szmat czasu jako dzieciak. Bardzo chciałem, aby to właśnie tam mieszkał
bohater tej minipowieści. Na szczęście Jacek nie miał nic przeciwko!
Jacek M. Rostocki:
Zdecydowanie
Hoellewand. Zaczyna się od wypadku, który przeżyłem naprawdę, a potem akcja
toczy się w schronisku, które uwielbiam. Ale chwila, moment – Bal w
Blankenese! Jasne, jak mogłem zapomnieć! To właściwie moja historia jeden do
jeden! Ale tak naprawdę, to to są inspiracje – oczywiście znajomość realiów
ułatwia oddanie rzeczywistości, sama akcja jednak fruwa w kosmosie...
*
* *
Daniel Podolak: Robercie,
czytając twoje „Życzenie” odniosłem wrażenie że inspirowałeś się Stephenem
Kingiem i jego „Smętarzem dla zwierząt”, biorąc pod uwagę choćby motyw
powracania zza grobu bliskich bohatera. Czy to prawda?
Robert Cichowlas: „Smętarz dla
zwierzaków” to moja ulubiona książka Kinga. Nie wzorowałem się jednak na
niej pisząc „Życzenie”. Chciałem stworzyć opowieść nawiązującą do bajki,
którą moja babcia opowiadała mi dawno temu. Była to bajka o złotej rybce,
potrafiącej spełniać marzenia. Pomysł dość długo kiełkował w mej łepetynie.
W końcu zacząłem zastanawiać się, jak brzmiałoby najbardziej niesamowite
życzenie, jakie można by wypowiedzieć do zaczarowanej rybki. O co
poprosiłbyś złotą rybkę? O górę forsy? Porsche Cayenne? Wystrzałową laskę? A
może... O powrót z zaświatów kogoś, kogo kochałeś? Przyznam, że gdybym
dysponował życzeniem u złotego welona, poprosiłbym o to, o co poprosił
bohater mojego opowiadania...
*
* *
Daniel Podolak: Który tekst
najciężej wam się pisało?
Robert Cichowlas: Z „Żerującą
bestią” nie było mi łatwo. Samo napisanie tego opka nie zajęło mi wiele
czasu – tydzień, może dwa, ale nad poprawkami spędziliśmy z Małgosią
Koczańską (naszą przemiłą redaktorką) niejedną noc. Fabuła tego utworu w
pewnym momencie bardzo się gmatwa, a kilka fragmentów w wersji surowej aż
prosiły się o wygładzenie. Trochę potrwało zanim opowiadanie nabrało
właściwej barwy. Po skończonej robocie byłem zlany potem, a raczej się nie
pocę podczas pisania.
Jacek M. Rostocki:
To prawda, ja też
się namęczyłem z „Żerującą bestią” :). Z moich tekstów, jakoś nic mnie nie
zmęczyło, chociaż wspomniane Hoellewand pisałem dwa lata (oczywiście z
przerwami :) a do Pobitych garów zrobiłem ze cztery zakończenia i dwa
początki. Frustrujące!
*
* *
Daniel Podolak: Czytając Sępy,
lekko się zasmuciłem z powodu małej ilości tekstów napisanych w duecie. Skąd
ta decyzja?
Jacek M. Rostocki:
Nie dramatyzuj! Te
dwa teksty, to prawie jedna trzecia ksiązki! To mało? Poza tym każdy z nas
miał wkład w teksty drugiego, zatem, to naprawdę WSPÓLNA antologia. No i
ponieważ różnimy się z Robertem, dzięki temu poszerzamy urok naszego zbioru
:) To chyba fajnie, nie?
*
* *
Daniel Podolak: Tekst „Żerująca
Bestia” zadedykowałeś Robercie bezpośrednio dla Morta Castle’a. Czy
twórczość Morta, silnie na Ciebie wpłynęła?
Robert Cichowlas: Bardzo lubię
twórczość Morta, uważam, że jest doprawdy nietuzinkowa. Opko jednak
zadedykowałem temu pisarzowi z innego powodu. Sporo się nagadaliśmy na temat
literatury. Doradzał mi w wielu kwestiach, mamy za sobą długie rozmowy
dotyczące pisania i wspólnych pasji. To wyjątkowy gość, niezwykle cierpliwy
i sympatyczny, jeden z tych pisarzy, którzy uwielbiają to, co robią, którzy
nie gonią za forsą i sławą. To skromny człowiek, oddany swej pracy
nauczyciela, w dodatku bardzo otwarty i szczery. Przyjaźnimy się od ponad
dwóch lat, często korespondujemy, a nie tak dawno temu pomagałem mu
zaistnieć na polskim rynku wydawniczym. Udało się. Znów można czytać prozę
Castle’a w Polsce. Jestem z tego powodu cholernie zadowolony.
*
* *
Daniel Podolak: Jak się zaczęła
wasza przygoda z horrorem?
Robert Cichowlas: Moja przygoda z
horrorem zaczęła się bardzo wcześnie. Miałem z dziesięć lat, albo nawet
mniej, gdy wraz z mamą – kocha horrory – oglądaliśmy „Egzorcystę”, „To”,
„Szczęki”, czy „Koszmar z ulicy Wiązów”. Bałem się jak diabli, ale dzielnie,
jednym okiem, oglądałem dalejJ Z czasem fabułę tych filmów zacząłem
przelewać na papier. Pisałem całkiem sporo, w podstawówce zapisywałem całe
zeszyty krwawymi, poronionymi historyjkami. Moje pisanie spodobało się pani
od polskiego, a to mnie motywowało. Wreszcie któregoś lata wujek pożyczył mi
kilka książek Mastertona. I wpadłem jak śliwka w kompot. Chciałem być taki
jak Masti. Czytałem i pisałem. Czytałem i pisałem. Bez końca. Zarazem
ćwiczyłem styl. Naprawdę lubiłem tworzyć. Od lat pisanie jest moją pasją.
Jacek M. Rostocki:
Mój romans z
horrorem, a właściwie z grozą a la Masterton zaczął się od karczemnej
awantury, jaką urządziłem swojej dziewczynie. Stwierdziłem, ze jest idiotką
i że nie ma mi do domu przynosić takiego barachła! (chodziło o „Manitu”!)
No i mnie zostawiła... Może nie od razu, ale dokładnie. Pozostały po niej
złe wspomnienia i Masterton... No i tak to się zaczęło. Do dzisiaj jestem
wdzięczny Mastiemu, że w ten sposób wpłynął na moje życie. Aha, jak
przeczytałem „Manitou”, to już jakoś poszło :) i idzie nadal, ostatnio z
przyjemnością połknąłem „Bazyliszka”.
*
* *
Daniel Podolak: Fani grozy,
chcieliby wiedzieć jakie macie literackie plany na przyszłość? Zdradzicie
coś może?
Robert Cichowlas: W przygotowaniu
znajduje się zbiór opowiadań grozy, który napisałem wraz z Kazimierzem
Kyrczem. Książka zostanie wydana w połowie roku, a będzie zawierać około
dwudziestu tekstów. Szczegóły w najbliższej przyszłości. Oprócz tego
niedługo na polski rynek trafi, również napisana z Kazkiem, odlotowa powieść
grozy o pilocie Boeinga, który... zresztą, sami przeczytacie.
Jacek M. Rostocki:
A ja nie zdradzę,
bo na razie żadnych planów nie mam. Szukam pracy i to jest dla mnie
prawdziwy horror :(
