|
    
ULTIMATE SPIDER-MAN (TOM 7)
    

Brian Michael Bendis i Mark
Bagley po raz kolejny stanęli za sterami "Ultimate
Spider-Man". Wciągająca seria pokazuje nam to, co najlepsze
u Pajęczaka. Tym razem w komiksie znalazły się dwie większe
opowieści - "Hobgoblin" i "Wojownicy", a także jedno
zeszytowego zapychacza - "Porzucona".
Pierwszą z nich jest "Hobgoblin",
w której to Harry Osborn powraca z ośrodka zarządzanego
przez Nicka Fury. To on zna wielki sekret Petera. Napięcie
rośnie z każdą stroną, a oliwy do ognia dolewa zachowanie MJ
i fakt, że Osborna i MJ coś kiedyś łączyło. Konfrontacja
jest nieunikniona...
"Wojownicy" to zupełnie inna
historia. Mamy tutaj do czynienia z szemraną działalnością
Kingpina, który musi działać na uboczu. Z tej sytuacji chce
skorzystać Hammerheadem. Nie interesuje go to, jakie będą
konsekwencje z podejmowanych decyzji, chce tylko przejąć
władzę nad terytorium Kingpina. Konflikt staje się coraz
bardziej krwawy. Oczywiście całej sytuacji przygląda się nie
tylko Spider-Man, lecz również Iron Fisk, Shang-Chi, Moon
King, Electra, Enforces, czy Black Car. Czeka nas niezła
jatka...
Działalność superbohaterska
Petera negatywnie wpływa na jego życie osobiste. Zawala
szkołe, pogarszają się jego stosunki z ciocią May, a co
najważniejsze, nie jest w stanie powstrzymać MJ od ładowania
się w kłopoty. Co w konsekwencji będzie musiało zakończyć
pewien etap w życiu Petera. Jego kłopoty w życiu prywatnym
odbijają się negatywnie na jego działalności
superbohaterskiej, przynajmniej takie mam wrażenie.
Spider-Man nie do końca odnajduje się latając nad miastem.
Dzięki swoim "przyjaciołom" może liczyć na małą pomoc. Spora
część albumu jest wręcz przegadana, co nie oznacza, że nie
znajdziemy tutaj ciekawej akcji. Jest kilka ciekawych
pojedynków, które muszą być poprzedzone dość obfitymi
wstępami i kreowaniem odpowiedniego klimatu.
W drugiej części albumu
Bendis lekko przesadził z wprowadzaniem nowych postaci.
Wydaje się, jakby w pewnym momencie ich ilość zaczęła
przytłaczać. Nie jest aż tak źle. Akcja mimo swoich
przestojów brnie do przodu kreując odpowiedni klimat. Same
sceny walki są świetne, a prace Bagleya potrafią wynieść
fabułę na wyżyny. Świetne rysunki, odpowiednia dynamika,
mimika twarzy, brak zbędnych elementów, a co najważniejsze
on sam nie gubi się wśród tak dużej ilości bohaterów.
Potrafi ukazać odpowiednie walory obu płci. Kolorystyka
trafiona w stu procentach. Samo wydanie jest bardzo dobre.
Otrzymujemy komiks w twardej oprawie z świetnymi materiałami
i niezłym nadrukiem. Mimo lekkiego spadku jakości fabuły
komiks dalej trzyma odpowiedni poziom i na pewno spodoba się
dużej ilości czytelnikom. Bez większych problemów mogę go
polecić.
|
|