|
Na
horyzoncie polskiej literatury, od jakiegoś czasu coraz
wyraźniej pojawia się mroczna aura, a z kłębowiska kolejnych
czarnych, burzowych chmur wynurza się kolejny polski horror.
Po Domofonie
Miłoszewskiego, Tracę ciepło Orbitowskiego i
Ciemność płonie Ćwieka przyszła czas na Białą wiedźmę
Adama Zalewskiego.
Potężna 600-stronicowa
powieść została podzielona na trzy części. W pierwszej,
zatytułowanej Rebeka, czytelnik ma możliwość na
dokładne zapoznanie się z miejscem akcji i głównymi
bohaterami krwawego spektaklu, który już wkrótce przedstawi
mu autor. Zwłaszcza w początkowej partii tej książki widać
jak dłużą wagę przyłożył on do szczegółowego opisu
rzeczywistości. Realia amerykańskiej mieściny, Cedar Peak
są traktowane z taką samą powagą jak intryga fabularna.
Dowiadujemy się zatem jak wygląda topografia i historia
miasta. Poznajemy głównych bohaterów, ich ulubione miejsca
spotkań, dylematy, a wraz z rozwojem akcji również ich
skrupulatnie skrywane przez pozostałymi mieszkańcami (nieraz
naprawdę pikantne) tajemnice. To właśnie na ukazaniu
czytelnikowi drugiego oblicza wszystkich tych z pozoru
zwyczajnych i nudnych mieszkańców amerykańskiego miasteczka,
niuansów z życiorysów i psychiki skupia się pisarz w tej
części.
W tle tego świata,
wypełnionego nudą, nadzieją i ukrytą pasją, pojawiają się
pierwsze zwiastuny nadchodzącej epidemii Zła. Epidemii, jaka
ma w kolejnych częściach wstrząsnąć mieszkańcami Cedar Peak.
Do pierwszej brutalnej eskalacji okrucieństwa dochodzi już
na samym początku, po tym jak poznajemy dwóch głównych
bohaterów Białej wiedźmy: uznawanego w okolicy za
obłąkanego architekta Johna Adamsa i jego przeciwstawieństwo
– powszechnie szanowanego szeryfa Jeffa Standfielda.
W miejscowym barze dochodzi
do krwawej masakry, a sam Adams staje się nieświadomie
jedynym świadkiem, któremu dane było ujrzeć twarz mordercy…
Wkrótce okazuje się, że nie
jest to koniec mrocznych zdarzeń, a źródła zła i chaosu
sięgają znacznie głębiej w przeszłość niż można by się tego
spodziewać.
W dwóch kolejnych częściach:
Cieśla i Biała wiedźma, autor umiejętnie
prowadzi intrygę, nie szczędząc czytelnikowi finezyjnych
opisów tortur: psychicznych i fizycznych. Zgodnie z
panującymi ostatnio konwencjami w horrorze, Biała
wiedźma to opowieść brutalna i krwawa. Trzeba jednak
dodać, że zarówno wyjątkowa konstrukcja bohaterów, jak i
świata przedstawionego sprawiają, że dostaliśmy do rąk
doskonałą książkę, łączącą w sobie elementy wyśmienitego
thrillera przywodzącego na myśl film Dominica Sena
Kalifornia, jak i stylowego ghoust story w stylu
azjatyckiej Klątwy.
Największą zaletą powieści
jest wyjątkowo dobry i wypracowany warsztat. Historia
opowiedziana jest z prawdziwym rozmachem. Nieprzypadkowo
wydawca na obwolucie przywołuje nazwisko Stephena Kinga,
Biała wiedźma wiele zawdzięcza bowiem z estetyki
charakterystycznej dla amerykańskiego mistrza grozy. Mamy
więc zwyczajnych bohaterów zmuszonych do stawienia czoła
potężnemu wrogowi. Typową amerykańską prowincję i
uwalniające się Zło, które czai się zarówno na zewnątrz,
zagrażając bohaterom, jak i w nich samych. Jest w końcu w
zakończeniu delikatnie zarysowana wiara w dobroć człowieka i
wynikającą z niej siłę, która pozwala zwyciężyć nie tylko to
metafizyczne, ale nawet to zupełnie rzeczywiste zło.
Reasumując, trzeba
stwierdzić, że po Domofonie Miłoszewskiego i Tracę
ciepło Orbitowskiego, Biała wiedźma jest
najlepszym polskim horrorem. A Kingowskie inspiracje
wykorzystane w tak stylowy, dopracowany i udany sposób, że
naprawdę trudno zastanawiać się nad tym, dlaczego pisarz
zdecydował się na tak silne amerykanizmy i całkowitą
rezygnację z jakiejkolwiek próby dodania do niej
europejskiej specyfiki i lokalnego kolorytu. Polecam.
AUTOR
RECENZJI:
PAWEŁ WAWRZYNIAK |
|