|
Swego
czasu Stendhal nazwał literaturę "zwierciadłem, które obnosi się
po gościńcu". Stwierdzenie to do pewnego stopnia pozostaje
aktualne. Obecnie zwierciadło to odbija przede wszystkim
wewnętrzne lęki współczesnego człowieka, koszmary, stres, ale
także nadzieje i marzenia. Przykładowo pozornie oddalony od
rzeczywistości gatunek, jakim jest horror, często staje się
dziś jednym z narzędzi mówienia o codzienności właśnie.
Codzienności nieznośnej, naznaczonej poczuciem braku celu i
sensu istnienia.
Taki właśnie jest świat
przedstawiony w Punkcie wyjścia, najnowszej powieść
Dawida Kaina, jednego z młodych zdolnych twórców polskiej
grozy. Wydana nakładem Oficynki książka została opatrzona w
okładkę intrygującą i przyciągającą wzrok, opis z tyłu
przywołuje celowe skojarzenia z twórczością Davida Lyncha
(biała chata). Po samym tego typu odniesieniu wymagania
czytelnika co do powieści mogą znacząco wzrosnąć.
Powieść Kaina jest
bezkompromisowa, ostra i miejscami makabryczna. Bohaterowie
to przeciętni zjadacze chleba, w większości z tych niższych
pokładów przeciętności. Pisarz Damian, który stracił coś
ważnego. Dresiarz Rafał szukający wrażeń. Klaudia, znudzona
pracownica sklepu z artykułami dla alternatywnej młodzieży.
Wszyscy spotykają na swojej drodze tajemniczego
uzdrowiciela. Rafał i Klaudia to ludzie prymitywni, słabi
duchem i zdolni do jedynie szczątkowej refleksji.
Zaprzątnięci przede wszystkim realizacją swoich przyziemnych
pragnień, trafiają w najmroczniejsze zakątki tak swego
miasta, jak i samych siebie. Czytelnik przekonuje się razem
z nimi czy ta droga prowadzi do oczyszczenia, czy może w
przeciwną stronę.
Pod względem konstrukcyjnym
powieść jest dość chaotyczna, zwolennicy klarownych,
wyraźnie spuentowanych fabuł i zamkniętych zakończeń mogą
nie być zachwyceni. Nawiązania do Davida Lyncha i
Fightclubu czynią z książki wybuchową mieszankę seksu i
przemocy doprawioną bólem egzystencjalnym. Nastrój powieści
i sposób ukazywania świata przedstawionego zbliżają Punkt
wyjścia do twórczości Jakuba Małeckiego, jednak Dawidowi
Kainowi daleko jeszcze do poziomu kolegi po fachu. Motyw,
wokół którego zbudowana została fabuła, stracił już nieco na
oryginalności, co oczywiście nie musi być wadą, jeśli
wykonanie nie wzbudza zastrzeżeń.
Język powieści jest dość
oryginalny, choć trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to
zamierzona, świadoma stylizacja, czy efekt przypadkowy.
Gdzieniegdzie rozsiane odważne stwierdzenia, które z
powodzeniem mogłyby pretendować do miana powiedzonek,
odsyłają czytelnika do rzeczywistości pozaliterackiej.
Inteligentny, cięty komentarz to duża zaleta tej nie
najlepszej, smutnej i ciężkiej powieści. Momentami można
odnieść wrażenie, że seks i przemoc zostały dodane nieco na
siłę, jako elementy podkreślające brud, zło i moralną pustkę
nie były tu aż tak potrzebne, sami bohaterowie z bagażem
złej przeszłości są wystarczająco odpychający. Spędzenie
kilku godzin w takim „towarzystwie” może być dla czytelnika
wystarczająco nieprzyjemne i bez zwiększonych dawek
naturalizmu.
AUTOR
RECENZJI:
KAROLINA (GÓRSKA) KACZKOWSKA |
|